Egipska miłość, przygoda, naciągany dramat. Jak to jest z Polkami wyjeżdżającymi do Egiptu?
- Ci Egipcjanie to nas jakoś adorują. Powiedzą pierwsze zdanie, wysyłają jakieś pozdrowienia, czy coś. A Polak tego po prostu nie potrafi. My Polakami w ogóle nie jesteśmy zainteresowane – opowiadały w głośnym filmie "Darling I Lowe Ju" dwie Polki na wakacjach w Egipcie. Przez lata przyjęło się, że Polki do kraju piramid i wiecznego słońca jeżdżą w poszukiwaniu miłosnych przygód. To jak to rzeczywiście wygląda?
Helena zaczęła podróżować po świecie, mając 50 lat. Zawsze chciała zwiedzać nowe miejsca, poznawać języki. Wcześniej nie miała na nic czasu, bo domem trzeba było się opiekować, do pracy chodzić, dziećmi się zajmować. Gdyby siedziała w domu, musiałaby się prędzej czy później zająć jeszcze wnukami, żyć spokojnie z klimakterium i czekać na kolejną emeryturę. Chciała od życia coś innego. W Egipcie szukała miłości.
- Przez 30 lat nie usłyszałam od swojego męża tyle pięknych słów co tu na ulicy w ciągu jednego dnia – mówi w filmie dokumentalnym Anny Błaszczyk, "Darling I Lowe Ju".
Helena żali się na szarą Polskę, na to, że w kraju wrzuca się ją od razu do worka z naszywką „babcia”. W Egipcie mogła poczuć się jak młoda bogini. I cieszyć się ogromnym powodzeniem wśród mężczyzn.
Dokument Błaszczyk z 2010 roku pokazał, jak Polscy turyści spędzają wakacje w Egipcie. Kobiet, które jeżdżą tam za seksem i miłością, nie brakuje. Ale są też takie, które w kraju faraonów zakładają swoje biznesy, znajdują mężów, z którymi są w szczęśliwych związkach. Wszystkich wrzucić do jednego worka nie można.
Oh, darling
O takich historiach, jak ta Heleny, mówi się „habibi tour”. Przyjeżdżają do Egiptu w poszukiwaniu nowych miłosnych uniesień. Ale jak przyznają w rozmowie z nami miejscowi animatorzy i pracownicy biur podróży, to tylko nikły procent turystycznych przygód.
Nie trzeba szukać daleko, by znaleźć w sieci poradniki dla kobiet wyjeżdżających do Egiptu. Jest m.in. taki: „Hurghada dla samotnych Pań”. I czytamy:
"Lekki, łatwy i przyjemny - taki jest najczęściej pobyt samotnych Pań w Hurghadzie. Egipcjanie z przyjemnością zaopiekują się turystkami z Europy, które spędzają wakacje w kurorcie nad Morzem Czerwonym. Tak więc na samotność Panie nie będą narzekać. Już pierwszego dnia po przylocie do Hurghady (a najpóźniej następnego dnia, rano na plaży) egipscy mężczyźni będą proponować swoje towarzystwo, a także pomoc w każdej sprawie".
Zdaniem autorów artykułu, oferta jest bogata.
- Można zatem mieć osobistego nauczyciela windsurfingu, kitesurfingu, czy tenisa. Można też mieć tzw. zaufanego, który zrobi i dostarczy zakupy, wskaże dobrą restaurację lub sklep za drobną opłatą. Jest także do dyspozycji w każdej trudniejszej sytuacji czy zachcianki. Wreszcie, można też mieć towarzysza na cały pobyt w Hurghadzie – od wspólnego, przedpołudniowego pobytu na plaży, przez wspólne zwiedzanie miasta i okolic, po romantyczne wieczory spędzane na plaży, w kawiarence lub na dyskotece. Oczywiście "nic za darmo", a że jest to zasada wyjątkowo bliska Egipcjanom, i tutaj musimy liczyć się z pewnym wydatkami. Jednak wbrew pozorom towarzystwo przystojnego Egipcjanina podczas całego pobytu nie jest "usługą" bardzo drogą – wskazują.
