Czy dzieci wychowywane na wsi są odporne na stres i bardziej zaradne? Słowa ministra rolnictwa zaskakują
- Dzieci w rodzinach rolniczych uczone są pracy, są dużo bardziej odporne na stres, dużo bardziej zaradne i zdrowsze - powiedział na antenie TVP Info minister rolnictwa i rozwoju wsi Grzegorz Puda. Sprawdziliśmy, czy faktycznie życie na wsi wiąże się z mniejszym stresem nastolatków i czy można generalizować - jak minister rolnictwa i określać młodzież z miasta "pokoleniem dobrobytu"?
03.02.2021 19:32
Minister Grzegorz Puda w swojej telewizyjnej wypowiedzi skrytykował młode osoby wychowane w miastach, które jego zdaniem, nie mają szacunku dla polskiej wsi i rolników.
- Warto powiedzieć, że mleko nie bierze się z kartonu, jak wiele młodych ludzi w miastach do dzisiaj uważa. To pokolenie dobrobytu, tak często wychowywane bez wartości, jest coraz słabsze i pokazała to pandemia - ocenił minister rolnictwa.
Polska jest bardzo zróżnicowana. Inne problemy pojawią się w miastach, inne we wsi podmiejskiej, gdzie mieszkańcy nie utrzymują się z rolnictwa, a zupełnie inne we wsi typowo rolniczej.
O tych różnych "rodzajach" wsi i jej mieszkańcach, mówi w rozmowie z WP Kobieta - Ilona Wodnicka, mama trójki dzieci, współwłaścicielka sporego gospodarstwa pod Toruniem.
Oboje z mężem studiowali w Warszawie i mają wykształcenie wyższe. Wrócili na wieś, gdy urodziła się pierwsza córka. - Stwierdziliśmy wtedy, że to jest dla nas odpowiednie miejsce i lepsze do życia dla naszych dzieci. Mniej zagrożeń, mniej niebezpieczeństw nowoczesnego świata. Wieś daje komfort i spokój - mówi Ilona.
Jednak, mimo że żyją na wsi, dzieci wożą do szkół do miasta. Najstarsza córka Ilony w ubiegłym roku zaczęła liceum, młodsza chodzi do 3. klasy szkoły podstawowej. - Najmłodsza córeczka ma 4 lata i w przyszłym roku będę ją wozić też do Torunia do przedszkola - mówi matka dziewczynek.
Zobacz także: Gaslighting to perfidna forma przemocy. "Sprawca stanie na głowie, aby utrudnić ofierze odejście"
Czy życie na wsi jest lepsze od życia w mieście, w kontekście wychowywania dzieci?
- Na wsi widzę mniej zagrożeń na co dzień. Jednak moje dzieci mają stały kontakt z miastem. To, że my mamy biznes na wsi, nie znaczy, że córki będą rolniczkami. To będzie kiedyś ich wybór - podkreśla.
Ilona z mężem stara się wychowywać córki w sposób współczesny i nowoczesny. Dzieci mają wszystko, czego potrzebują.
- Czy one mają mniej stresów, nie wiem, na pewno ja mam mniej stresu, bo nie muszę się bać o nie tak bardzo, jak obawiałabym się, mieszkając na jakimś miejskim blokowisku - mówi Ilona.
Na pytanie, czy zgadza się ze słowami ministra rolnictwa, wyjaśnia: - Tam, gdzie jest duża rodzina i bieda to widzę, że młodzież musi być bardziej odpowiedzialna. Szybciej zaczynają pracować, mają różne obowiązki, często ponad swój wiek. Bardziej skłonna byłabym stwierdzić, że to status materialny rodziny decyduje o tym, jak wygląda życie młodych ludzi, a nie to czy mieszkają na wsi, czy w mieście - mówi Ilona Wodnicka.
Czy zatem dzieci na wsiach są zaradniejsze od dzieci miejskich?
- To zależy od bardzo wielu czynników, m.in. od norm i wartości, jakie już przyswoiły, od grupy rówieśniczej, w której funkcjonują, od dostępu do mediów, od tego, czy wychowują się w gospodarstwie rolnym, jakim i czy są zobowiązane do pomocy w nim - mówi w rozmowie z WP Kobieta, dr. nauk humanistycznych z Instytutu Socjologii UŁ, Katarzyna Zajda. - Nie wydaje się prawdziwe przypuszczenie, że są bardziej odporne na stres. To jest kategoria wielowymiarowa, którą powinno się rozpatrywać w odniesieniu do różnych sytuacji społecznych. To młodzież wiejska jest opisywana w literaturze jako ta, która ma mniejsze aspiracje edukacyjne, wybiera kierunki studiów uważane za łatwiejsze, w większym stopniu obawia się konkurencji na rynku pracy i w tym sensie doświadcza większego stresu niż młodzież miejska - dodaje specjalistka.
O trudnościach wychowywania dzieci na wsi opowiedziała nam Magda Wojtczak, wdowa, mama 13-letnich bliźniaczek, mieszkanka wsi w województwie lubelskim.
- Nigdy nam się nie przelewało. Mąż pił, od dawna nie miał pracy. Tylko dorywczą. Zachorował i zmarł. Zostałam sama z dziećmi - mówi kobieta.
