Czego uczą bajki?
Czasy, kiedy jedynymi dostępnymi dla dzieci filmami animowanymi były klasyki typu „Reksio”, „Bolek i Lolek”, „Krecik” czy „Koziołek Matołek”, minęły bezpowrotnie. W epoce telewizji kablowej i dekoderów mamy coraz mniejszy wpływ na to, co oglądają nasze dzieci.
14.01.2008 | aktual.: 31.05.2010 20:55
Czasy, kiedy jedynymi dostępnymi dla dzieci filmami animowanymi były klasyki typu „Reksio”, „Bolek i Lolek”, „Krecik” czy „Koziołek Matołek”, minęły bezpowrotnie. W epoce telewizji kablowej i dekoderów mamy coraz mniejszy wpływ na to, co oglądają nasze dzieci.
Dzieje się tak głównie dlatego, że kreskówki lecą w telewizji na okrągło, a nie, jak jeszcze kilkanaście lat temu, w jednym bloku (o 19.00 w Pierwszym Programie Telewizji Polskiej). Kanałów tematycznych poświęconych wyłącznie filmom rysunkowym jest już kilka, a wciąż powstają nowe. Włączanie telewizora w oczekiwaniu na obiad to u wielu przedszkolaków wręcz odruch. Poza tym jest jeszcze Internet. Bajki można oglądać on-line lub legalnie ściągnąć na własny dysk. Nie zapominajmy też o filmach na VCD i DVD – dzieci pożyczają je sobie nawzajem, a my często w ogóle o tym nie wiemy.
Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że nawet filmy dla dzieci nie są pozbawione przemocy. Zrzucanie przeciwnika w przepaść, tłuczenie go młotkiem po głowie, przejeżdżanie kosiarką do trawy po plecach czy prasowanie kończyn rozgrzanym do czerwoności żelazkiem są na porządku dziennym. Wszystko to nasze pociechy oglądają z uśmiechami na twarzach, co jest poważnym sygnałem do niepokoju. Tym bardziej, że rodzice, zaalarmowani wynikami badań psychologicznych przeprowadzanych wśród dzieci, wiedzą, jaki wpływ na mentalność małych widzów wywierają kreskówki.
Animowane bajki mogą u maluchów powodować utratę kontaktu z otoczeniem – ostrzegają pedagodzy. Tym najmłodszym rzeczywistość może mylić się z fikcją; czasem dzieci myślą, że w realnym świecie obowiązują te same prawa (fizyczne czy chemiczne), co na szklanym ekranie. Skoro więc Kojotowi nie stała się żadna krzywda po tym, jak na głowę spadło mu przeznaczone dla Strusia Pędziwiatra kowadło, to można bez żadnego ryzyka spuścić na czaszkę któregoś z członków rodziny encyklopedię PWN. Skoro przybity nożami do ściany kot z kreskówki „Tom i Jerry” już w następnej scenie radośnie ściga mysz, to znaczy, że ostre narzędzia nie powodują obrażeń i są przeznaczone do zabawy. Przykłady można mnożyć, ale podstawowy wniosek nasuwa się sam: agresja w bajkach jest stosowana nader często i prawie zawsze pozbawiona przykrych konsekwencji, a dzieci wyciągają z tego morał niebezpieczny dla nich oraz ich otoczenia.
Czego jeszcze telewizja może nauczyć nasze pociechy? Maluchy widzą, że problemy w bajkach rozwiązuje się zwykle za pomocą pięści, a nie na drodze negocjacji. Przecież jak nudne musiałyby być filmy rysunkowe, w których zabrakłoby dynamicznej akcji, bo bohaterowie prowadziliby wyłącznie długie, monotonne dyskusje! Jednak zastąpienie mowy rękoczynami może sprawić, że dziecko nie będzie znało innych sposobów radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Zamiast rozmawiać – będzie bić.
Już maluchy szybko uczą się z kreskówek stosowania przemocy. Pod wpływem agresji obecnej w bajkach przedszkolaki zaczynają na ogół przejawiać większą skłonność do napastliwych zachowań. A w późniejszym, dorosłym życiu będą bardziej nerwowe od dzieci, które nie spędzają tyle czasu przed telewizorem – to kolejny smutny wniosek wyciągnięty przez badaczy zajmujących się tym zagadnieniem. Tymczasem okazuje się, że na całą sprawę można spojrzeć także inaczej. Według naukowców z University of Toronto, nie ma dowodów na to, że obserwowanie agresywnych zachowań automatycznie powoduje chęć ich powtórzenia. Zgodnie z tym założeniem przemoc w filmach animowanych wcale nie musi pozbawiać wrażliwości czy prowokować do rękoczynów.
Niektórzy psycholodzy są zdania, że dzieci są w stanie rozpoznać kontekst agresywnych zachowań w filmach animowanych; wiedzą, że to, co widzą na ekranie, nie dzieje się naprawdę. Sceny przemocy w bajkach są po pierwsze komiczne, po drugie – nierzeczywiste, bo zwykle wykonywane przez spersonifikowane zwierzęta, o których wiadomo, że nie istnieją w naturze. Ponieważ maluchy odróżniają fikcję od realnego świata, nie starają się powtórzyć tego, co widziały w filmie rysunkowym, wiedząc, że to może być niebezpieczne.
Pewne badania dowodzą nawet, że przemoc w kreskówkach jest wręcz potrzebna do tego, by dziecko prawidłowo się rozwijało. Pedagodzy wciąż powtarzają, jak ważny jest proces wychowania najmłodszego pokolenia. Maluchy mają być zewsząd otaczane wyłącznie miłością, wszyscy powinni być dla nich serdeczni, a jeśli wolno stosować wobec nich jakąkolwiek krytykę, to tylko konstruktywną.
Przy takim założeniu istnieje prawdopodobieństwo, że dziecko nie ma skąd dowiedzieć się o istnieniu bólu i zła. Jednak najmłodszym ta wiedza jest do życia potrzebna. Bądź co bądź, świat nie jest cukierkowo słodki i różowy jak w bajce o kucykach Pony. Maluchy muszą zdawać sobie z tego sprawę. Nie oznacza to oczywiście, że powinniśmy zabrać je do kina na „Teksańską masakrę piłą łańcuchową” czy puszczać na okrągło „Happy Tree Friends”. Jednak pamiętajmy, że nasza latorośl powinna wiedzieć, że świat jest w pewnym stopniu zbudowany na kontrastach.
Jeśli nie chcemy, by agresja w filmach animowanych szkodziła naszym dzieciom, możemy temu skutecznie przeciwdziałać. Powinniśmy w miarę możliwości ograniczać czas, który spędzają przed telewizorem. Warto oglądać kreskówki razem z nimi. Zobaczmy, ulubione bajki naszych pociech i sprawdźmy, czy są dla nich odpowiednie. Musimy też rozmawiać z dziećmi o tym, co widzą, tłumaczyć im, co wolno, a czego nie, opowiadać o konsekwencjach, które miałyby miejsce, gdyby w prawdziwym życiu zachować się tak, jak bohaterowie bajek.
Jest to ważne zwłaszcza w przypadku dzieci, które nie ukończyły piątego roku życia, a więc są wyjątkowo podatne na sugestie z ekranu. Jeśli w odpowiednim momencie zrozumieją różnicę między światem kreskówkowym i tym realnym, na rysunkowych opowieściach będą mogły skorzystać. Badania pokazują, że dzieci są bardziej skłonne do powtarzania pozytywnych zachowań podpatrzonych w telewizji, niż tych, związanych z przemocą.