Blisko ludziGrażyna Plebanek: „To zamach na moją Brukselę”

Grażyna Plebanek: „To zamach na moją Brukselę”

Grażyna Plebanek, polska pisarka, od 11 lat mieszka w Brukseli, opowiada nam o czarnym wtorku w belgijskiej stolicy.

Grażyna Plebanek: „To zamach na moją Brukselę”
Źródło zdjęć: © arch. prywatne

Grażyna Plebanek, polska pisarka, od 11 lat mieszka w Brukseli, opowiada nam o czarnym wtorku w belgijskiej stolicy.

- Około ósmej usłyszałam w radiu, że na lotnisku Zaventem [12 km od centrum Brukseli] pojawił się dym i trzeba było ewakuować pasażerów. Nie było jeszcze wiadomo, że chodzi o zamach. Po dziewiątej – informowano już o eksplozji na stacji metra. Maelbeek to zaledwie kilka minut spacerem od naszego domu, bardzo blisko naszej szkoły. Pobiegłam tam – na stacji stała kolejka, nad mostem unosił się dławiący, śmierdzący dym. W telewizyjnych przekazach widać było panikę, chaos, rannych, nasze telefony szwankowały, nie można było się dodzwonić, linie były przeciążone. Ale, zważywszy na okoliczności, wszystko naprawdę było świetnie zorganizowane, służby działały wyjątkowo sprawnie - relacjonuje Plebanek.

Poszłam do szkoły. Powiedziano nam, że dzieci są bezpieczniejsze w szkole niż na ulicy, były więc w klasach, z nauczycielami, którzy czekali na dalsze instrukcje. Dopiero później, gdy wyszliśmy z budynku i zobaczyliśmy, co dzieje się na ulicach, do wielu osób dotarło, jaka wydarzyła się tragedia.
W telewizyjnych przekazach widać było panikę, chaos, rannych, nasze telefony szwankowały, nie można było się dodzwonić, linie były przeciążone. Ale, zważywszy na okoliczności, wszystko naprawdę było świetnie zorganizowane, służby działały wyjątkowo sprawnie.

Jak się wtedy czułaś?

Strasznie. To było uczucie osaczenia. Z jednej strony lęk o najbliższych, a z drugiej – wściekłość, bo ktoś podniósł na nas rękę, przeprowadził zamach w naszym mieście, tu gdzie czuliśmy się tak bezpieczni.

Czy zamachy w Brukseli zniszczyły to poczucie bezpieczeństwa?

Pierwszym odruchem jest oczywiście trzymanie dzieci w domu, bo nie chcemy przecież, by coś im się stało. Ale jest też myśl: nie poddamy się.
Teraz czekam na informacje, co dalej, jak będzie to wszystko funkcjonować w kolejnych dniach. A potem – zobaczymy.

Jak na wtorkowe wydarzenia reagują mieszkańcy Brukseli? Czy to, co widać i słychać w mediach, nie potęguje strachu?

Wcześniej patrzyliśmy na zamachy w Paryżu, to było zaledwie kilka miesięcy temu. Wtedy też mieliśmy zaostrzone środki bezpieczeństwa, najwyższy stopień alertu.

We wtorek Bruksela przeżyła szok, ale to minie. Życie wróci do normy.
W niedzielę wieczorem wróciłam z Paryża – tam było już normalnie, ludzie spacerowali, spotykali się, wychodzili do restauracji, do teatru, zupełnie jak przed zamachami.
Na pewno przez kilka dni będziemy spanikowani. Na razie będę bardziej czujna, bo mam dzieci, ale nie dam się zwariować.

Po tak ciężkim dniu mówisz to tak spokojnie, aż trudno uwierzyć.

Chyba jeszcze jestem w szoku, nie pamiętam nawet, co dziś rano jadłam i piłam. Pamiętam tylko, że wybiegłam z domu, potem wszystko potoczyło się tak bardzo szybko.

Do przeprowadzenia zamachów w Brukseli przyznało się Państwo Islamskie. Terroryści po raz pierwszy uderzyli w Brukseli, w samym jej sercu, niedaleko unijnych instytucji.

Chodziło o to, by spowodować chaos, skłócić, wywołać niechęć do uchodźców, do obcych. W interesie ISIS jest to, by Europa nie wpuszczała migrantów, by tych ludzi zatrzymać w krajach, z których pochodzą.

Mam tylko nadzieję, że nie będzie wystąpień polityków stygmatyzujących obcokrajowców z dzielnicy Molenbeek, gdzie szukano zamachowców po atakach na Paryż. Ale kilka dni temu Salaha Abdeslama [domniemanego koordynatora krwawych zamachów w Paryżu]aresztowano w dzielnicy Foret.
Z kolei środki wybuchowe i flagę państwa islamskiego znaleziono wczoraj w dzielnicy Schaerbeek, więc uwaga się rozproszyła – trudno mówić o jednej konkretnej części miasta, w której mogą być potencjalni terroryści.
Unia musi wyciągnąć wnioski z tego, co się stało. Trzeba przyjmować uchodźców, ale tylko pod warunkiem, że wie się, jak ich integrować. Na pewno przyjmowanie ich do krajów, gdzie tak, jak w Polsce oficjalny dyskurs jest im wrogi, a władze straszą nimi, jak złym wilkiem, byłoby krzywdą dla uchodźców. Jeżeli stosuje się politykę „obcy to zły” – lepiej nie przyjmować migrantów. Uczymy się tego w bolesny sposób.

Trzeba sobie bardzo jasno powiedzieć: zamachów dokonali terroryści. Terroryzm nie jest wynalazkiem muzułmańskim czy arabskim. Katolicy z IRA paraliżowali Belfast, wysadzali się Baskowie itd. Terrorystami bywali katolicy, protestanci. Religie mogą służyć złym celom – manipulowaniu sfrustrowanymi ludźmi. Celem jest to, żeby ludzie byli jak najmniej sfrustrowani. Czego politycy często nie robią, bo trudniej rządzić ludźmi zadowolonymi, myślącymi, otwartymi. Zły na świat jest plastyczną masą w rękach politycznych karierowiczów.

Wielokulturowość to my, Brukselczycy, Paryżanie, Londyńczycy z Polski, Maroka, Algierii, Francji, Niemiec, to muzułmanie, katolicy, ateiści. Jesteśmy razem, tworzymy, pracujemy.
Terroryzm jest czymś zupełnie innym. To brutalna siła, z którą trzeba walczyć. I której nie możemy dać się zastraszyć.

Ewa Rogala

_ Grażyna Plebanek- pisarka, felietonistka, autorka bestsellerowych powieści „Nielegalne związki", „Dziewczyny z Portofino", Warszawianka, od 2005 roku mieszka w Brukseli. Znalazła się w grupie międzynarodowych artystów, których portrety autorstwa belgijskiego fotografa Stephana Vanfleterena można oglądać na wystawie otwartej w 2009 roku w Brukseli przez kolejne dziesięć lat._

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (29)