Magda mieszka na wsi, ale nie pracuje na roli. To jej mąż był rolnikiem, jednak w ostatnich latach brał tylko prace sezonowe. - Ja szyję. Biorę różne zlecenia, ale wie pani, ciężko jest. Jak wychowuję dzieci? Normalnie. Chodzą do szkoły. Muszą mi pomagać w domu. I muszą się uczyć - mówi kobieta.
Czy córki Magdy wychowują się bezstresowo? Chyba nie, jak zauważa matka bliźniaczek. - Niektóre dzieci w klasie jej córek są "lepsze", bo z bogatych domów, a jej córki widzą, że niektórzy mają dużo więcej. Już ten fakt powoduje u dziewczynek stres.
Jedna z córek Magdy ma od kilku miesięcy duże wahania nastroju. Często płacze. Czasami mówi, że nikt jej nie rozumie, że nienawidzi ludzi. Magda wie, że powinna się z córką udać do psychologa, ale ze względu na brak pieniędzy i czasu, ciągle odsuwa ten temat na bok. - Do miasta daleko, ciągle mam nadzieję, że te smutki jej miną, chociaż trwa to już dość długo - mówi zaniepokojona matka bliźniaczek.
Zobacz także: Młodzież coraz częściej rezygnuje z lekcji religii. "Dobry katecheta powinien być otwarty na świat"
Zarówno dzieci z miast, jak i ze wsi są narażone na stresy, jednak są innego rodzaju.
- Dzieci z miast narażone są na większe natężenie hałasu: tramwaje, duży ruch uliczny, centra handlowe z wszechobecną głośną muzyką, ale też bodźce wizualne w postaci banerów, ekranów i reklam, bombardujących je nowymi produktami - mówi Marta Groszyńska, psycholożka i psychoterapeutka PsychoMedic.p. Z drugiej strony dzieci ze wsi, mimo że żyją w spokojniejszym środowisku, należą do mniejszych społeczności, gdzie wszyscy się znają. Wówczas każdy błąd może odbić się szerszym echem, dotrzeć do większej ilości osób, co samo w sobie może być stresujące.
Psycholog zauważa, że na wsiach, często jest mniejsza tolerancja dla bycia w jakikolwiek sposób innym, co może wiązać się z dokuczaniem. - Takiemu dziecku trudniej jest znaleźć podobną sobie grupę rówieśników, np. należących do tej samej subkultury, która mogłaby dać mu oparcie. Jak wiadomo, stres obniża odporność organizmu, i wówczas łatwiej o zachorowanie - bez względu na miejsce zamieszkania. - dodaje psycholog Marta Groszyńska.
"Moje dzieci mają i stres i obowiązki, bo inaczej nie dałabym sobie rady"
- Sama wychowuję dzieci – opowiada nam Anna Czarnecka z Trójmiasta - Z trójką dzieci, trudno mi mówić o beztroskim życiu w mieście. Trudno też powiedzieć o moich dzieciach, patrząc na naszą sytuację i na stan konta, że są "pokoleniem dobrobytu".
Dzieci Anny bezstresowego życia nie mają.
- Nie ma ojca w domu. Nie mamy za dużego budżetu. W szkołach niektórzy mają wszystko i jeszcze więcej. Moje dzieciaki widzą, że mają mniej. Zauważają różnice - mówi Anna. - Nie jeździmy samochodem, nie wyjeżdżamy za granicę.
Dzieci Anny nie chodzą też na zajęcia dodatkowe, bo jej nie stać. Nie mają najnowszych ubrań, ani sprzętu komputerowego. I muszą pomagać w domu. Dzieci kobiety mają 15, 13 i 11 lat. Każde ma w inny dzień dyżur. Najstarszy syn odprowadza albo odbiera najmłodszego syna ze szkoły, to jego obowiązek. Dzieci muszą pomagać w kuchni i z zakupami.
- Czasem się buntują, ale już wiedzą, ze inaczej nie dalibyśmy rady. Uczą się sami i mają dobre wyniki w szkole – mówi Anna. - Starsze dzieci często siadają z najmłodszym i tłumacza mu np. matematykę, albo przepytują z angielskiego. Wszyscy rozumieją, że tylko tak damy sobie radę. Spokojnie mogę powiedzieć, że moje dzieci w wielkim mieście mają i stres i obowiązki, bo inaczej nie dałabym sobie sama rady i absolutnie nie mogę powiedzieć o moich miejskich dzieciach, że żyją w nadmiernym dobrobycie, myślę, że wielu mieszkańców podmiejskich wsi ma dużo lepiej niż my - podsumowuje Anna.
- Intensywne kontakty szybko zmieniają wieś i jej mieszkańców, podobnie jak zmieniają mieszkańców miast. Młodzież miejska jest również zróżnicowana, aprobowane normy i wartości zależą od wielu zmiennych, w tym oczywiście od rodziny, szkoły, grup rówieśniczych. Proces globalizacji upodabnia młodzież wiejską do miejskiej, w tym sensie nie można czynić generalizacji i tworzyć sztucznych podziałów na bardziej zaradną młodzież wiejską i mniej zaradną młodzież miejską - podsumowuje socjolog Katarzyna Zajda.