Blisko ludziGórniczki: harują tak, jak chłopaki na dole

Górniczki: harują tak, jak chłopaki na dole

Górniczki: harują tak, jak chłopaki na dole
Źródło zdjęć: © PAP | Andrzej Grygiel
Ingrid Hintz-Nowosad
15.01.2015 15:01, aktualizacja: 12.01.2016 11:54

Niejedna kobieta macicę straciła, obrywają się od podnoszenia ciężarów. Innej spod kasku wypadł warkocz, który zaplątał się w taśmę. Oskalpowało ją po prostu, wyrwało włosy razem ze skórą. Wypadki zdarzają się często – opowiadają w mediach pracownice polskich kopalni. Mogą zjeżdżać pod ziemię, ale nie pracują na przodku czy w ścianie wydobywczej na co dzień. W całej Polsce pracuje ich kilka tysięcy.

- Niejedna kobieta straciła macicę, obrywają się od podnoszenia ciężarów. Innej spod kasku wypadł warkocz, który zaplątał się w taśmę. Oskalpowało ją po prostu, wyrwało włosy razem ze skórą. Wypadki zdarzają się często – opowiadają pracownice polskich kopalni. Mogą zjeżdżać pod ziemię, ale nie pracują na przodku czy w ścianie wydobywczej na co dzień. W całej Polsce pracuje ich kilka tysięcy.

Część pracuje w administracji, część na trzy zmiany, fizycznie, na różnych stanowiskach w zakładzie przeróbczym. Kilka dni temu przygotowały demonstrację w Rudzie Śląskiej. Przyszło na nią prawie trzy tysiące osób.

Stoją przez osiem godzin z łopatą przy taśmie, która transportuje węgiel. Jest wilgotno, zimno, w powietrzu unosi się pył. Niejeden mężczyzna nie wytrzymałby tu jednego dnia. Ale jak przekonują kobiety z zakładu przeróbczego kopalni Mysłowice-Wesoła, do każdej pracy można się przyzwyczaić.

Minęły te czasy, kiedy panie na szychtę jechały tak, jak rano wstały z łóżka. A po 15 latach harowania na grubie wyglądały niczym własne babcie - nieumalowane, pomarszczone, z włosami niedbale związanymi chustką. Dzisiaj górników nie dziwią już nawet koleżanki po fachu noszące tipsy.

- Kobiety powinny być kobietami w każdej sytuacji, w każdych warunkach - mówi Anna Soska z Sosnowca w rozmowie z Moniką Chruścińską na łamach „Dziennika Zachodniego”. Na grubie pracuje 23 lata. Najpierw 12 lat była w Niwce-Modrzejów, a od 1999 roku robi w "Wesołej". Zmusiła ją do tego ciężka sytuacja finansowa.

Do pracy przychodzi zawsze w makijażu, modnie ubrana, uczesana, ma elegancko zrobione paznokcie. - Tipsy w niczym mi nie przeszkadzają – zapewnia. - Co z tego, że praca brudna, mokra i ciężka fizycznie. To jeszcze nie powód, żeby przestać dbać o siebie. Wyglądać ładnie można wszędzie. Wystarczy tylko chcieć - twierdzi. - Ja sobie cały czas powtarzam, że to praca taka sama, jak każda inna. I kobieta musi dobrze w niej wyglądać - przekonuje.

Pani Anna w kopalni pracuje od czasu, gdy mąż ciężko zachorował. Wcześniej zajmowała się wychowywaniem trójki dzieci, a on robił na grubie. Teraz role się odwróciły, tyle że mąż, na rencie i schorowany, nie może nawet podnieść siatki z zakupami, a ona pracuje na dwa etaty – i w kopalni, i w domu. W artykule Marceliny Zawiszy „Kopalnia jest kobietą” na łamach portalu strajk.eu mówi, że nie wyobrażała sobie, że w dzisiejszych czasach można jeszcze tak ciężko pracować.