I dalej: Motywacja jest bardzo różna - w większości przypadków to kwestie materialne, ale i zauroczenie Europą i europejskimi kobietami. Tacy "absztyfikanci" są najbardziej "namolni i niebezpieczni" dla kobiet, które przyjeżdżają do Hurghady tylko po to, aby się zabawić i rozerwać. A jak znaleźć odpowiednie towarzystwo? O to zupełnie nie trzeba się martwić. Znajdzie "się samo" szybciej niż samotne Panie o tym pomyślą.
Zejdźmy na ziemię.
Basia pracowała jako animatorka w Egipcie w 2014 i 2015 roku. – Jak w każdym kraju, różnych ludzi się spotyka. Rzeczywiście, przyjeżdża tu bardzo dużo turystek. Nie tylko Polki. Jest grupa pewnych pań, które przyjeżdżają tu po "dodatkowe rozrywki". Roboczo nazywa się to "habibi tour" – samotne kobiety, na które często czeka już pan z kwiatkiem na lotnisku. Starsze kobiety z laptopem w siateczce – opowiada w rozmowie z WP Kobieta.
W Egipcie Basia spędzała średnio po cztery miesiące. Jak przyznaje, takich, którzy szukają miłości i seksu, jest naprawdę niewielu. – To jest margines, niewielki procent "klasycznych turystów", którzy zwyczajnie chcą zobaczyć świat. Spotkałam mnóstwo samotnych turystek, które przyjechały tu nie po dodatkowe atrakcje, a zwiedzać. Najzwyczajniej tak się ułożyło, że ktoś nie mógł z nimi przyjechać albo chciały się oderwać trochę od kraju. Seksturystyka będzie istniała, ale jest odsetkiem. Ludzie i tak sobie będą dopowiadać historię. Mężczyźni przecież z kolei jeżdżą na randki do Azjatek i nikomu to nie wadzi – dodaje.
A co z bezpieczeństwem samotnej kobiety w Egipcie?
- Mogłam spokojnie pójść do sklepu, chodzić po ulicach, jeździłam taksówką. Nic mi się nigdy nie stało. Zdarzały się śmieszne sytuacje – kiedyś zapytałam sprzedawcę o daktyle, a on w odpowiedzi spytał, czy jestem dziewicą. Spotkałam mnóstwo uczynnych, miłych ludzi, arabów, którzy nic ode mnie nie chcieli. Animatorkom często przykleja się łatkę łatwych. Są tacy, którzy myślą, że te dziewczyny przyjeżdżają do Egiptu po coś więcej. Parę razy musiałam powiedzieć panom, że przyjechałam tu tylko do pracy. Jeśli od początku stawia się sprawę jasno, to nie ma problemów – przyznaje Basia.
Europejki się nie szanują?
- Napisz koniecznie, żeby ludzie nie złapali jakiejś psychozy, jeśli chodzi o ten Egipt – mówi mi Izabela.
Do Egiptu jeździ od lat, bo "uwielbia ten klimat i piękne morze". No i nurkuje. W kraju faraonów była już 15 razy. Raz przyjechała sama. Jak przyznaje, najważniejsze jest zrozumienie, że to zupełnie inna kultura. Druga sprawa – trzeba się szanować.
- Niektóre turystki naprawdę źle się zachowują. Ile razy było mi wstyd za te dziewczyny, Polki. Stoimy przed meczetem, a tam przechadzają się pół rozebrane panie. Polki, Rosjanki… Faceci wychodzą z meczetu i oczy wychodzą im na ich widok. Zdarza się często, że przyjeżdżają tu dziewczyny i zachowują się jak w cyrku. Piją na umór, ściągają staniki w klubach, są głośne. I co mają myśleć o nich miejscowi? Znajomy Egipcjanin, który ma żonę Polkę, mówił mi kiedyś: pamiętaj, Egipcjanie myślą, że wy, Europejki, jesteście łatwe i myślicie tylko o podrywaniu mężczyzn. I trudno się dziwić, trochę na tę opinię zapracowałyśmy sobie - przyznaje.
