Dr Agata Błasiak trafiła na listę najlepszych młodych naukowców. Jej odkrycia pomogą chorym na raka i COVID-19
Dr Agata Błasiak wyjechała z Polski 12 lat temu. Dziś stoi na czele wydziału Digital Health Innovation na singapurskim National University, a jej nazwisko trafiło na prestiżową listę najlepszych naukowców i naukowczyń poniżej 35. roku życia przygotowaną przez magazyn "MIT Technology Review". – Gdy pracowałam nad spluwaczką do śliny niezbędną do testowania w kierunku COVID-19, zainspirowałam się tutką do dekorowania tortów – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
11.02.2022 | aktual.: 11.02.2022 11:38
Katarzyna Pawlicka, WP Kobieta: Zajmuje się pani medycyną cyfrową. Dla większości z nas ten termin brzmi mocno abstrakcyjnie.
Dr Agata Błasiak: To bardzo szerokie pojęcie, którego używa się mniej więcej od 3-4 lat, ale obejmuje także zjawiska, które zdążyły zadomowić się w systemach zdrowotnych na całym świecie, również w Polsce. Mówiąc najogólniej, chodzi o to, by wspomóc system zdrowotny, używając cyfrowych technologii. To może być na przykład gra wywołująca takie stany skupienia, które możemy wykorzystać w leczeniu ADHD. Ale także aplikacja, która bez udziału lekarza jest w stanie przeprowadzić terapię uzależnień, np. od nikotyny lub u osób mających stany depresyjne.
I to jest bezpieczne? Lekarze ostrzegają przecież, żeby nie korzystać na własną rękę z "doktora Google".
Mówimy o czymś całkiem innym. Takie aplikacje najpierw przechodzą szereg badań klinicznych potwierdzających ich skuteczność. Poza tym są przepisywane na receptę po wcześniejszej konsultacji z lekarzem – zupełnie jak leki. To lekarz wybiera pacjenta, któremu ten rodzaj terapii ma szansę pomóc.
Rozwiązania cyfrowe widziałam w jednym z polskich sanatoriów. Myślę o grach angażujących słabszą część ciała czy służących do ćwiczenia wzroku. Aplikacje to jednak dla mnie nowość.
Tych na receptę nie ma jeszcze zbyt wiele, ponieważ muszą przejść naprawdę rygorystyczne testy. Są też oczywiście dostępne aplikacje służące do kontrolowania zdrowia, które możemy pobrać sobie, często nawet bezpłatnie, na telefon. Porównałabym je jednak do suplementów – mają szansę pomóc, ale nie przeszły takich rygorystycznych testów.
Zobacz także
Coraz częściej, szczególnie w kontekście pandemii, słyszymy, że brakuje lekarzy. Cyfrowa medycyna ma szansę choć w pewnym stopniu wypełnić tę lukę?
Myślę, że tak. Dzięki medycynie cyfrowej lekarze będą w stanie pomóc większej liczbie pacjentów, także w krajach, w których od zawsze brakuje personelu medycznego. W tym kontekście warto wspomnieć o teleporadach, które stały się częścią wielu systemów zdrowotnych. W Singapurze wszyscy do nich przywykli, nie budzą już kontrowersji.
W Polsce wciąż wielu pacjentów narzeka na tę formę kontaktu z lekarzem.
Relacja z lekarzem nie jest oczywiście wyłącznie wymianą informacji, ważna jest również interakcja z człowiekiem i jej fizyczny aspekt. Z drugiej strony do wielu rozwiązań podchodziliśmy sceptycznie, myśleliśmy, że ich nie zaakceptujemy, tymczasem teraz wydają się zupełnie normalnie. Myślę, że tak samo będzie z teleporadami, do których po prostu się przyzwyczaimy.
Jaka była pani droga do tej dziedziny? Nie ma przecież, przynajmniej w Polsce, kierunku studiów "medycyna cyfrowa".
