Damian jest nianią od 6 lat. "Niektórzy na mój widok robią wielkie oczy"
Najmłodsze dziecko, którym się zajmował, miało trzy tygodnie. – Pierwsze noce były bardzo ciężkie, nie było mowy o żadnym spaniu – mówi Damian Maciejewski, Pan Niania. – Gdy ktoś do mnie dzwoni i mówi: "Potrzebuję opieki, bo już czasami psychicznie nie wytrzymuję", to przyjmuję zlecenie, ustalamy plan i działamy.
Ewa Podsiadły-Natorska, Wirtualna Polska: Właśnie za ścianą mam trzech rozbrykanych chłopców w wieku przedszkolnym. Jakie ma pan patenty, żeby ich nieco poskromić?
Damian Maciejewski: To zależy, co robią.
Biegają, szaleją i nikogo nie słuchają.
W takiej sytuacji mam jeden niezawodny patent: wziąć dzieci na dwór. Chyba że akurat nie ma takiej opcji…
To co wtedy?
Zależy od wieku. W przypadku starszych dzieci możemy razem stworzyć grę planszową, to zajęcie na długo, bo najpierw robimy grę i pionki, wymyślamy zasady, a potem gramy. Dzieci są z siebie bardzo dumne i zadowolone.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
A u młodszych?
Z nimi jest trochę trudniej. Najczęściej sprawdzają się standardowe zabawy: puzzle, klocki, kolorowanki. Choć z doświadczenia wiem, że np. czterolatki częściej niż zajęcia potrzebują bliskości. Z tymi dziećmi trzeba posiedzieć, poprzytulać się, być obok.
Jak to się stało, że został pan nianią? To dobre określenie – "niania"?
Tak, dokładnie w ten sposób na siebie mówię, nie odmieniam tego słowa. Zaczęło się w 2018 roku. Nie miałem wtedy jeszcze sprecyzowanego zawodu, w którym dobrze bym się czuł. A ponieważ jestem nadwrażliwy, bardzo uczuciowy i jak na faceta pewnie za delikatny, pomyślałem, że może powinienem wykorzystać te cechy np. w opiece nad dziećmi. Wystawiłem ogłoszenie. Musiałem trochę poczekać na swoje pierwsze zlecenie, ale jak już zacząłem, to poszło "piorunem".
Wcześniej miał pan szersze kontakty z dziećmi?
Z dziećmi zawsze miałem bardzo dobry kontakt. Już jako nastolatek byłem zaangażowany w opiekę nad dziećmi kuzynostwa, swoich przyjaciółek czy dzieci wychowujących się w rodzinie mojej ówczesnej dziewczyny. Nie myślałem jeszcze wtedy, że mógłbym robić to zawodowo, zwłaszcza że, nie ukrywajmy, facet-niania wydawał się kimś dziwnym, dla mnie również. Do dziś niektórzy na mój widok robią wielkie oczy.
W jakim wieku było pierwsze dziecko, którym się pan opiekował?
Miało 2,5 roku. Ten chłopiec był bardzo energetyczny, miał "charakterek", to było jedno z moich cięższych zleceń.
Odpuszcza pan, jeśli czuje, że nie może sobie z dzieckiem dać rady?
Nie, nigdy. Nie ma dla mnie znaczenia, czy jest to dziecko spokojne, czy niesforne, sprawne czy z niepełnosprawnością, a może ma ADHD. Otrzymuję zadanie, które wykonuję najlepiej, jak potrafię. Poprzeczkę ustawiam sobie wysoko, więc gdy ktoś do mnie dzwoni i mówi: "Potrzebuję opieki, bo już czasami psychicznie nie wytrzymuję" – co dla mnie jako rodzica trójki dzieci jest zrozumiałe – to po prostu przyjmuję zlecenie, ustalamy plan i działamy.
Co jest w tej pracy najtrudniejsze?
Hmm… Dobre pytanie.
Może skoro nie jest panu tak łatwo odpowiedzieć, to znaczy, że nie ma aż takich trudnych rzeczy…
Nie, jest ich wiele (śmiech), tylko ciężko wybrać tę jedną najcięższą. Na pewno trudna jest organizacja pracy, bo jestem nianią w stylu dorywczym, "na telefon". Zapełnienie grafiku i jego ułożenie np. na kolejny tydzień, jest bardzo trudne. Muszę wszystko planować z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, a pracuję z 20–30 rodzinami; niektóre "korzystają ze mnie" często, np. 3–4 razy w tygodniu. Reszta sporadycznie, w zależności od potrzeb. Z roku na rok rodziny też się zmieniają – jedne odchodzą, bo dzieci rosną, pojawiają się nowe.