Iza opowiada, że nie raz widziała także panie po pięćdziesiątce, sześćdziesiątce, które w Egipcie szukały utrzymanków. – Potem nawet po wyjeździe sponsorowały im drogi sprzęt, ciuchy itd. Pani lat 60 idzie za rękę z 20-letnim Egipcjaninem i nikogo to nie dziwi – mówi.
Ona sama kilka razy musiała wyjaśniać, że miłości ani kochanka nie szuka. – Przez tyle lat nigdy nie byłam sama w klubie. Nie pozwalam, żeby ktoś postawił mi drinka. Jeśli ktoś mnie próbuje poderwać, od razu mówię, żeby się odczepił. Trzeba uważać. Nie można prowokować, kokietować. A są dziewczyny, którym podoba się to, że są adorowane przez Egipcjan. Przyjeżdżają tu i czują się jak boginie. Łatwo dają się oczarować, no bo panowie są przystojni, dobrze się z nimi rozmawia, pięknie się uśmiechają i mówią ci miłe rzeczy – dodaje.
Samej przez Egipt
Agnieszka jeździ do Egiptu od 2009 roku z rodziną lub ze znajomymi, czasem sama jako turystka. Od 2012 roku mieszka w Sharm El Sheikh. Prowadzi bloga "Mieszkanka Sharm", na którym dzieli się swoimi historiami z życia codziennego w Egipcie.
Pytam, czy bała się podróżować samotnie po kraju, który według oficjalnych komunikatów jest jednym z bardziej niebezpiecznych dla turystów.
- Podróżując samotnie jako turystka z Polski do Egiptu nie obawiałam się. Zakupiłam wycieczkę w polskim biurze podróży, z zapewnionym lotem, transferem, hotelem, wyżywieniem i podstawowym ubezpieczeniem. Niektórzy członkowie mojej rodziny byli przeciw. Mówili, że jestem młoda, a chcę polecieć daleko sama na wakacje do arabskiego kraju, ale to ja podjęłam ostateczną decyzję - wspomina.
Po przylocie codziennie miała telefoniczny kontakt z bliskimi, meldowała, że wszystko w porządku.
- Nie spędzałam czasu wolnego jedynie w hotelu, wychodziłam na zewnątrz, zrobić zakupy, zrelaksować się w kawiarence, pójść na spacer, czy udać się na lokalną wycieczkę, np. Safari lub Quady. Mężczyźni na ulicy próbowali czasami zachęcić mnie z odległości w normalny sposób, zapraszając do wybrania przykładowo ich restauracji lub oferowali swoje produkty: torebki, pamiątki, przyprawy, itd. Wystarczyło odpowiedzieć "nie, dziękuję" i iść dalej – dodaje.
Jak przyznaje, pierwszy raz w samotnej wyprawie nie do końca wiedziała jak postępować.
- Gdy szłam ulicą i uśmiechnęłam się do kogoś, odbierali to jako zachętę do rozpoczęcia rozmowy. Teraz mam już doświadczenie, idę pewnym krokiem przed siebie, ignoruję oraz nie uśmiecham się, wtedy nie zostanę zaczepiona. Nigdy nie czułam się niebezpiecznie w Egipcie, a znam ten kraj od lat. Spotkało mnie tu więcej życzliwości niż w Polsce. Nocą także poruszam się sama po kurorcie, obecność policji i punktów kontroli bezpieczeństwa jest dużym plusem. Turysta jest tutaj bardzo ważny – mówi.
Jej miłość do Egiptu stała się tak silna, że zamieszkała tam na stałe. Swojej decyzji nie żałuje.