Studiowałam biotechnologię na Politechnice Warszawskiej i tam zobaczyłam, jak inżynieryjne aspekty mogą łączyć się z biologią czy medycyną. Z czasem zaczęłam iść w kierunku projektów, które miały być przeznaczone do realizacji w szpitalach czy systemach zdrowotnych. Zależało mi, by mieć wpływ na konkretne rozwiązania służące lekarzom czy pacjentom. Kiedy kilka lat temu cyfrowa medycyna zaczęła pojawiać się w naukowym świecie, poczułam, że to miłość od pierwszego wejrzenia. Pomyślałam, że bycie częścią tego zjawiska to niezła przygoda.
Która rozwija się w szaleńczym tempie. Wraz z zespołem pracuje pani nad platformą, która ma szansę zwiększyć skuteczność różnych terapii, także tych stosowanych w leczeniu chorób nowotworowych.
To platforma CURATE.AI przeznaczona dla lekarzy. W oparciu o gromadzone na niej dane o pacjencie tworzymy jego profil i na jego podstawie lekarz może wybrać najbardziej skuteczną w tym konkretnym przypadku dawkę leku. Wystarczy, że mamy cztery zmienne pary danych, by otrzymać taką odpowiedź. Każde kolejne dane są dodawane do profilu, dzięki czemu on ewoluuje – stadia choroby różnią się przecież od siebie, podobnie jak np. stan fizyczny pacjenta, jego metabolizm. Obecnie nasza technologia jest w trakcie kolejnych badań klinicznych, które skupiają się na raku jelita i raku krwi.
Rozumiem, że platforma ma pomóc lekarzom, podpowiedzieć najlepsze dla danego pacjenta rozwiązanie, jednak ostateczna decyzja zawsze należy do nich?
Oczywiście. Przy czym opracowaną przez nas technologię można stosować także wśród osób zdrowych, nawet na własną rękę, np. do optymalizacji wyników sportowych czy intelektualnych. Wówczas nie dozujemy leków, a ćwiczenia fizyczne lub umysłowe dobrane idealnie dla konkretnego użytkownika. Wtedy to on będzie decydował czy np. zrobić 15 pompek, jak podpowiada aplikacja czy poprzestać tylko na 5.
National University of Singapore, Institute for Digital Medicine (WisDM)
Lekarzy trzeba przekonywać do medycyny cyfrowej?
I tak i nie. Na pewno trzeba udowodnić im, że te rozwiązania naprawdę działają – stąd wymagające systemy certyfikowania i wymóg przeprowadzenia badań klinicznych. Kiedy jesteśmy w stanie przedstawić lekarzom ich szczegółowe wyniki, zazwyczaj wykazują dużą otwartość.
Rozmowy z medykami są zresztą bardzo ważne na każdym etapie naszej pracy – także, by dowiedzieć się, czego oczekują i tworzyć rozwiązania, których faktycznie chcą używać i mogą im zaufać. To nie mogą być też zbyt skomplikowane systemy, wymagające np. zbyt wielu danych, ponieważ będzie je bardzo trudno wprowadzić w życie.
Pandemia postawiła jednak przed panią wyzwanie innej natury. Konieczny był powrót do metod analogowych…
Myśli pani o naszym jedynym projekcie, dla którego musimy chodzić do laboratorium – normalnie wystarczą nam tylko laptopy. Latem 2020 roku jeden z naszych zaprzyjaźnionych profesorów z Wydziału Biologii i Immunologii zgłosił się do nas z pytaniem, czy bylibyśmy w stanie przygotować dla niego narzędzie do zbierania śliny, czyli "spluwaczkę". Pandemia całkiem zmieniła rynek i nie był w stanie znaleźć czegoś, co mogłoby spełniać taką rolę.
