Gwałt to dopiero początek. "Ważniejsze jest to, co dzieje się potem"

Skaleczenie goi się ok. 10 dni. Siniaki potrafią zniknąć jeszcze szybciej. Blizny na duszy, jakie zostawia gwałt, pozostają na całe życie. - Czasami myślę, że to, co dzieje się później, jest dużo gorsze - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Wiola Rębecka, psycholożka pracująca z ofiarami gwałtów wojennych na świecie.

Gwałt wojenny to trauma również dla kolejnych pokoleń
Gwałt wojenny to trauma również dla kolejnych pokoleń
Źródło zdjęć: © East News, PAP

Wydawało się, że w XX w., tuż przy granicy Unii Europejskiej, takie rzeczy nie mają prawa się dziać. Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna. Raporty (wciąż fragmentaryczne) o gwałtach zaczęły pojawiać się już w pierwszych tygodniach pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę, choć nie możemy zapominać o tym, że wojna trwa tam od 2014 r.

Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii (ICTY), powołany przez ONZ uznał gwałt za zbrodnię przeciwko ludzkości, zbrodnię wojenną oraz formę ludobójstwa i tortur. Nie wolno zapominać, że sam odrażający akt jest zaledwie początkiem cierpienia, jakie przeżywa osoba nim dotknięta. To dzieje się tuż za polską granicą, a z konsekwencjami będziemy się mierzyć przez pokolenia.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zapytaliśmy Polaków o rozmowy USA - Rosja. "Współczuję Ukraińcom"

- Pamiętam, że w pierwszym roku wojny był prawdziwy szał na wywiady o gwałtach, była wręcz presja, żeby o tym rozmawiać. Najlepiej opowiadać w szczegółach o tym, jak ją złapał, dokąd zaciągnął albo że zaatakowało ją dziesięciu. Zapomina się, że wokół gwałtu wydarza się dużo więcej - mówi Wirtualnej Polsce Wiola Rębecka.

- Ja zajmuję się długoterminowymi konsekwencjami tej zbrodni. W czasie rozmów z ocalałymi stało się dla mnie jasne, że najczęściej wcale nie mówimy o samym zdarzeniu. Ważniejsze jest to, co dzieje się potem. Czy osoba dostała pomoc i jak ona wyglądała? Czy dostało wsparcie społeczne, które jest najważniejsze? Czy było wsparcie psychologiczne adekwatne do doświadczenia osoby ocalałej? Czy w razie potrzeby można było liczyć na pomoc lekarza lub wsparcie prawne? To są kluczowe doświadczenia - dodaje.

Ekspertka przypomina, że gwałt wojenny jest osadzony w szerszym kontekście traumy wojennej, tego, że traci się dom, pracę, że trzeba uciekać, widzi się, jak giną ludzie, bliscy.

"Gwałt wojenny niszczy kolejne pokolenia"

- Osoba, która doświadcza gwałtu wojennego, może przez długi czas pozostawać w stanie zmrożenia, neurofizjologicznego szoku. Znajdując się w tym stanie, jest zdolna spać, gotować, zadbać o to, żeby dzieci miały co jeść i poszły do szkoły, chodzić do pracy, nawet się śmiać. Jądro problemu jednak nie znika - zauważa Rębecka.

- Niestety, w społeczeństwie brakuje wiedzy o tym, jak działa trauma, w szczególności jak objawiają się fazy traumy i co to jest trauma transgeneracyjna, czyli przechodząca z pokolenia na pokolenie. Uciekamy od świadomości tego, że żyjemy w świecie obciążonym konsekwencjami kryzysów, w tym wojny w Ukrainie, wojny na Bałkanach, konfliktów w Afryce, czy wreszcie drugiej wojny światowej - dodaje.