- Znając język angielski, z łatwością znajdowałam zatrudnienie. W Egipcie dla obcokrajowców jest dostępna praca głównie w turystyce. Można pracować na przykład w hotelu. Teraz jednak zarobki są o wiele niższe, niż kiedyś. Obawiałam się, że jako kobieta, będę traktowana nie na równi z mężczyznami, niepotrzebnie. W pracy jest się szanowanym, jeżeli szanujesz innych. Atmosfera wśród zespołu miła i profesjonalna. Docenia się tutaj moją pracę, a ja czuję się naprawdę ważnym ogniwem. Jako kobieta w swoich miejscach pracy mogłam spożywać posiłki w restauracji tam, gdzie goście, a nie w stołówce z pracownikami, mężczyznami. Pracodawca w Egipcie dba o komfort pracownic. Dzisiaj podróżuję po Egipcie, staram się zobaczyć jak najwięcej i codziennie poszerzam wiedzę na temat kraju faraonów, kultury i obyczajów. Życie wśród słońca i palm, nad morzem daje mi dużo szczęścia.
Są też i historie Polek, które do Egiptu trafiły z miłości.
Podróż po miłość
"Ja nie wyemigrowałam, ja tylko wyszłam za mąż za Egipcjanina i mieszkam w Egipcie" – tak Małgorzata Malewska-Malek mówi każdemu od ponad 28 lat, od kiedy zamieszkała w Egipcie. Swoją historię opisała nie tak dawno na stronie polonia.sk.
Męża poznała w Londynie podczas studenckich wakacji. Zaiskrzyło.
- Nasze wspólne życie zaplanowaliśmy dokładnie: bierzemy ślub i każde z nas oddzielnie ze swojego kraju wyrusza do Kanady, gdzie mieli czekać na nas przyjaciele, którzy wyemigrowali wcześniej. Mąż rozumiał, że ciężko by mi było żyć w Egipcie, a ja wiedziałam, że on w komunistycznej Polsce nie miałby żadnych szans – opisuje Małgorzata.
Do Kanady nie dotarli. Były lata 80., granice nie były tak otwarte jak dziś. Postanowili, że zamieszkają razem w Egipcie. Małgorzata pracowała tam w prywatnej firmie na lotnisku, w agencji reklamowej, w przedszkolu, w trzech szkołach. Potem nawet krótko sama założyła przedszkole.
- Rodzinę egipską miałam sympatyczną, teściów tolerancyjnych. Zaczynaliśmy z mężem życie małżeńskie zupełnie inaczej, niż było to w tutejszym zwyczaju. Nic nam nie było dane od początku do końca, dorabialiśmy się wszystkiego razem, ale może dzięki temu nikt się nie wtrącał do naszego życia – wspomina.
Jak przyznaje, nie miała czasu na nudę. Jeździła do Polski, zwiedzała Egipt, pracowała. Urodziła dwójkę dzieci. Po zmianie systemu politycznego polska ambasada zaczęła zapraszać do swojej siedziby egipską Polonię. Małgorzata wpadła na pomysł, by założyć dla Polaków specjalną organizację. Wydawała biuletyn, powstała specjalna strona internetowa.
- Dzieci w domu rozmawiały ze mną i ze sobą po polsku. Mężowi to nie przeszkadzało, bowiem dzięki temu i on nauczył się trochę polskiego. My z mężem poznaliśmy się w Anglii i naszym językiem porozumiewania się pozostanie na zawsze angielski. Ale kiedy siedzimy wszyscy przy stole, przy wspólnym posiłku i używamy w rozmowie trzech języków, to i tak wszyscy wszystko rozumieją – opowiada i dodaje:
- Mieszkamy w Egipcie, tu mąż ma pracę, tu ja od kilkunastu lat mam swoją prawdziwą karierę zawodową, ale nie czuję się emigrantką. Jednocześnie mieszkam też przecież w Polsce, tylko krócej. Żyję w Egipcie, bo tu pracujemy. Masa ludzi przecież jeździ po świecie za pracą. Obydwoje z mężem wiemy doskonale, że skoro w Egipcie przeżyliśmy tyle lat, to najwyższa pora by po przejściu na emeryturę osiąść w Polsce. Jesteśmy na to gotowi i nawet już mamy pomysły, co będziemy tam robić. Bo nie zamierzamy być tylko emerytami.