Uznałam, że na pewno możemy coś zrobić i zaczęłam myśleć. Zainspirowałam się tutką do dekorowania tortów. Dodaliśmy do niej elementy wydrukowane na drukarce 3D i tak powstał nasz prototyp, który nie tylko był łatwo dostępny, ale pozwalał także na homogenizację próbki śliny.
Tutaj muszę pani przerwać i poprosić o wyjaśnienie.
Mechanicznie rozbijał ślinę i dzięki temu sprawiał, że stawała się substancją dużo łatwiejszą do dalszej analizy – w tym przypadku wykrywania cząsteczek wirusa tradycyjnym testem, testem PCR, albo jeszcze innymi metodami. Pierwotny projekt wyewoluował, już nie używamy lejków do dekorowania ciast i jesteśmy w trakcie rozmów, by wprowadzić naszą "spluwaczkę" na rynek.
Medycyną cyfrową mogłaby pani zajmować się w Polsce?
Wspaniałe w medycynie cyfrowej jest też to, że można dostosować ją do konkretnych populacji i lokalizacji geograficznych – np. Polaków i Azjatów będą motywowały do działania zupełnie inne rzeczy. Inna będzie też struktura certyfikacji. W Singapurze niezwykłe jest podejście rządu, który na naukę przeznacza naprawdę duże pieniądze, a medycynę cyfrową wpisał w swój plan rozwoju. Dzięki temu nasze projekty moją faktycznie wchodzić w życie i zmieniać rzeczywistość lekarzy i pacjentów na lepsze.
W Polsce są grupy naukowców, które tworzą fascynujące, bardzo przyszłościowe rozwiązania, ale nie wiadomo kiedy i jak będą one wprowadzone w życie. Jest to zresztą wyzwanie wielu krajów w Europie i na świecie, jako że wprowadzanie nowych technologii do systemu zdrowotnego nie jest sprawą prozaiczną.
W Singapurze mieszka pani od sześciu lat. Przeprowadzka była dużym wyzwaniem?
Wiele zależy do tego, z jakimi oczekiwaniami przyjeżdża się do Azji – różnice są oczywiste, natomiast ja odnajduję się tej rzeczywistości bardzo dobrze. Wyzwaniem jest na pewno pogoda – dziś leje tropikalny deszcz, który potrafi padać przez kilka dni. W pozostałe panuje natomiast tropikalne lato, z temperaturą powyżej 30 stopni i bardzo dużą wilgotnością. Spacer do pracy w takich warunkach nie wchodzi więc w grę. Tak – aura jest jednocześnie największym plusem i minusem tego kraju (śmiech).
Singapur to bardzo wysoko rozwinięte miasto. Gdy wybuchła pandemia, okazało się, że właściwie nie ma szans, żeby wyjechać na wieś – oczywiście są rejony, na których znajdują się farmy, ale nawet one są zoptymalizowane tak, by jak najlepiej wykorzystać ziemię, do której dostęp jest tutaj mocno ograniczony.
Znalazła się pani w zaszczytnym gronie pięciu najlepszych młodych naukowców w dziedzinie innowacji, pani nazwisko trafiło także na prestiżową listę magazynu "MIT Technology Review". Nagrody mają bezpośrednie przełożenie na codzienną pracę?
Dla osób z zewnątrz są czasem wyznacznikiem jakości naszej pracy, a to z kolei przekłada się na donacje, niekoniecznie granty, bo one rządzą się swoimi prawami. Zauważyłam też, że takie wyróżnienia są katalizatorami wielu ciekawych rozmów, np. z osobami z branży technicznej próbującymi kierować się ku medycynie cyfrowej.
Odbywam też coraz więcej spotkań z lekarzami, którzy są zainteresowani naszymi rozwiązaniami. To bardzo ważne, żeby budować zaufanie po obu stronach. Wreszcie – dzięki nagrodom miałam też okazję opowiedzieć o mojej pracy w języku polskim, czego nie robiłam od dawna. To było wyzwanie, z którego bardzo się cieszę.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl