GotowaniePrzepisyPrzez tydzień stosowałam dietę Aniołków Victoria's Secret. Nie róbcie tego w domu!

Przez tydzień stosowałam dietę Aniołków Victoria's Secret. Nie róbcie tego w domu!

Przez tydzień stosowałam dietę Aniołków Victoria's Secret. Nie róbcie tego w domu!
Źródło zdjęć: © WP.PL
Paulina Brzozowska
19.06.2017 10:45, aktualizacja: 20.12.2017 10:57

Dieta Aniołków Victoria's Secret owiana jest złą sławą. Wiedziona ciekawością postanowiłam sprawdzić, jak ich jadłospis sprawdzi się u "normalnej" kobiety. Przez 7 dni stosowałam drakońską dietę modelek i żywiłam się wyłącznie warzywami i owocami. Błagam was, nie bierzcie ze mnie przykładu. Ta dieta to koszmar.

Kiedy przeczytałam w sieci, jak wygląda dieta modelek Victoria's Secret stwierdziłam, że to żart. Jak można przeżyć tydzień na samych owocach, warzywach i płynach? Nie byłabym sobą, gdyby wrodzona ciekawość nie kazała mi sprawdzić, jak na taki jadłospis reagują "normalne" kobiety. I tak zrodził się eksperyment. Wcieliłam się w Aniołka i przez 7 dni stosowałam się do diety, na którą modelki przechodzą tuż przed wielkim, corocznym pokazem marki. "The Sun" zdradził, że pierwsze cztery dni diety Aniołków, to posiłki składające się wyłącznie z warzyw i owoców. Ostatnie trzy dni to absolutny detoks i przyjmowanie wszystkiego wyłącznie w formie płynów. Modelki mają być dzięki temu maksymalnie odchudzone i odwodnione, żeby bielizna prezentowała się na nich idealnie. Efekt? Nie róbcie tego. Nigdy.

Poniedziałek

Do diety zabrałam się pełna pozytywnej energii. Na śniadanie zjadłam mix owoców, w skład którego weszły truskawki, arbuz, mango i jabłko. Najbardziej zabolał mnie brak kawy. Ale czego nie robi się dla figury Aniołka. Dzień płynął spokojnie, a mój brzuch nie wydawał się protestować przeciwko nagłej dostawie węglowodanów i tłuszczu. W pracy chrupałam marchewkę i wszystko było super. Obiad to grillowane warzywa. Wbrew pozorom zasnęłam całkiem najedzona i zadowolona z siebie. Dzień pierwszy zaliczony!

Wtorek

Wstałam wcześniej niż zwykle. Głównie dlatego, że straszliwie burczało mi w brzuchu. Mimo to organizm wciąż nieźle się trzymał. Na śniadanie znów świeże owoce, tym razem w towarzystwie małej garstki orzechów laskowych. W pracy zaczęłam czuć się kiepsko. Efekt odstawienia cukru i kofeiny. I chociaż kusiła mnie pyszna bułeczka w bufecie, nie złamałam się. Wypiłam koktajl z mango i nasion chia, który zagryzłam surowymi warzywami w słupkach. Po powrocie do domu zafundowałam sobie brokuły i marchewkę gotowane na parze. Położyłam się spać wyjątkowo wcześnie. Głównie dlatego, żeby nie słyszeć burczenia, które znacząco się nasiliło.

Obraz
© WP.PL

Środa

Kiepsko spałam. Budziłam się co kilka godzin, zmęczona i poirytowana. Po porannej porcji owoców miałam ochotę rzucić talerzem w ścianę. Do pracy szłam jak na ścięcie. Czułam się jak w trakcie najgorszego PMS-u. W redakcji na moim biurku pojawił się klasyczny zestaw: koktajl owocowy, kawałki warzyw i owoców. Gdyby nie to, że umarłabym bez nich z głodu, wyrzuciłabym je do kosza. Po południu ból rozsadzał mi głowę i czułam się koszmarnie zaspana. Nie wiem, czy to brak energii spowodowany dietą, czy zarwaną nocą. Czując zbliżającą się granicę, złamałam się i zjadłam małą porcję makaronu. Możecie mnie pozwać. To pomogło mi dotrwać do wieczora i zasnąć bez wstrząsów wtórnych wydobywających się w mojego brzucha.