Pracuje na płuczce (w miejscu gdzie następuje oddzielenie węgla od kamienia) i cieszy się, że na co dzień nie musi pracować tak ciężko, jak kobiety na kruszonce (przy maszynie, której zadaniem jest skruszenie wydobytego materiału). – Jak na jeden dzień tam poszłam, to myślałam, że od tego podnoszenia ciężarów wypadnie mi macica. Nie wiem, jak one tam wytrzymują – opowiada na portalu strajk.eu.
– Niejedna kobieta straciła macicę, obrywają się od podnoszenia ciężarów. Ale nie narzeka się – opowiada z kolei Agnieszka Zielińska, od 7 lat pracująca na przeróbce w KWK Bobrek.

We wrześniu zeszłego roku pięćdziesięcioletnia pracownica zakładu przeróbczego kopalni Mysłowice-Wesoła została wciągnięta przez jedną z maszyn. Lekarz stwierdził zgon. Kobieta osierociła dwójkę dzieci.
Wypadki zdarzają się często. – Kobiecie spod kasku wypadł warkocz, który zaplątał się w taśmę. Oskalpowało ją po prostu, wyrwało włosy razem ze skórą – opowiada jedna z pracownic kopalni.

- Zakład przeróbczy jest na powierzchni, ale to nie jest wcale lżejsza praca niż na dole. Czasem pod ziemią są łatwiejsze stanowiska pracy. O tym drugim przypadku słyszałam. Ale wypadki przecież dotyczą i kobiet i mężczyzn – mówi w rozmowie z WP - Karolina Baca - Pogorzelska, reporterka, autorka książek „Drugie życie kopalń” i „Babska Szychta”. - Kobiety mogą zjeżdżać pod ziemię, ale nie pracują na przodku czy w ścianie wydobywczej na co dzień. Są geologami, mierniczymi, ale większość pań zatrudnionych w kopalniach pracuje na powierzchni.

Baca - Pogorzelska od 2007 r. zajmuje się tematyką górnictwa węglowego. - Zaczynałam pisać o nim w Rzeczpospolitej, teraz prowadzę bloga gornictwo2-0.pl. "Babska szychta" to druga książka moja i fotografa Tomka Jodłowskiego. Pierwsza, "Drugie życie kopalń", opisywała historie zamkniętych kopalń i tego, co potem się z nimi działo. Potem była "Babska szychta". To efekt lat obserwacji górnictwa, ale i konsekwencje zniesienia zakazu pracy kobiet pod ziemią. Myślę, że są osoby, które nie wiedzą, że w kopalniach pracują panie – podkreśla.

Grażyna Markowicz, jedna z bohaterek artykułu „Kopalnia jest kobietą”, pracuje w zakładzie przeróbczym jako dyspozytorka. Włącza wszystkie urządzenia, które są sterowane centralnie. W kopalni jest już od 1986 roku, pracowała chyba na wszystkich stanowiskach. –
- Teraz i tak jest lepiej, bardziej nowocześnie - mówi na łamach portalu strajk.eu. – Kiedyś ręcznie wyciągało się wszystkie kamienie i drewno. Teraz już ma się jakąś tam pomoc maszyn. Jest łatwiej, ale to nadal ciężka praca, do tego w okropnych warunkach. Latem w zakładzie mamy plus 30 stopni, zimą minus 30 stopni Celsjusza. No i żadnych przerw nie ma. Na szczęście czasami udaje się nam jakoś pozamieniać tak, żeby był czas na kanapkę.

Pani Grażyna samotnie wychowuje trójkę dzieci. Twierdzi, że gdyby nie one, pewnie nie wytrzymałaby tak długo w kopalni. Bardzo by chciała, żeby przyjechał do nich ktoś z władzy i zobaczył, jak tu się ciężko pracuje. – W moim zakładzie aż połowa pracowników to panie. Harujemy tak, jak chłopaki na dole – denerwuje się.

