Blisko ludziGdy sprzedawca zachowuje się nieodpowiednio. Czasem nawet skargi nie pomagają

Gdy sprzedawca zachowuje się nieodpowiednio. Czasem nawet skargi nie pomagają

Chamskie traktowanie, oszukiwanie, a nawet molestowanie przez sprzedawców wydają się mało prawdopodobne w obecnych czasach, gdy walka o klienta jest tak trudna i zacięta. A jednak… Czasami lepiej zrobić zakupy w Internecie, by uniknąć "przygód", które przydarzyły się Kasi, Piotrowi i Ani.

Gdy sprzedawca zachowuje się nieodpowiednio. Czasem nawet skargi nie pomagają
Źródło zdjęć: © East News

22.11.2019 | aktual.: 23.11.2019 10:08

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

22-letnia Kasia, która na co dzień pracuje jako hostessa, w szpilkach czuje się tak, jak większość kobiet w tenisówkach. Butów na wysokim obcasie ma kilkanaście par, ale ciągle potrzebuje nowych. - Nie umiem kupować szpilek przez Internet - opowiada kobieta. - To jedyne buty, które kupuję "analogowo" - tłumaczy ze śmiechem.

Do nowo otwartego sklepu w jednej z krakowskich galerii handlowych wybrała się z koleżanką, która też musiała kupić kilka drobiazgów. - Było już późno, właściwie tuż przed zamknięciem - opowiada Kasia. - Weszłam do eleganckiego sklepu, gdzie dwoje sprzedawców - kobieta i mężczyzna. Oglądałam ciemnowiśniowe czółenka na obcasie, gdy usłyszałam, że sklepowa wychodzi na zaplecze rzucając do swojego kolegi: "zrobię porządek z dostawą". Wybrałam dwa modele butów, poprosiłam o rozmiar i czekałam, aż sprzedawca je przyniesie. Byliśmy w sklepie tylko we dwoje, bo moja przyjaciółka zostawiła mnie i poszła do apteki.

Gdy sprzedawca przyniósł buty, poprosił Kasię, by usiadła. - Sam zdjął mi baleriny i wsunął szpilki na nogi - wspomina kobieta. - Poczułam się nieswojo. Niby nic się nie stało, ale ten facet jakoś tak lubieżnie na mnie patrzył, delikatnie muskał moje stopy, dotykał w sposób, którego sobie nie życzyłam… Przeszłam się po sklepie, żartowałam, żeby rozładować to dziwne napięcie. Tymczasem on się uparł, żebym przymierzyła drugą parę. A ja zamiast powiedzieć, że sama sobie założę te cholerne buty, uległam mu, bo nie chciałam go urazić.

Facet założył mi szpilkę, a drugą ręką złapał mnie za kolano i przesunął rękę po udzie. Gdybym nie odskoczyła, złapałby mnie za krocze! Wrzasnęłam jak oparzona! Zapytał, co się stało patrząc na mnie niewinnie, jednak w jego oczach widziałam ten obleśny lubieżny błysk. Natychmiast zrzuciłam te buty, założyłam swoje i wybiegłam ze sklepu. Nigdy już tamtędy nawet nie przechodziłam. Wiem, że powinnam zgłosić skargę, ale kto by mi uwierzył? - dodaje po chwili zrezygnowana.

Z danych CBOS wynika, że co czwarta kobieta doświadczyła molestowania seksualnego. Nie każda zgłasza sprawę na policję, więc dane są nieoszacowane. Warto jednak, jeśli ofiara molestowania nie chce zgłosić sprawy służbom mundurowym, poinformować choćby pracodawcę takiego sprzedawcy. Jest on zobowiązany do przeciwdziałania molestowaniu i mobbingowi.

Trzy miesiące na garnitur to za mało

"Kłamca!", "złodziej!" - takimi epitetami Piotr obrzucał sprzedawcę w sklepie znanej marki odzieżowej, gdy po trzech miesiącach od zakupu okazało się, że garnitur, który zostawił na kilka dni, by krawiec minimalnie go zwęził w ramionach i skrócił nogawki, nie tylko nie jest gotowy do odbioru, ale został podmieniony na taki o wiele gorszej jakości.

- Zwykła sprawa. Facet czasami potrzebuje nowego garnituru - opowiada 36-letni Piotr, który na co dzień w roboczym ubraniu nadzoruje budowy osiedli mieszkaniowych. - Poszedłem do sklepu znanej polskiej marki, która oferowała przeróbki krawieckie gratis, jeśli coś jest nie tak. Tego mi było trzeba, bo mam nietypową budowę. Najpierw sprzedawca wciskał mi jakieś strasznie drogie egzemplarze, jak się później okazało, z zeszłego sezonu.