Czwartek

Ostatni dzień diety owocowo-warzywnej. Na szczęście dzień wolny od pracy, który mogłam spędzić w większości w łóżku. Na śniadanie zjadłam truskawki i jabłko z migdałami. Muszę przyznać, że dietę Aniołków znacznie łatwiej znosi się leżąc i oglądając seriale. "Orange is the new black" skutecznie odwróciło moją uwagę od fantazji o torcie kebabowym. Obiad to fasolka szparagowa i młode ziemniaczki. Pyszne i sycące. Mimo wszystko nie czułam się zbyt dobrze. Po południu nasilać zaczął się ból głowy i senność. Nie wiem jak te modelki mogą jeszcze trenować przy takim jadłospisie.

Obraz
© WP.PL

Piątek

Pierwszy dzień diety płynnej. "Podjęłam wyzwanie i w nim wytrwam!" A przynajmniej tak przekonywałam rano mamę, którą odwiedziłam w weekend. Wspaniała kobieta, nie da mi umrzeć z głodu. Musiałam wykorzystać wszystkie pokłady silnej woli, żeby nie zjeść jej jajecznicy z szynką. Zamiast tego postawiłam na jarmuż-kiwi-jabłko koktajl. Obiad to kolejna zupa krem. Tym razem pomidorowa. Potas trochę podniósł mnie na duchu. Niestety nie na długo. Bardzo szybko zaczęłam czuć ssanie w żołądku i miałam ogromne problemy z koncentracją. Wieczorny dyżur w pracy mogłam na szczęście spędzić w domu z laptopem na kolanach. W przeciwnym razie skończyłoby się to tragedią.

Sobota

Weekend to dla mnie szczególnie ciężki czas jeśli chodzi o dietę. Żeby wynagrodzić sobie cierpienia mijającego tygodnia, poszłam do fryzjera i postawiłam na małą metamorfozę. Poprawiło mi to humor i nieco odwróciło uwagę od podkrążonych oczu. Głód znowu nie dał mi spać. Znacie to uczucie, kiedy leżycie w łóżku o północy i czujecie, że zrobiłybyście wszystko za BigMaca? Ja już znam. Sobota upłynęła mi pod znakiem świeżo wyciskanego soku i zupy krem z pomidorów. Kolacja to koktajl z jarmużem, kiwi i nasionami chia. Do tego mała sesja jogi, dla ukojenia umysłu.

Obraz
© WP.PL

Niedziela

Hip hip hurra! Ostatni dzień! Ból głowy zaczął przybierać siłę migreny, ale dzielnie trzymałam się swojej morderczej diety. Czego się nie robi dla nauki i naszych kochanych czytelniczek. Na śniadanie kokosowy koktajl białkowy. Później drzemka, powrót do Warszawy i obiad. Na obiad zupa z soczewicy. Za ketchupowego Cheetosa oddałabym nerkę. Serio. Upadłam na dno. Dzień zakończyłam pizzą z chorizo. Bo po zachodzie słońca się nie liczy.

Podsumowanie

Podziwiam wszystkie modelki Victoria's Secret, które są w stanie wytrzymać na tej diecie cały tydzień, przechodzić przez mordercze treningi i na wybiegu uśmiechać się, jakby się okazało, że wymyślili rozmiar mniejszy niż XS. W ogólnym rozrachunku muszę powiedzieć, że moja figura nie uległa zmianie. Waga spadła o 1,8 kilograma, ale ciało wyglądało niemal zupełnie tak samo jak przed rozpoczęciem diety.

Obraz
© WP.PL

Nie zrekompensowało mi to tygodniowego bólu głowy, podenerwowania i problemów z koncentracją. W przeliczeniu energetycznym moje posiłki nie przekraczały 1000 kalorii dziennie. Częśc owocowo-warzywna była nie najgorsza i stanowiła dobry detoks dla organizmu. Ale część płynna...To. Była. Mordęga. Błagam, nie bierzcie ze mnie przykładu.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (127)
Zobacz także