Dziennikarka pobita na Marszu Niepodległości? "Oberwałam dwa razy pałką"
12.11.2020 11:53, aktual.: 02.03.2022 08:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Renata Kim z "Newsweeka" utrzymuje, że ona i towarzyszący jej fotoreporter zostali zaatakowani przez policję na Marszu Niepodległości. – Czuję ból na wysokości nerki, tam, gdzie oberwałam dwa razy pałką – mówi "Faktowi", twierdząc, że na nic zdało się podnoszenie w górę rąk i aparatów.
Jak wielu dziennikarzy relacjonowała wydarzenia w Warszawie, ale nie spodziewała się, że ciosy przyjdą ze strony policji. W rozmowie z tabloidem opowiada, że dwukrotnie dostała pałką w plecy. I podkreśla, iż w żaden sposób nie sprowokowała funkcjonariuszy. Stała w tłumie w odblaskowej kamizelce z napisem Press – wiadomo więc było, co tam robi. Zajście miało miejsce przy Stadionie Narodowym.
Renata Kim przekonuje, że pałki poszły w ruchu po okrzykach narodowców: "Zawsze i wszędzie policja je**** będzie". "Wyłapywanych uczestników zamieszek rzucali na ziemię i skuwali. Tych, którzy ich prowokowali i zaczepiali, obrzucali wyzwiskami. Do dziennikarzy krzyczeli 'wyp…!' i brutalnie spychali ich na bok. Z megafonów cały czas szedł komunikat, by opuścić miejsce akcji" – tak opisywała to w swojej relacji dla "Newsweeka".
Renata Kim ofiarą policji?
W wywiadzie dla "Faktu" dziennikarka mówi, że obrażenia, których doznała, nie były poważne. – (…) Czuję ból na wysokości nerki, tam gdzie oberwałam dwa razy pałką. Ale poza tym czuję się dobrze – wyjaśnia. Adrenalina zrobiła jednak swoje – Kim nie spała po powrocie z marszu i zapowiada, że tak tego nie zostawi.
– Będę prosiła nasz dział prawny, żeby się tym zajął. Dlatego, że my nie przeszkadzaliśmy w pracy policji. Ustawiliśmy się przy barierce na peronie metra Stadion i po prostu patrzyliśmy, co oni robią – zaznacza. – Tam podbiegła ogromna grupa policjantów. Kilka oddziałów. (…) Staliśmy przy samej barierce. W pewnym momencie policjanci się odwrócili i napadli na nas. Przycisnęli nas do barierki i zaczęli nas pałować – twierdzi.
Zobacz także: Agata Duda zachowała się w nietypowy sposób. Zgromadzeni byli zdziwieni, co zrobiła
Dziennikarka uważa ponadto, że policjantom puściły nerwy i nie przyjmuje do wiadomości tłumaczenia rzecznika policji. – Mówi, że czasem dziennikarze dostają się między nich, a bandytów. Nie! Myśmy stali z tyłu i wykonywaliśmy swoją robotę – denerwuje się. – My krzyczeliśmy, że jesteśmy prasą. Podnosiliśmy ręce do góry, aparaty. Ja miałam kamizelkę, fotoreporterzy mieli aparaty, a oni po prostu postanowili nas spałować – dodaje.
I podkreśla, że rozumie mundurowych, ale jej zdaniem nie powinni w taki sposób reagować. – Nie mogą atakować dziennikarzy, bo to jest nie do przyjęcia. (…) Wykluczam to, że nie wiedzieli, kim jesteśmy – kwituje Renata Kim.