„Galapagos dla ubogich”, czyli Islas Ballestas w Peru
Dlaczego Galapagos? Bo podobnie jak tam, tak i na Islas Ballestas spotkać można wiele gatunków ptaków oraz morskich zwierząt. A dlaczego dla ubogich? Bo wycieczka na peruwiańskie wyspy kosztuje 20 dolarów, a na ekwadorskie Galapagos ceny zaczynają się od 1000 dolarów.
30.08.2011 | aktual.: 27.08.2018 10:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dlaczego Galapagos? Bo podobnie jak tam, tak i na Islas Ballestas spotkać można wiele gatunków ptaków oraz morskich zwierząt. A dlaczego dla ubogich? Bo wycieczka na peruwiańskie wyspy kosztuje 20 dolarów, a na ekwadorskie Galapagos ceny zaczynają się od 1000 dolarów.
Aby dostać się na Islas Ballestas najpierw trzeba udać się do miejscowości Pisco, która oddalona jest od stolicy państwa Peru o zaledwie 250km. Tam, w każdym hotelu można wykupić wycieczkę na wyspy. Koszt jest bardzo niewielki, zaledwie 60 soles (60 złotych).
W drodze na wyspy
Z samego rana wsiedliśmy w podstawionego pod hotel turystycznego busa, którym dojechaliśmy na przystań. Tam czekały na nas łódki. Turystów było naprawdę sporo. Stojąc w kolejce czas umilał nam pan śpiewający peruwiańskie pieśni oraz dwa pelikany, które pozowały do zdjęć wyciągając swoje długie dzioby.
Gdy tylko łódź odbiła od brzegu, przed nami zaczęły skakać małe delfiny. Mało nie utonęliśmy, gdy cała wycieczka podbiegła na jedną stronę łajby. Każdy chciał zobaczyć delfina i najlepiej jeszcze uwiecznić go na pamiątkowym zdjęciu. Ale to nie było takie proste.
Znaki Inków
Zanim dotarliśmy do pierwszej wyspy, przystanęliśmy na chwilę przed wybrzeżem, na którym znajdował się olbrzymi 250 metrowy znak. Wyrzeźbiony w pisakowym podłożu znak to Kandelabr. Jeden z wielu niewyjaśnionych do tej pory zagadek archeologicznych. Nikt nie wie kiedy powstał, kto go stworzył i w jakim zrobił to celu. Nasz przewodnik przedstawił nam jedną z hipotez. Mianowicie olbrzymi świecznik miał być punktem orientacyjnym dla przepływających w jego okolicy statków. Nie została ona jednak nigdy potwierdzona.
Na wyspie
Gdy dotarliśmy do największego rezerwatu ptactwa i zwierząt morskich w Peru, ujrzeliśmy tysiące kormoranów i głuptaków, miedzy którymi przemykały małe pingwiny. One to potrafią rozbawić swoim niewinnym wyglądem i trzepotaniem małymi płetwami. Chwile dalej stały dumne pelikanyktóre wznosząc się do góry, prezentowały swe olbrzymie skrzydła.
Jak łatwo się domyślić, taka ilość ptaków produkuje również sporą ilość odchodów, które niestety szybko dało sie wyczuć. Najciekawsze jednak jest to, że co jakiś czas odchody są zbierane. W jakim celu? Otóż ptasie odchody są bogate w azot (guano), który od czasów prekolumbijskich wykorzystywany jest jako nawóz.
Na pobliskich skałach wylegiwały się również lwy morskie. Niektóre leniwie spoglądały na kilkadziesiąt wlepionych w nich par ludzkich oczu. Były też takie, które wdzięcznie pozowały do aparatu i prezentowały swoje okrągłe kształty. Widzieliśmy również unoszące się nad naszymi głowami dostojne flamingi. Od przewodnika dowiedzieliśmy się, że Peru kolory na swej fladze zawdzięcza właśnie flamingom, które po rozłożeniu skrzydeł są czerwono – biało – czerwone.
Po trzech godzinach obcowania z morską naturą powróciliśmy na ląd.
Magdalena Jurkowska B., która wspólnie z mężem wybrała się w kilkuletnią podróż dookoła świata. Porzucili „dorosłe życie” i wyruszyli odkrywać najróżniejsze zakątki świata.
(mjb/sr)