Gdy już wybrałem odpowiadający mi model, wciskał mi, że garnitur o dwa numery za duży leżał na mnie jak ulał. A ja, zamiast uciec, kupiłem ten za duży, ale na szczęście wróciłem do sklepu i zażądałem zwężenia marynarki w ramionach i skrócenia nogawek - opowiada.

- Sprzedawca zmierzył wszystko, wydawało mi się, że fachowo, coś popisał, ponotował, a potem unikał mnie przez trzy miesiące, kłamiąc i oszukując, że wszystko będzie gotowe za dwa dni. Po awanturach, wojnach i niemal rękoczynach zażądałem zwrotu pieniędzy, a ponieważ nie chciano mi ich oddać, zgłosiłem sprawę do federacji konsumentów. Po trudach odzyskałem należną kwotę, a garnitur uszyłem na miarę.

To podobnych sytuacji dochodzi niestety dość często. Warto znać prawa konsumenta i dochodzić ich w rozmowie ze sprzedawcą. Oddanie garnituru do krawca celem dokonania przeróbek oznacza, iż zawarta została umowa o dzieło. Zgodnie z art. 627 Kodeksu cywilnego przyjmujący zamówienie zobowiązuje się do wykonania oznaczonego dzieła, a zamawiający do zapłaty wynagrodzenia. W razie źle wyświadczonej usługi przysługuje tzw. rękojmia za jej wadliwe wykonanie.

Pretty woman na zakupach

Pamiętacie scenę z "Pretty woman", gdy Julia Roberts z plikiem pieniędzy wybrała się na Hollywood Boulevard, by kupić sukienkę koktajlową na kolację z Richardem i jego partnerami biznesowymi? Kobieta weszła do eleganckiego sklepu w tandetnym stroju odsłaniającym brzuch i ramiona, a sprzedawczyni patrząc na nią pogardliwie powiedziała, że nie znajdzie tam nic ciekawego. Druga dodała, że nie ma jej rozmiaru. Podobnie poczuła się Ania, 44-letnia bizneswoman, które wybrała się do eleganckiego butiku znanej projektantki w Warszawie po sukienkę na ślub przyjaciółki. - Mimo że zasiadam w zarządzie dużej giełdowej spółki i zarabiam bardzo dobrze, ubieram się na co dzień normalnie, w dobrej jakości rzeczy, ale zwyczajne - opowiada Ania.

Tym razem, jak podkreśla Ania, okazja była wyjątkowa. Za mąż wychodziła jej najlepsza przyjaciółka, a ona miała być świadkową. Postanowiła zaszaleć i kupić coś ekskluzywnego. - Tej soboty od rana latałam po mieście w dresie - wspomina. - Rozciągnięty podkoszulek, zwykłe trampki. Do tego odrosty - dodaje ze śmiechem - ale fryzjerka była już umówiona! - tłumaczy.

Gdy Ania weszła do butiku, sprzedawczyni znad kontuaru podniosła taksujący ją wzrok. - Moim zdaniem w trzy sekundy dokonała oceny - mówi Ania. - Nie wyglądałam na kasiastą klientkę, więc mnie zupełnie zignorowała. A właściwie nie. Westchnęła z irytacją na moje "dzień dobry", coś odburknęła i wróciła do swojego telefonu. Moje pytania, prośby o rozmiar, możliwość przeróbki, zmianę koloru zbywała półsłówkami. Była arogancka i niemiła. Pomyślałam - ot, chamka zatrudniona w eleganckim butiku - zaznacza Ania.

- I pewnie utrzymałabym się w tym przeświadczeniu, gdyby nie druga klientka, która weszła do sklepu. Była to młoda kobieta obwieszona złotymi znaczkami znanych ekskluzywnych firm odzieżowych. Sklepowa rzuciła się jej do usług. Uśmiechnięta, pomocna, usłużna. Nad wyraz miła i uprzejma. Szlag mnie trafił. Zażądałam kontaktu z managerką sklepu. Odburknęła, że managerki nie ma i prosi o telefon w poniedziałek.

Ania nie odpuściła. Przyjechała w poniedziałek po pracy do butiku, gdzie zastała nie tylko sprzedawczynię i managerkę, ale nawet samą projektantkę. - Dostałam pokaźną zniżkę i piękną suknię na ślub przyjaciółki - opowiada Ania.

Niezadowolonych klientów jest wielu. Często swoje żale wylewają wśród znajomych i bliskich, a zapominają, że każda taka sytuacja powinna być zgłoszona albo do właścicieli/managerów sklepu, albo do powiatowego Rzecznika Praw Konsumenta.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (371)