Dramat ciężarnej w Zakopanem. Podczas cesarki doszło do incydentu

Pacjentka jednego z zakopiańskich szpitali została poparzona w trakcie cesarskiego cięcia. Podczas zabiegu doszło do zwarcia lub przegrzania urządzenia wykorzystywanego do koagulacji. "Bardzo się bałam" - przyznała kobieta.

Pacjentka została poparzona w szpitalu - zdjęcie ilustracyjne
Pacjentka została poparzona w szpitalu - zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Adobe Stock | Tomasz Formanowski

06.11.2023 | aktual.: 06.11.2023 17:50

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Gazeta Wyborcza" dotarła do pacjentki szpitala w Zakopanem, która ma za sobą traumatyczne przeżycie. Kobieta trafiła do placówki, w której miało zostać przeprowadzone cesarskie cięcie. W jego trakcie doszło do awarii urządzenia. Ciężarna odniosła poparzenia drugiego stopnia. Szpital wystosował przeprosiny.

- To było straszne doświadczenie, bardzo się bałam. Teraz nadal bolą mnie biodro i udo, bo w tamtej okolicy mam dwie rany - relacjonuje kobieta.

To miał być rutynowy zabieg. Pacjentka do dziś ma ślady

Ciężarna Ewa (imię zostało zmienione - przyp. red.) trafiła do szpitala im. Chałubińskiego w Zakopanem pod koniec października 2023 roku. Poród miał odbyć się przy pomocy cesarskiego cięcia. Na początku nic nie zapowiadało nieprawidłowości.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Lekarze położyli pacjentkę na stole. Nikt nie przewidział tego, co stało się potem.

- Poczułam ogromny ból, zaczęłam słabnąć, zobaczyłam, że coś się tli. Prześcieradło czy mata, na której leżałam, się paliła. Najgorsze było to, że to wszystko działo się, gdy trwał już zabieg, ale lekarze nie zdążyli wyciągnąć dziecka. Nie wiedziałam, czy dokończą i co się dzieje z dzieckiem. Po chwili okazało się, że doszło chyba do jakiegoś zwarcia i urządzenie do koagulacji zaczęło się palić - wspomina kobieta.

Dziennikarka "Gazety Wyborczej" skontaktowała się z kierownikiem oddziału ginekologiczno-położniczego wspomnianej placówki. Dr Hubert Wolski potwierdził, że doszło do opisanego zdarzenia.

- W trakcie wykonywania cięcia cesarskiego, przed wydobyciem płodu, była wykonywana koagulacja. W jej trakcie doszło do przegrzania się urządzenia i poparzenia termicznego. Nie paliło się łóżko - podkreślił.

Urządzenie miało zostać natychmiast wyłączone i schłodzone. Od razu zajęto się również poparzeniami kobiety, po czym kontynuowano zabieg. Dziecko otrzymało 10 punktów w skali Apgar.

Dwa około 15-centymetrowe oparzenia. Poszkodowana poprosiła o pielęgniarkę

Ewa wróciła do domu z oparzeniami na plecach i udzie. Kobieta zapytała, czy może liczyć na pomoc szpitalnej pielęgniarki przy zmienianiu opatrunków. Szpital jednak powiedział, że nie ma takiej możliwości. Dr Wolski dodał, że placówka nie ma odgórnej procedury na takie przypadki.

- Pacjentka, będąc już w domu, zadzwoniła, że opatrunek się odkleja, więc jak najszybciej zorganizowaliśmy wizytę w poradni specjalistycznej tak, aby nie musiała czekać - wspomniał lekarz.

Wciąż nie wiadomo, dlaczego doszło do przegrzania się urządzenia. Sprawę będzie wyjaśniać zespół techników. Szpital przeprosił poszkodowaną. Kobieta wciąż jednak zastanawia się nad podjęciem kolejnych kroków prawnych.

Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
szpitalkobietycesarskie cięcie
Komentarze (20)