Dorota Wellman żegna psa tak, że łzy cisną do oczu. "Był naszym strażnikiem i przyjacielem"
Od roku jestem w żałobie. W żałobie po psie. Znajomi mówią: weź następnego, tyle jest fajnych piesków w schroniskach, kolega proponuje szczeniaka. A ja nie mogę. Nie chcę zamienić jednej miłości na drugą. - pisze w felietonie dla "Wysokich Obcasów" Dorota Wellman. To, jak wspomina Barry'ego wzrusza do łez.
20.06.2017 | aktual.: 21.06.2017 14:52
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Wyglądał jak puchaty miś z wielkimi uszami. Na spacerze siadał i oglądał samoloty na niebie. Tak się na nie gapił, że przewracał się na plecy." - opowiada o 15-letnim BarrymWellman. - Był mądrzejszy od wielu ludzi. Był naszym strażnikiem, naszym pocieszycielem i przyjacielem" - dodaje dziennikarka. I przytacza sytuacje, chwytające za gardło. Jak tę po operacji syna, kiedy pies nie opuszczał go na krok. Nie brakuje też kilku anegdot ze wspólnego życia. "Na spacerze siadał i oglądał samoloty na niebie. Tak się na nie gapił, że przewracał się na plecy.. "- czytamy.
Wellman nie ma wątpliwości, że ona i jej bliscy byli stadem zwierzęcia. Kiedy Barry zachorował, to stado ratowało go wszelkimi sposobami. "Nie udało się śmierci przechytrzyć. Zrozumieliśmy, że podtrzyywanie go na siłę przy żciu jest okropnie egoistyczne" - wyznaje dziennikarka. Pies zmarł i został skremowany w zwierzęcym krematorium. "Jego prochy rozsypaliśmy tam, gdzie najbardziej lubił biegać" - tłumaczy czytelnikom "WO". Na koniec ma pewną wiadomość. "Wszystkim tym, któkatują zwierzęta, zalepiają im mordki plastrem i topią, zostawiają w lesie, wyrzucają z samochodów, tym, którzy katują w transportach do rzeźni, tym, którzy podnieśli rękę na braci mniejszych, życzę wszystkiego najgorszego!" - kwituje.