Blisko ludziFragment książki "Nie róbcie mu krzywdy". Filip Skrońc o albinosach

Fragment książki "Nie róbcie mu krzywdy". Filip Skrońc o albinosach

Fragment książki "Nie róbcie mu krzywdy". Filip Skrońc o albinosach
Źródło zdjęć: © Getty Images

14.03.2020 12:57, aktual.: 14.03.2020 15:25

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Pewnego dnia usłyszałem, że w Tanzanii poluje się na albinosów. Z części ich ciał czarownicy mieli robić amulety i eliksiry przynoszące szczęście. Wszystko brzmiało jak straszna opowieść z dalekiego świata. Odcięte ramiona, odrąbane nogi, wybite zęby" – pisze autor książki "Nie róbcie mu krzywdy". Oto jej fragmenty.

Wąski korytarz, prowadzący do jednej z izb, pełni funkcję kuchni. Kucająca przy garnkach kobieta szeroko się uśmiecha. To Fabiana Thobias Mluge, mama trojga dzieci. Meck (dwanaście lat) i Sharifa (niecały roczek) spędzają południe schowani w domu. Babymoshi (dziesięć lat) jest dziś w szkole. Fabiana zdejmuje garnek z ognia i zaprasza do środka. Siadamy w pokoju, w którym mieszkają całą rodziną. Dwa łóżka, kanapa, trochę mebli i telewizor wciśnięte na przestrzeni może piętnastu metrów kwadratowych. Syn, odwrócony tyłem, patrzy w migający ekran. Usadowił się na ziemi, kolanem podpiera brodę i ogląda horror.

Prosta fabuła: grupa ludzi gubi się w lesie i jest powoli zabijana przez różne zjawy. – W szkole wołano do nich zeru zeru, czyli duchy – mówi Fabiana. – Starałam się rozmawiać na ten temat z innymi rodzicami i nauczycielami, ale to nie pomagało. Chcielibyśmy bardzo posłać dzieci do prywatnej szkoły, ale nawet najtańsza to dla nas zbyt duży koszt.

– Co robisz, kiedy takie sytuacje się powtarzają? – pytam. – Na najmłodszą mam cały czas oko, ale starsza córka i syn muszą bronić się sami – odpowiada ze spokojem w głosie. – Wiadomo, że ludzie wierzą w to, co słyszą. Myślę, że to dlatego tak wielu uwierzyło czarownikom. – Boisz się czasami o dzieci? – pytam jakby na siłę, ciągle mając w głowie rozmowę sprzed trzydziestu minut. – Oczywiście, jako matka się boję – tłumaczy. – Ale mam nadzieję, że nic się nie stanie. Nie tu. Tu wszyscy sąsiedzi wiedzą, że moje dzieci są takie same jak ich. Fabiana rodziła Mecka w pokoju, w którym siedzimy.

Kiedy zobaczyła jego kolor skóry, nie wiedziała, co robić. W jej rodzinie nigdy nie było osób z albinizmem albo nikt nigdy o tym nie mówił. Chodziła po lekarzach, brała udział w seminariach organizowanych dla rodziców, starała się czegoś dowiedzieć. Poznała wtedy wiele kobiet, które zostały porzucone przez swoich partnerów zaraz po porodzie, ale sama się o to nie bała.

Pierwszego dnia mąż zapewnił, że wie, że to niczyja wina. Hussein wspiera ją na każdym kroku. Jest taksówkarzem, ale nie ma swojego samochodu, więc każdego dnia dużą część jego pensji zjada prowizja za wynajem auta. Często nie wychodzi na zero.

– To z braku pieniędzy nie kupujemy kremów – mówi, wycierając z różowej bluzki krem z filtrem, którym Sharifa pobrudziła swoje ubranie. – Tę butelkę dostaliśmy od TAS, przysługują nam dwie rocznie. Taka sama w sklepie kosztuje trzydzieści pięć tysięcy. To za dużo. Trzydzieści pięć tysięcy tanzańskich szylingów to piętnaście amerykańskich dolarów. Dla wielu to bariera wręcz nie do pokonania.

– Wiem, że trzeba chronić skórę albinosa – mówi Fabiana. – Staram się, by dzieci miały na głowie czapki i nie spędzały zbyt dużo czasu na ostrym słońcu. To musi wystarczyć.

Obraz
© Wydawnictwo Czarne

Każdego dnia na biurku Zelotha Stephena pojawiały się dziesiątki raportów. Stephen był regionalnym komendantem policji, więc wiedział wszystko o morderstwach dokonywanych na północy Tanzanii. W styczniu 2007 roku komendant zorganizował konferencję. Wszedł na podest i powiedział, że w ciągu dwóch lat zamordowano dwieście trzydzieści osiem starszych kobiet. Wszystkie tuż przed śmiercią miały zostać oskarżone o czary. W dystryktach Geita, Magu, Arusza, Misungwi i Sengerema zatrzymano dwadzieścia osób, które były podejrzane o związki z zabójstwami. Kiedy Stephen podawał te informacje, musiał znać rządowe szacunki – przewidywano, że w ciągu nadchodzącego roku zginie od dwustu do tysiąca kobiet posądzanych o bycie czarownicami.

Nie mógł wiedzieć jednak tego, że przez jego region przeleje się zupełnie inna fala morderstw. W maju we wsi Mwamboku znaleziono zwłoki albinosa. Nieznani sprawcy z ciała Shitakelelwy Chitoberwy wyrwali wnętrzności i zniknęli niezauważeni. W czerwcu do mieszkania Jamesa Charlesa wpadło pięciu mężczyzn. Siłą zabrali jego synów z albinizmem. Policja szukała dwunastoletniego Remy’ego i siedmioletniego Zakaria, ale wieści na ich temat cichły z każdym miesiącem. W październiku w okolicach wioski Shigunga zaatakowano kolejną osobę z albinizmem.

Sześćdziesięciodwuletni Rwegamoyo Kilanga stracił przytomność, a oprawcy pozbawili go obydwu rąk. Kilka lat później z jego grobu wykradziono szczękę i żebra. W listopadzie zaatakowano siedmioletniego Emmanuela Festo. Niedługo po dziewiętnastej grupa mężczyzn wpadła do jego domu. Mama przygotowywała kolację, gdy czterech mężczyzn rzuciło się na chłopca. Odrąbali mu lewe ramię i palce prawej ręki. Następnie wybili cztery zęby i próbowali odciąć język oraz nos. Gdy Festo leżał w szpitalu, pod koniec listopada zaatakowano przewodniczącego Tanzania Albinism Society z dystryktu Maswa. Do jego sypialni wpadło trzech mężczyzn z maczetami, ale udało mu się obronić. Paulo Sasa zajście zgłosił na policji, a napastników schwytano. W areszcie wyznali, że zostali przysłani przez czarownika z zadaniem i marzeniem. Ramię albinosa miało dać im bogactwo.

W grudniu 2007 roku Zeloth Stephen mógł założyć osobną teczkę na sprawy związane z atakami na osoby z albinizmem – do wszystkich doszło na północy kraju, zdecydowana większość na terenach znajdujących się pod jego kontrolą. Pod koniec roku TAS oficjalnie oskarżyło rząd o bezczynność. Poprosili o ochronę i szukanie winnych wśród czarowników szerzących plotki na temat magicznych mocy ciał albinosów. Ich apel pozostał jednak bez odpowiedzi.

Niecały miesiąc później zamordowano kolejną dziewczynkę. Mariam Emmanuel miała pięć lat. Spała w szopie w Nyangh’olongo razem z pięciorgiem rodzeństwa. Tamtej styczniowej nocy mama nie mogła zostać z dziećmi w domu, więc zawiozła je do swojego ojca. Atakujący dokładnie o tym wiedzieli. Flora Mabula była ich sąsiadką, znali się. Musieli pamiętać, jak Flora rodziła Mariam. Albinos w wiosce to zawsze temat do rozmów. Kiedy trzech mężczyzn weszło do szopy, w której spały dzieci Flory, najstarszy syn od razu rozpoznał dowodzącego pozostałą dwójką.

Kazimili Mashuari, patrząc prosto w oczy Nhindiego, powiedział: "Połóżcie się! Jeśli będziecie hałasować, zabijemy was wszystkich!". Bratu kazał uciszyć resztę dzieci. Chwilę później ustawione pod ścianą rodzeństwo patrzyło, jak Mashuari podrzyna gardło ich najmłodszej siostry. Jeden ze wspólników oświetlał wszystko pochodnią, drugi łapał krew do rondla. Gdy zebrało się jej więcej, Kazimili wziął naczynie, wypił krew i wybiegł na podwórze. Dzieci pobiegły po dziadka, który spał w swojej chacie.

Długo nie mogły go obudzić, krzyczały, by wstał. Na miejscu pojawili się sąsiedzi, ktoś sprowadził mamę dzieci. Kazał jej iść do domu ojca. Na łóżku zobaczyła zakrwawione ciało swojej córeczki. Ciało bez nóg. To było pierwsze morderstwo w roku 2008. Nad grobem wbito grube gałęzie w kształcie liter Y, na nich osadzono patyki podtrzymujące leżankę dziadka. Wcześniej ciało Mariam spalono, odpowiednio zabezpieczono i zakopano w miejscu łóżka. Dziadek śpiący nad pochowaną wnuczką miał być dodatkową ochroną przed kradzieżą jej prochów.

Obraz
© Wydawnictwo Czarne

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (35)
Zobacz także