Blisko ludziDzieciom mówią, żeby bawiły się z podobnymi do siebie. Białymi. Uczą malców nienawiści

Dzieciom mówią, żeby bawiły się z podobnymi do siebie. Białymi. Uczą malców nienawiści

Drobna blondynka wychodzi energicznie na korytarz przedszkola. Prowadzi mnie do sali, skąd słychać dziecięce głosy. - Dzień-do-bry - mówią głośno zaciekawione dzieci. Akurat trafiłam, o ironio, na dzień zabawy z mapą i jeżdżenie palcem po globusie.

Dzieciom mówią, żeby bawiły się z podobnymi do siebie. Białymi. Uczą malców nienawiści
Źródło zdjęć: © PAP
Ewa Kaleta

23.02.2018 | aktual.: 23.02.2018 16:31

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Jeśli chcesz wiedzieć, co myślą dorośli, posłuchaj, co mówią dzieci - mówi Iwona, pijąc kawę z termicznego kubka z hasłem reklamowym o lekcjach angielskiego dla najmłodszych. - Mój 6-letni syn Kajtek zapytał mnie kiedyś: "A czemu on taki brudny?". Pokazał na Olka, nowego chłopca z czeczeńskiej rodziny. Zdenerwowałam się, wzięłam go na bok, tłumaczyłam, opowiadałam tak, by nauczyć, a nie karcić. Potakiwał, słuchał. Ale co ja poradzę? Wróci do domu i od rodziców usłyszy swoje - przyznaje.
- Skąd wiesz, co słyszy w domu? - dopytuję.

Iwona: - Bo powtarza. Jego mama jest stomatolożką dziecięcą. Swojemu synkowi mówi, żeby bawił się z dziećmi podobnymi do niego. Białymi, których język rozumie. Olek ma białą skórę, ale nie mówi po polsku. Uczy się, ma akcent. Jeśli dziecku codziennie wmawiasz, że ktoś jest inni niż on, to on to właśnie będzie widział.

Przestają mówić

Iwona ma 33 lata, pracuje w przedszkolu od 10 lat. Na 15 dzieci w grupie przypada kilku obcokrajowców, w większości Ukraińców. Dzieci z Ukrainy to nie problem, jeszcze się nie zdarzyło, żeby jakieś dziecko przyniosło z domu komentarze o Ukraińcach. Ale jeśli pojawia się dziecko z Wietnamu, z Czeczenii albo z Iraku, to trzeba zaczynać pracę od nowa. Iwona: Nagle obok takiego dziecka robi się pusto. Nikt obok niego nie siada. Nie chce złapać za ręce ani ustawić się blisko w kolejce.

Kiedy Islam przyszedł do grupy Iwony, każdy dzień kończył się sukcesem. Dzieci za namową Iwony rysowały z chłopcem, bawiły się klockami. Ale codziennie zaczynali od nowa. Nie było dnia, żeby na "dzień dobry" ktoś się na niego nie gapił, nie pytał "dlaczego on dziwnie pachnie".

Iwona: Wcale nie pachniał dziwnie, pewnie w domu ktoś powiedział, że chłopiec ma ciemniejszą skórę, więc pewnie inaczej pachnie. Po kilku godzinach wspólnych zabaw i rozmów znowu wszystko było tak, jak być powinno. Dzieci bawiły się razem. Olek się nawet śmiał. Jakaś lekkość pojawiała się w jego zachowaniu. Czułam ulgę i codziennie przez miesiąc miałam nadzieję, że rano Islam będzie czuł się jak swój. Ale co rano były spojrzenia i niechęć. Jeśli jedno dziecko zaczęło coś mówić o kolorze skóry albo nie chciało złapać go za rączkę, to trzeba było szybko interweniować. Mieć oczy dookoła głowy. Bardziej niż zazwyczaj. Bo dzieci podpatrywały siebie nawzajem i jeśli jedno Islama odsunęło, to i drugie, jeśli drugie, to trzecie.

Islam był w przedszkolu półtora miesiąca. Rodzice zabrali go do innego. Oficjalnie ze względu na przeprowadzkę do innej dzielnicy i dzieci znajomych. Ale Iwonie trudno w to uwierzyć. - Myślę, że gdyby czuł się dobrze i gdyby rodzice też czuli się dobrze, to chłopiec zostałby, nawet jeśli rodzice musieliby go dowozić z sąsiedniej dzielnicy - opowiada.

W grupach na Facebooku koleżanki po fachu z różnych przedszkoli wymieniają się doświadczeniami.

Iwona: W naszym mieście, dużym, ale jednak nie największym w Polsce, jest trudno, ale podobno w Krakowie i Warszawie bywa naprawdę ciężko. Rodzice przyprowadzają dzieci na tygodnie i zabierają, szukają dalej. Bliźniaki z Kazachstanu, które były w sąsiednim przedszkolu, przestały się odzywać. Mama przyszła z płaczem, że z dziewczynkami coś się dzieje, bo nie chcą mówić. Sprawę uciszono. Dyrektorka zadbała, by informacja nie wyciekła do lokalnych mediów. Rodzice napisali petycję, że bliźniaczki zaniżają poziom ich dzieci, że nie mówią po polsku. Z chęcią wydają pieniądze na angielski, balet albo francuski, ale kiedy pojawia się obcokrajowiec, uczą swoje dzieci nienawiści. Albo przynajmniej obojętności, chłodu. Uczą, jak ulegać własnemu wygodnictwu.

Czy on biega tak jak my

Przedszkolanka opowiada: - Kiedy słyszę: "Nie bawimy się z nim”, to serce mi staje. Zresztą nawet nie muszę tego słyszeć, widzę to w ciałach dzieci, w sposobie patrzenia. Wystarczy inny akcent, by dzieci podpatrywały, jak ten nowy je, jak pije, jak się bawi, jak szybko biega. Kiedy dziecko przychodzi z przedszkola, rodzice pytają, a kto to ten nowy chłopiec albo dziewczynka, a jak się zachowuje, a czy mówi po polsku? Dziecko odpowiada, a potem słucha obaw rodziców. Kiedy w grupie pojawia się obcokrajowiec o ciemniejszej skórze, pierwszym pytaniem rodziców jest nie skąd pochodzi, ale czy jest wyznawcą islamu. Pytania o to, czy dziecko to "islamista", dostawałam w mailach, SMS-ach, a nawet prywatnie w sklepie. Najpierw tłumaczyłam, miałam cierpliwość, a dziś mam nie mam do tego nerwów. Milczę. Milczę znacząco.

Na ścianie w jednej z przedszkolnych sal wiszą świąteczne wyklejanki, portrety rodziców i dziadków, poprzyklejane do kartek zebrane pod przedszkolem liście. Na jednym z rysunków przedstawiających rodzinę jest zburzony dom, tata w stroju karate i smutna mama. To jedyny rysunek Olka, jaki został w przedszkolu. Prawdopodobnie jedyny, jaki chłopiec narysował. Kiedy Iwona wieszała go na szkolnej wystawie, wszyscy patrzyli na niego ze smutkiem. I rodzice, i pracownicy. Nie było osoby, która by nie zatrzymała na nim wzroku.

- Nawet powiem więcej! Prawie każdy mówił, jaka to smutna historia, ile się to dziecko nacierpiało. Niewinne dziecko. A przecież przed chwilą ten chłopiec z nami był. Dopóki nie widzieli rysunku, nie mieli wobec niego uczuć. Raz nawet jedna z mam zapytała mnie, patrząc na rysunek, czy chłopiec przeżył wojnę. Zamarłam. Życie tego chłopca i jego rodziny to była wojna. Tak odpowiedziałam. Zero odpowiedzi, wzrok wbity w podłogę.


Iwona razem z koleżanką psycholożką walczy o granty, by otworzyć przedszkole dla ubogich emigrantów w swoi mieście. Prowadzi zajęcia uchodźców, pomaga w załatwianiu papierów i wiz Ukraińcom na zasadach wolontariatu. Prywatnie jest mamą 4-letniego Julka, który co weekend odwiedza swojego przyjaciela Olka z Czeczenii.

Komentarze (265)