A każda rodzina jest inna, ma swój rytm życia, własne zasady, zwyczaje, poczucie humoru, teksty… Nie jest łatwo z godziny na godzinę "przestawić się" na inną rodzinę. Do tej pory przeszedłem już przez ok. 160 domów. W każdy muszę "wejść", dać się poznać, pokazać. Teraz, dzięki temu, że otrzymuję zlecenia z rekomendacji, jest już łatwiej. Ale i tak wciąż ludzie się dziwią.
Czemu?
Przede wszystkim, dlaczego zostałem nianią. Niektórzy uważają, że skoro wybrałem taki zawód, to muszę być gejem. Na szczęście mam duże poczucie humoru, zawsze coś powiem "na wejściu", co jest dobre, bo rozluźnia atmosferę.
W jakim wieku ma pan dzieci pod opieką?
Najmłodsze miało trzy tygodnie, najstarsze 12 lat.
Trzy tygodnie? Jak pan sobie poradził?
W gruncie rzeczy mam pod opieką o wiele więcej maluszków niż starszych dzieci. W przypadku tego 3-tygodniowego sytuacja była taka, że rodzice znajdowali się w domu, w osobnym pokoju, tylko potrzebowali się wyspać, zwłaszcza że tata pracował do późna. Rodzice nie mieli chwili oddechu. Kiedy się u nich pojawiłem, chcieli zobaczyć, jak to będzie funkcjonować. I zafunkcjonowało. Przychodziłem o 22, wychodziłem o 6–7. W nocy zajmowałem się malutką dziewczynką. Miała kolki, więc pierwsze noce były bardzo ciężkie, nie było mowy o żadnym spaniu, ale później było już w porządku – mała budziła się na karmienie i spała dalej.
Widzi pan siebie w innym zawodzie?
W tej chwili nie myślę o tym. Wręcz chciałbym pokazać, że mężczyzna może być nianią i że jest to ciężka, ale fajna praca.
Zdarzyło się dziecko, z którym nie mógł się pan dogadać? Nic nie skutkowało?
Przychodzi mi do głowy pewien chłopczyk, chociaż sytuacja w tamtej rodzinie była trudna, mama była świeżo po rozstaniu z tatą chłopca, co mogło mieć znaczenie, bo chłopiec nie był otwarty na żadne nowe znajomości. Jeździliśmy we trójkę na wycieczki i z boku mogło to wyglądać, jakbyśmy byli rodziną, a nie obcymi ludźmi, zwłaszcza gdy nosiłem dziecko na barkach.
Gdy jednak mama poszła po frytki, ten chłopiec, gdy tylko zostaliśmy sam na sam, zaczynał mnie kopać. Nie wiedziałem, co się dzieje, czy jestem w jakimś "Big Brotherze", byłem w szoku, bo przy mamie chłopiec zachowywał się jak aniołek. Opieka nad nim trwała ok. 3 miesiące – może gdyby było więcej czasu, w pełni by mnie zaakceptował.
Teraz dzieci szybciej dorastają, ciągle pojawiają się jakieś nowości. Czy musi się pan doszkalać, interesować nowinkami?
Nie muszę, ale chcę. Nikt tego ode mnie dotąd wymagał, ale jestem na bieżąco, ponieważ mam również trzech synów w wieku 7, 5 i 3 lata, więc obowiązujące w tym wieku bajki, zabawy czy nawet jakieś dziwne powiedzonka to raczej znam.
Łatwiej jest panu z chłopcami czy z dziewczynkami?
Hm… Tak naprawdę nie ma reguły. Lubię mieć równowagę, czyli mniej więcej połowę dziewczynek i chłopców pod opieką. Choć mówiąc szczerze, z racji tego, że jestem ojcem chłopców, czasami wolę zajmować się dziewczynkami. Zresztą zawsze chciałem mieć córkę (śmiech). Z dziewczynkami zabawy są trochę inne, ale powiedziałbym, że jest to bardziej kwestia osoby i temperamentu dziecka niż płci.
Przyjaźni się z pan z rodzinami, z którymi pan współpracuje?
Tak, z niektórymi wręcz bardzo, spotykamy się prywatnie. O wielu z nich wiem mnóstwo rzeczy.
Miał pan kiedyś sytuację niebezpieczną albo podbramkową?
Nie, w czasie opieki cały czas trzymam rękę na pulsie. Miałem natomiast sytuacje nietypowe. Jestem opiekunem w czasie wesel, komunii czy uroczystości rodzinnych, gdzie dużo się dzieje. Bywam św. Mikołajem. Kiedyś musiałem zawieźć panią razem z dzieckiem z Wrocławia do Tarnowa (ponad 350 km – przyp. red.). Zostawiłem ich tam, a po tygodniu po nich wróciłem. Ta praca jest nieprzewidywalna.
Dla Wirtualnej Polski rozmawiała Ewa Podsiadły-Natorska