Ewa Zakrzewska: Gdy zaczęłam darzyć się miłością, pojawiło się wiele wspaniałych rzeczy

Jurorka programu "Supermodelka Plus Size", modelka, stylistka w programie śniadaniowym czy influancerka i youtuberka pokazująca życie i modę w rozmiarze XXL? Wolę po prostu Ewa z Marózka pod Olsztynkiem. Lubię podkreślać moje pochodzenie, chociaż nie zawsze bycie dziewczyną ze wsi było powodem do dumy.

Ewa Zakrzewska o kompleksach i podejściu do swojego ciała
Ewa Zakrzewska o kompleksach i podejściu do swojego ciała
Źródło zdjęć: © East News | Adam Jankowski/REPORTER

05.01.2023 | aktual.: 17.03.2023 08:53

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Od nastoletnich czasów dawano mi odczuć, że to raczej powód do wstydu. Jako nastolatka myślałam, że tylko szkoła w Warszawie pomoże mi spełnić marzenie zostania dziennikarką.

Przed wyjazdem do liceum z małego Marózka do stolicy, mój wujek warszawiak powiedział do mnie: "Pamiętaj córuś, szóstka w Pipidówku to tylko trójka w Warszawie". Dorzucił spory kompleks do mojego i tak pełnego już plecaka. Ale i tak zrobiłam to, co miałam w planach.

Wyprowadziłam się do Warszawy mając niecałe 16 lat, otrzymując pełne wsparcie duchowe moich rodziców, którzy bardziej niż ja sama wierzyli we mnie i moje marzenia. 

Dziś czuję wdzięczność, ale wcześniej byłam zbyt zakompleksiona i niepewna swojej wartości, by dostrzec cokolwiek dobrego w moim życiu. Przebrnęłam przez liceum stając okoniem do nauki, wolałam zająć się szukaniem przyjaciół i akceptacji innych (tylko nie swojej), potem studia dziennikarskie, które szybko przerwałam przez brak funduszy. Byłam zagubiona, czułam, że jestem jednym wielkim niepowodzeniem. Bardzo nieatrakcyjnym niepowodzeniem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Bałam się krytyki i oceny"

Zaczęłam odkrywać siebie mając dwadzieścia parę lat. Dziś się zastanawiam dlaczego tak długo trzymałam swoje ciało w ukryciu i poczuciu wstydu. Nigdy nie byłam cichą i skrępowaną Ewą. Dlaczego więc uważałam siebie i swoje ciało za problem, który blokował mnie w większości sfer życia? Mogłabym zrzucić winę na brak dostępności ładnych ubrań w większym rozmiarze. Ale skłamałabym. Oczywiście świat mody w najbliższym małym miasteczku i potem w wielkiej Warszawie nie był łaskawy dla młodej kobiety mającej większy rozmiar, ale jeszcze większym ograniczeniem był strach. 

Przez długi czas byłam pewna, że to obawa przed tym co powiedzą inni. Może nawet na początku tak było. Bałam się krytyki i oceny mojego ciała, nie chciałam się wychylać. Począwszy od bilansów i ważenia w szkole, poprzez zajęcia wychowania fizycznego po wyjście na plażę w kostiumie jako młoda dorosła. Czekałam na krytykę, złośliwości, podejrzane spojrzenia i "dobre rady" jak schudnąć. Słuchałam jaka to będę ładna w mniejszym rozmiarze. Czułam, że jestem gorsza, a swoje ciało traktowałam z nienawiścią i pogardą. To ciało nie było wystarczająco dobre, by je kochać, a ja by być kochaną. Ciało niegodne plażowania i stroju kąpielowego. Nie czekałam na przykrości, zaczęłam sama je generować. Wizualizowałam sobie, co ktoś mógłby powiedzieć czy zrobić. W prawdziwym życiu takie sytuacje miały miejsce sporadycznie. W myślach - nieustannie.

Najbardziej przerażała mnie plaża. Piękna, zaledwie 200m od domu. Co tam się wydarzyło takiego, że przez lata nie mogłam swobodnie czerpać przyjemności z plażowania? Po latach starałam się przypomnieć sobie te upokorzenia, które mnie spotkały nad wodą. Ale nic sobie nie przypomniałam. Są dwie możliwości, pierwsza taka, że wszystko wyparłam z pamięci, druga bardzo prawdopodobna, że nic takiego się nie przytrafiło. A przez lata wychodziłam na plażę dopiero po zmroku i to w koszulce! Czy moje kompleksy sabotowały moje życie? Pisząc to, przeszedł mnie dreszcz na myśl, co by było gdyby moje kompleksy dalej mną zarządzały? 

Przełom, który zmienił wszystko

Wyjechałam na brytyjską wyspę Jersey, zostawiając rodzinę, znajomych i znany mi świat. Nie mając pomysłu na przyszłość, a przede wszystkim wiary w siebie. 

Gdy szukałam pracy okazało się, że muszę usunąć zdjęcie z CV, bo tutaj nie ma miejsca na ocenianie po wyglądzie. Szukając nowych ubrań (bo w walizce przywiozłam męskie bojówki i kilka ogromnych t-shirtów), okazało się, że w sklepach mogę bez problemu kupić ubrania w swoim rozmiarze. Zaczęłam poznawać ludzi, którzy nie oceniali mnie przez pryzmat rozmiaru, byłam zapraszana na imprezy i spotkania. Czułam się wolna od kompleksów obcych ludzi. Tak bardzo poczułam tę wolność, że i własne kompleksy zaczęły odpuszczać.

Wróciłam do Polski z nową energią i lepszym nastawieniem do własnego ciała oraz z walizką pełną sukienek i szpilek. Moja mała metamorfoza była początkiem procesu odkrywania siebie, który trwa nadal. Zauważyłam, że żyjąc bez poczucia presji mogę się rozwijać, ruszyć z miejsca.

Przestałam rozglądać się na boki w poszukiwaniu złośliwych spojrzeń i nie czekam na opinię obcych ludzi. Moja relacja z ciałem też uległa dużej zmianie. Widziałam wady, które trudno było mi zaakceptować, ale w końcu przestałam darzyć ciało nienawiścią. Postanowiłam nagrodzić siebie sesją zdjęciową. Zdjęcia opublikowałam w internecie, ktoś mnie zauważył. Zaczęłam pracę jako jedna z pierwszych modelek plus size w Polsce. 

Zaczęłam blogować, otworzyłam butik z ubraniami z Anglii w większym rozmiarze, zaczęłam organizować metamorfozy i sesje zdjęciowe dla klientek butiku. Ale to było za wcześnie. Nie było Instagrama, nie miałyśmy praktycznie żadnej reprezentacji. Temat modelingu plus size traktowano z przymrużeniem oka i miałam wrażenie, że nie przebiję tej ściany niechęci. Moje klientki krępowały się kolorowych ubrań, w pierwszej kolejności z wieszaków schodziły ciemne, oversizowe kroje. Sesje zdjęciowe były jeszcze trudniejszym tematem. Chciałam metamorfoz tu i teraz. Nie rozumiałam, że to wymaga czasu. Przecież i u mnie nie było magicznej różdżki. Przystopowałam, skupiłam się na swoich social mediach i pracy w modelingu. Popularność w sieci zaczęła przynosić profity. Ogromną satysfakcję sprawia mi prawdziwy dialog z obserwatorami w miejscu, które tworzę i w którym dzielę się swoim życiem i jego barwami. To na ich oczach wiele lat temu przełamywałam skrępowanie przed trenowaniem na siłowni, pierwszym bikini, pierwszymi pokazami mody. 

Nie byłoby to możliwe bez rozmów z samą sobą. Musiałam przewartościować wiele kwestii w życiu i przede wszystkim odebrać stery moim kompleksom i nieprzychylnym opiniom ludzi, którzy nie życzą mi dobrze. Gdy zaczęłam darzyć siebie miłością i szacunkiem pojawiło się wiele wspaniałych rzeczy w moim życiu. Wiem, że sporo dobrego jeszcze przede mną. I sporo do odkrycia.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta
Ewa Zakrzewskaciałoself care
Komentarze (6)