30.01.2014 15:00, aktual.: 24.11.2015 17:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Moda na foodizm (jedzenizm) dotarła do Polski. Skupia ludzi, którzy chcą przeżyć swoje życie - więc także jeść - świadomie i wierzą, że dzięki temu mogą zmienić świat.
Moda na foodizm (jedzenizm) dotarła do Polski. Skupia ludzi, którzy chcą przeżyć swoje życie - więc także jeść - świadomie i wierzą, że dzięki temu mogą zmienić świat.
Na Facebooku polscy foodisi mają od trzech lat swój klub. To zamknięte towarzystwo, do którego można dołączyć tylko wtedy, gdy zostanie się zaproszonym przez któregoś z członków. - Foodisi polecają sobie wzajemnie miejsca, gdzie można dobrze i zdrowo zjeść, kupić wartościowe produkty, wymieniają się przepisami, a także ostrzegają przed oszustwami i podróbkami – pisze Katarzyna Koper w magazynie „Pani”. - Niedawno pojawił się wpis, by nie kupować kalmarów pochodzących z Azji, bo to nie żadne kalmary, tylko pokrojone świńskie odbyty. Ktoś pisze: "Mam ochotę na dobrą zupę z raków, gdzie w Warszawie można taką zjeść?". I zaraz pojawia się kilka rekomendacji. Ktoś inny proponuje: "Jadę do Słowenii, komu przywieźć dobre wino?"
- Ostatnio odbierałam dostawę cytrusów i awokado prosto z ekofarmy na Sycylii - mówi w rozmowie z Koper, psycholożka Dorota Minta, foodiska. - Transport zajmuje tylko dobę. Gdy jego koszty podzieli się na kilka, kilkanaście osób, są do zaakceptowania. Owoce kosztują 2-3 razy więcej niż te w supermarkecie, ale różnią się od nich diametralnie. Są słodkie, soczyste i pachnące, bo zostały zerwane z drzewa już dojrzałe zaledwie kilka dni temu. Te, które trafiają do naszych sklepów, muszą przetrwać długą podróż, dlatego zrywa się je jeszcze zielone, następnie szpikuje chemią i woskuje. Warstwa wosku chroni przed parowaniem wody i powoduje, że pięknie się błyszczą, ale to nic zdrowego. Awokado z sycylijskiej ekofarmy jest ciemne i nieco pomarszczone, ale ma maślaną konsystencję i niebiański smak – wylicza na łamach „Pani”.
Foodiści jadają twarogi, jaja, warzywa. Oprócz tego rośliny strączkowe i rozmaite kasze, dobre pełnoziarniste pieczywo. Mięso kupują rzadko, zwykle ze znanego, małego sklepiku mięsnego lub od hodowcy. Kiedy mają ochotę na wędlinę, korzystają z prywatnych wędzarni albo sami marynują i pieką kawałek mięsa w piekarniku. Zanim wrzucą do koszyka nowy produkt, zawsze studiują etykietę. Nie kupują żywności wysoko przetworzonej, bogatej w tłuszcze zwierzęce i dosładzanej.
Foodis kupując np. płatki śniadaniowe, wybiera te o najniższej zawartości węglowodanów i cukrów. Zwraca uwagę nie tylko na to, czy produkt ma dużo tłuszczu. Ważne, by było w nim jak najmniej tłuszczów zwierzęcych (także masła!), które są odpowiedzialne za wysokie stężenie cholesterolu we krwi i zwiększają ryzyko zawału serca i udaru mózgu. Unika produktów zawierających izomery kwasów tłuszczowych trans (które powstają w procesie utwardzania tłuszczów roślinnych): drożdżówek, słodyczy - szczególnie tych z kremami, np. nadziewanych wafli - oraz dań instant, czyli zupek i sosów w proszku, a także miksów masła i margaryny. Jeśli szuka margaryny, wybiera taką, która ma w składzie mniej niż 1 proc. izomerów trans.
Fakt, że w Polsce przybywa foodisów, cieszy dietetyczkę Joannę Neuhoff-Murawską. - Przestrzeganie zasad zdrowego odżywiania to bardzo dobry trend, pod warunkiem że nie urasta do rozmiarów obsesji. Mówimy wówczas o ortoreksji, która dotyczy nawet kilku procent Polaków. Co ciekawe, zdarza się prawie tak samo często wśród mężczyzn jak wśród kobiet. Ortorektyk może skoncentrować się na spożywaniu żywności wyłącznie ekologicznej, wykluczyć produkty poddane obróbce cieplnej lub mrożonki. Wielu z nich stosuje dietę wegańską lub frutariańską – wyjaśnia dietetyczka na łamach „Pani”.
opr. (gabi/mtr), kobieta.wp.pl