Biorą czynny udział w ostatnich protestach. Po pracy protestują na górze, bo nie chcą narażać kopalni na większe straty. Wszystko działa normalnie. – Albo pracujemy albo strajkujemy – tłumaczą na portalu starjk.eu. – Są kobiety, którym brakuje trzy, pięć lat do emerytury. Jedna kobieta powiedziała, że za te odprawy najlepiej się przejeść, przepić i powiesić na najbliższej gałęzi. No bo co innego? Kobiety strajkują i płaczą – mówią . Jak podaje portal strajk.eu, pracownice zakładu przeróbczego zarabiają 1700 złotych miesięcznie. Denerwują się jak słyszą, że zarabiają siedem tysięcy. – My chcemy pracować. Nawet w takich warunkach. Za tę pensję. Nie zamykajcie nam kopalni – apeluje Agnieszka Zielińska, od 7 lat pracująca na przeróbce w KWK Bobrek.

Kobieta górnik musi być nie tylko silna fizycznie, ale też psychicznie. - Pamiętam, że po pierwszych szychtach padałam z nóg. Po powrocie do domu tylko jadłam i szłam spać. Ręce mnie bolały, dłonie krwawiły. Nie myślałam, że przepracuję rok w takich warunkach. Niewyobrażalny hałas, zapylenie, latem potworny gorąc, a zimą zimno. Tutaj potrzeba bardzo dużo siły fizycznej, samozaparcia i energii. Takiej pozytywnej, która nie daje się kobiecie załamać. Choć szczupłe dziewczyny też czasem pokazują niezłą krzepę – przyznaje jedna z bohaterek artykułu z „Dziennika Zachodniego”. W ciągu dnia kobiety z zakładu przeróbczego potrafią przerzucić nawet 100 ton miału węglowego. A jak ktoś zapyta, czym się zajmują odpowiadają, że są górniczkami.

WP: : * Czy można mówić o kopalniach inaczej niż w kontekście upadku, roszczeń i przywilejów wyszarpywanych przez związkowców?*

Karolina Baca - Pogorzelska: Tak, póki prawie 90 procent energii elektrycznej w naszym kraju produkuje się z węgla kamiennego i brunatnego. Praca w kopalni jest bardzo ciężka i przykre jest to, że górnictwo ma czarny PR. Mnie podejście "węgiel jest czarny i, można się pobrudzić" wcale się nie podoba. Kopalnie to ważne miejsca pracy, a prąd nie bierze się z gniazdka.

WP: : Pół roku temu w jednym z wywiadów mówiła Pani, że „jeżeli dzisiaj zamkniemy kopalnię i wszystkich wywalimy, to nie jest tak, że pracę straci 100 tysięcy osób, tylko 500 tysięcy osób i być może dlatego każdy boi się podnieść rękę na kopalnie. Dziś doszło już do tego, że część kopalń nadaje się tylko do zamknięcia, w innym wypadku nie uda się nawet ocalić konkurencji. Nikt takich decyzji nie podejmie i mamy błędne koło...” Właśnie podejmowane są decyzje o kopalniach.

Uważam, że decyzje są podejmowane o wiele za późno, niestety na ostatnią chwilę, bo trzeba wybrać mniejsze zło. Sprawa najbardziej dotyczy teraz Kompanii Węglowej, która skupia niemal połowę polskich kopalń węgla kamiennego. W ubiegłym roku spółka wygenerowała 2,5 mld zł straty gotówkowej. Rząd wytypował do likwidacji 4 kopalnie, które wygenerowały 80% tej straty. Kompania zaraz straci płynność finansową, a wtedy zarząd musi zgłosić wniosek o upadłość. Szkoda tylko, że o planie naprawczym górnicy dowiedzieli się z telewizji. Liczę jednak na to, że obie strony dojdą jednak do porozumienia i to jak najszybciej.

POLECAMY:

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (52)
Zobacz także