Czy księżniczki będą zmuszone zejść z tronu? Koniec ery Tindera
Tinder do tej pory był aplikacją demokratyczną. Użytkownicy mogli wymieniać się wiadomościami, jeżeli obie strony potwierdziły zainteresowanie znajomością (czyli "przesunęły w prawo" zdjęcie drugiej osoby). Niedawno aplikacja zapowiedziała nową funkcję – jako pierwsze wiadomość będą mogły wysyłać tylko kobiety.
- Często kobiety nie chcą czuć presji związanej z rozpoczynaniem rozmów z nieznajomymi, jeśli jednak to lubią, to będzie to dla nich wspaniała opcja. Dawanie ludziom wyboru w sposobie rozpoczynania znajomości w porównaniu z mówieniem im z góry, jak ma się to odbywać, robi wielką różnicę - wyjaśniła powody wprowadzenia nowej funkcjonalności Mandy Ginsberg, dyrektor generalny Match Group (właściciel Match.com, OKCupid i Tinder). Ustawienie ma być opcjonalne.
Na początku pomyślałam z żalem, że to kolejna edycja "seksizmu naszego powszedniego", tym razem wymierzona w kierunku mężczyzn. Że właśnie zostali potraktowani jako niechciani i nachalni "biedaadoratorzy". Bo przeciętny Maciek palce od przesuwania w prawo ma już wyćwiczone i na pewno wysyła niesmaczne wiadomości do każdej tinderowej wybranki. A potem, niezdrowo podniecony jej niechęcią, włamuje się do sieci i jak rasowy haker z serialu ("wpiszę A+8+Enter i cały system internetowy Białego Domu zhackowany w 4 sekundy"), zdobywa jej adres zamieszkania, po czym wyczekuje pod domem śpiewając serenady i czekając na dowody uznania dla swoich detektywistycznych umiejętności. Najlepiej w postaci szybkiego numerka.
Zobacz też: Tak randkują Polacy. Miłość w czasach Tindera
Owszem, są faceci, którzy mimo sympatycznego oblicza i zdjęcia z kotem, wysyłają masowo zdjęcia swoich genitaliów. Wciąż jest to jednak margines i mocno krzywdzący stereotyp (chyba, że "przesuwasz w prawo" faceta, który np. świeci przyrodzeniem na zdjęciu – ale wtedy możesz mieć pretensje wyłącznie do swojego plastikowego gustu i braku umiejętności przewidzenia konsekwencji).
Po pierwszej odruchowej reakcji - współczucia dla mężczyzn - pojawiła się u mnie refleksja, że może Tinder zrobił im przysługę? Nie będą już przecież musieli wchodzić w narzuconą im kulturowo rolę faceta zdobywcy, tylko na wygodnej kanapie z punktem widokowym na telewizor, będą mogli spokojnie czekać na wiadomości. I decydować, na które odpowiedzieć. Mówiąc wprost – role ulegną całkowitemu odwróceniu.
Teraz rola kobiet-księżniczek zaczyna się i kończy na wstawieniu przykuwającego uwagę zdjęcia (i ewentualnie opisu). Rolą ich przyszłych książąt jest – oprócz powyższego – odpowiednie rozpoczęcie rozmowy. Na ich barkach spoczywa też ciężar kontynuacji konwersacji ("wolisz bułki czy chleb?" – napisał pewien adorator mojej koleżance rok temu. Do tej pory są razem) i wyjście z inicjatywą spotkania. – Na 100 otrzymanych wiadomości , przypadły dwie wysłane ode mnie. W 98 proc. inicjatywa była ze strony mężczyzny. Kiedy to ja byłam inicjatorką, to jeden facet odpisał mi bardzo lakonicznie, drugi w ogóle nie raczył podjąć rozmowy – opowiada Monika. Taka reakcja zniechęciła ją do dalszych prób.
Tymczasem dla mężczyzn "odrzucenie" jest sprawą niemalże naturalną – zarówno w życiu internetowym, jak i tym realnym. - Nigdy mi się nie zdarzyło, żeby kobieta pierwsza do mnie napisała. Na ogół jeszcze stosują jakąś chorą zasadę, że nawet jeśli dobrze nam się rozmawia, to dopiero jak rozpocznę rozmowę trzy razy pod rząd, one mogą napisać jako pierwsze. Bo jeśli wcześniej inicjatywa wyjdzie od nich, to im korona z głowy spadnie – komentuje Irek. Przestał korzystać z aplikacji, bo znudziło mu się zdobywanie "udających niedostępne" dziewczyn.
Jak przed zarzutem "księżniczkowania" bronią się kobiety? Twierdzą, że nie chcą się "upokarzać" i "narzucać", a poza tym "nie mogą pokazać, że im zależy".
To świadczy o tym, jak zostałyśmy wychowane. Jeśli potencjalne odrzucenie przez nieznajomą osobę, której nie trzeba nawet spojrzeć w twarz, wiąże się z poczuciem "upokorzenia", to widzę w tym potężny potencjał dla psychologów. Tym bardziej, że kobiety, które tak twierdzą, zaskakująco dobrze radzą sobie na przykład na polu zawodowym. – Kulturowo zakorzeniony jest stereotyp, że dziewczynki mają być grzeczne, ładne i lubiane. Dlatego w późniejszym życiu mogą nie radzić sobie z porażkami na gruncie osobistym. Poza tym wciąż mamy patriarchat i zabiegamy o względy faceta, chcemy mu się przypodobać. Jeśli nam się to nie uda, po prostu czujemy, że nasza wartość spada – mówi psychoterapeutka Monika Turska.
Dlatego lepiej nie próbować.
Jestem jak Maks w "Seksmisji" - widzę ciemność. I koniec ery Tindera. Księżniczki prędzej przeniosą się na Sympatię.pl (albo wykonają brawurowy ruch w postaci wyjścia z domu celem nawiązania znajomości) niż zmienią pozłacany tron na kolebiący się stołeczek (nie)łaski faceta. Jest jednak szansa, że - jak napisał pewien internauta - "loszki i atencjuszki sobie tej opcji nie ustawią". I wtedy Tinder w glorii i chwale pozostanie najpopularniejszą mobilną aplikacją randkową. Na wieki wieków, amen.