Ekspertka mówi, że docierają do niej różne historie

- Pewna babcia powiedziała, że ona nie przeżyje drugi raz tego, co się działo, jak weszli "ruscy". Postanowiła, że umrze, zaczęła odmawiać jedzenia. Po paru dniach faktycznie odeszła. Zapytałam, czy w tej rodzinie, tak jak w wielu polskich rodzinach, była historia traumy związanej z wojskiem radzieckim. Była. To pokazuje, że gwałt wojenny niszczy, głównie emocjonalnie, kolejne pokolenia - podkreśla ekspertka.

Trauma gwałtu wojennego bywa represjonowana. U osób, które go przeżyły, pojawia się myślenie, że już się z tego wyszło, ma się dom, dzieci, w miarę dobrego partnera, wyjazdy na wakacje, chce się zostać w tym świecie. Mówienie o tragedii jest jak otwarcie puszki Pandory. Utrata strefy komfortu. Nagle zaczynają się ujawniać przeróżne ogromnie obciążające uczucia. W Polsce te historie z przeszłości są wciąż intensywne i żywe, to prababcie czy ciocie skrzywdzone w czasie wojny. Teraz dochodzą osoby z Ukrainy, które doświadczyły horroru w ostatnich latach.

Jednocześnie, jak pokazują sondaże, niedawna potrzeba niesienia pomocy znacząco spadła. Klimat polityczny się zmienił. W szczególności w ostatnich tygodniach. Po objęciu prezydentury Donald Trump obciął pomoc międzynarodową, która trafiała między innymi właśnie do ofiar rosyjskich gwałtów, wprost obarczył Ukrainę współodpowiedzialnością za konflikt, a jego administracja przełamuje izolację Rosji na arenie międzynarodowej.

W tej sytuacji osoby, które padły ofiarami gwałtów wojennych, nie mogą być pewne tego, co będzie dalej, a to utrudnia im uporanie się z traumą, zabiera poczucie bezpieczeństwa.

"To, co się dzieje w Ukrainie, jest unikatowe"

Wiola Rębecka, która od początku pełnoskalowego konfliktu ogromną część swojej pracy poświęca właśnie ocalałym z Ukrainy, zauważa, że mimo wszystko to, co zrobiła Ukraina przez ostatnie lata, to ekstremalny progres, jeśli chodzi o implementowanie pomocy dla ofiar z poziomu prawnego, społecznego i psychologicznego.

- Wydarzyły się rzeczy, które są niesamowicie istotne. Na przykład włączono do publicznego dyskursu mężczyzn, którzy są ocalałymi z gwałtu wojennego. To jest tylko ułamek wszystkich ofiar, ale jednocześnie doświadczenie to dotyczy praktycznie wszystkich, którzy są w niewoli. Alumni, jak nazywa się pierwsza grupa mężczyzn mówiących o doświadczeniach gwałtów, zaczęli działać w lipcu 2024 r. i powoli zmieniają narrację dotyczącą tego, co to znaczy być osobą ocalałą z gwałtu, żołnierzem, mężczyzną, żyjącym w kraju i kulturze idealizującej męską siłę - opowiada ekspertka, nawiązując do powszechnego w Ukrainie odwoływania się do czasów kozackich i ideału kozaka, obecnego między innymi w popkulturze.

- To, co dzieje się w Ukrainie w kontekście gwałtu wojennego, jest unikatowe na skalę światową. Osoby ocalałe zabierają głos w przestrzeni publicznej tu i teraz, a nie dopiero po 20 latach, jak to zwykle się dzieje. Część z nich podejmuje wysiłek, by wychodzić z tą traumą do świata, mówić o niej, edukować nie tylko o swojej historii, ale i o tym, co się dzieje, jakie to ma konsekwencje, jaka pomoc jest potrzebna. Mówią też między innymi o tym, jak powinno się szkolić medyków, którzy później udzielają pierwszej pomocy, czego uczyć psychologów - wylicza ekspertka.

- Ludmiła Husejnowa, jest osobą, która szczególnie mocno mnie inspiruje. Jej dom w 2014 r. znalazł się na terenach kontrolowanych przez separatystów. W 2019 r. gdy szła do pracy, zatrzymał się przy niej cywilny samochód, wciągnięto ją do środka i wtedy zaczęło się piekło rosyjskiej niewoli. Oskarżono ją o ekstremizm, zdradę, później jeszcze o działalność szpiegowską. Jej piekło trwało trzy lata i 13 dni. Doświadczyła przemocy seksualnej, gwałtów, głodu, wszystkiego, co możemy, ale czego nie chcemy sobie nawet wyobrazić - relacjonuje Rębecka.

- Zaledwie kilka tygodni po tym, jak wyszła na wolność, gdy tylko jako tako doszła do siebie fizycznie, zaczęła działać. Poznałam ją i bardzo się niepokoiłam, myśląc, że przecież powinna dać sobie czas, a to właśnie była jej praca nad sobą. W ten sposób odzyskiwała sprawczość. Dzieliła się swoją historią, miała nad tym kontrolę, a ludzie jej słuchali - podsumowuje.

Ekspertka wyjaśnia, że przykład Ludmiły zmienił jej wyobrażenia o tym, kiedy i kto jest gotów do ogromnie obciążającej pracy związanej z uświadamianiem i edukacją dotyczącą przemocy seksualnej w czasie wojny. Dotąd spotykała głównie kobiety, które gwałty przeżyły 10, 15, czy 20 lat temu. Ofiary wojen na Bałkanach czy w Rwandzie. Dopiero pracując w Kongo, zaczęła spotykać te, które doświadczały gwałtu wojennego tu i teraz. Wtedy obserwowała, że ocalali najczęściej wcale nie są gotowi zajmować się sprawą gwałtu, ich głowy zaprzątają inne rzeczy – ustabilizowanie swojej sytuacji, znalezienie dachu nad głową. Tymczasem w Ukrainie sytuacja jest wyjątkowa i tworzy się przestrzeń do pracy nad tym doświadczeniem.

- To jest kraj niesamowicie podzielony, z wielką biedą w niektórych regionach. Dlatego tak kluczowa jest edukacja i działalność organizacji pozarządowych. Od 2019 r. funkcjonuje Sema Ukraina, będąca częścią międzynarodowej sieci adresowanej do i działającej na rzecz ofiar gwałtów wojennych w różnych częściach świata. Powstają kolejne organizacje, przyłączają się nowe osoby, kobiety i mężczyźni. Niesamowite jest to, że ich praca jest nakierowana na to, by budować kontakt w całym kraju, co sprawia, że ocaleni mają poczucie, że nie są sami z tymi doświadczeniami - wyjaśnia Rębecka.

- Pomoc dla tych osób nie ma polegać tylko na tym, że pochylimy się z troską nad tym, jakie są biedne. Kobiety często mówią "oprócz tego, że na wojnie zostałam zgwałcona, jestem inżynierką, lekarką, kosmetyczką, działaczką". Mają wiedzę i umiejętności i nie chcą być postrzegane tylko przez pryzmat swojej traumy. Myślą: "ja nie jestem tylko tym gwałtem". I nie chcą być w ten sposób szufladkowane. A już w szczególności nie chcą chorobliwej ekscytacji towarzyszącej słuchaniu historii wokół gwałtu - podkreśla stanowczo specjalistka.

Jak to wygląda w Polsce?

W rozmowie z Wirtualną Polską Wiola Rębecka zauważa, że jako Polacy przyjęliśmy u siebie miliony uchodźców. Wykonaliśmy potężną pracę, jednak dla osób ocalonych z gwałtu wojennego nasz kraj nie był miejscem docelowym. Obawiały się pozostania w naszym kraju między innymi z powodu obaw przed niechcianą ciążą.

- Takie historie trafiały do mnie z wielu powodów i to nie była żadna tajemnica. Swego czasu minister Ziobro mówił nawet, że u nas nie ma osób zgwałconych, skoro nikt się nie zwraca do Ministerstwa Sprawiedliwości, żeby procedować sprawę gwałtu wojennego. Tymczasem takie podejście było z góry skazane na porażkę, bo ocalałe nie były gotowe się otwierać, co dla organizacji pozarządowych i osób pomagających było oczywiste - tłumaczy.

- Prowadziłyśmy z koleżanką szkolenie dla Prokuratury Generalnej, ABW i Policji, czyli instytucji, które zajmują się procedowaniem takich spraw. Pamiętam, jak ktoś ze służb opowiedział, że oni nie radzili sobie z tematem. Jeździli do ośrodków zbiorowego zakwaterowania, żeby wyłowić z tłumu osoby, które potencjalnie mają za sobą gwałt, co jest absolutnie wbrew ich potrzebom psychologicznym. Część osób sobie z tym radziła, część ulegała retraumatyzacji. Niektóre opowiadały swoje historie. Zdarzało się, że zbierało się kilka ocalałych naraz i jedna przez drugą nadawały, dzięki czemu działał pewien rodzaj grupowego wsparcia. To dowód, że w Polsce instytucje nie wiedzą, jak działa trauma i jak się z nią obchodzić - mówi ekspertka.

Przemoc ze względu na płeć

Wiola Rębecka zwraca uwagę, że rosyjskiej inwazji na Ukrainę towarzyszy też nieoczywiste zjawisko w ukraińskim społeczeństwie - wzrost gender based violence, czyli przemocy ze względu na płeć. Nie jest ono bezpośrednio związane z gwałtami wojennymi, jednak stanowi przeniesienie przemocy związanej z wojną na płaszczyznę rodzin i szkół. Rębecka przytacza badania naukowczyni z Etiopii Mahlet A. Woldetsadik, prowadzone w północnej Ugandzie, gdzie lata temu miała miejsce wojna domowa, której towarzyszyły przemoc seksualna i wcielanie dzieci do armii.

- Badaczka rozmawiała z osobami, które doświadczyły gwałtów wojennych, śledząc sposób, w jaki nawiązywały one relacje w kolejnych 15 latach. 90 proc. kobiet weszło w związek z osobami, które stosowały przemoc. Te badania są wciąż dyskutowane, jednak w ich kontekście wydaje mi się niezwykle ciekawe pytanie, na ile osłabiona wiara w to, że można uzyskać pomoc i odzyskać podmiotowość, decydują, że wchodzi się w cykl przemocowy i odtwarza taką dynamikę - zastanawia się Rębecka.

Ekspertka wyjaśnia, że patrząc na długofalowe konsekwencje gwałtu wojennego, a szerzej traumy wojennej, należy brać pod uwagę także wymiar epigenetyczny. Jak podkreśla, jest to koncepcja wciąż w procesie badań, jednak korelacja jest widoczna i wiadomo, że środowisko genów uruchamia np. określone tendencje chorobowe. W południowym Kongo i w Ukrainie obserwowane jest epidemia nowotworów sutka i narządów rodnych u osób, które przeżyły gwałt wojenny. Po paru latach od tego wydarzenia pojawiają się zmiany rakowe. Pierwsze badania nad korelacją były prowadzone w Panzi Clinic Bukavu.

Wiadomo też, że grupa ocalałych w Ukrainie, które przeżyły gwałty wojenne wcześniej, jeszcze przed pełnoskalową inwazją, a teraz aktywnie działa na rzecz całych, również zmaga się z nowotworami właśnie w tych obszarach.

- Wszyscy, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, którzy przetrwali, zmagają się z depresją, próbami samobójczymi, tendencjami do uzależnień, zmianami w relacjach z bliskimi, co też przekłada się na zamiany we wzorcach wychowawczych. Mają w sobie kombinację lęku i agresji. Jeśli nie mają wsparcia, te problemy tylko się wzmacniają. Pojawiają się też długoterminowe konsekwencje medyczne, w szczególności jeśli był to gwałt okrutny, zbiorowy. Jeżeli dochodzi do przetoki, potrzebny jest zabieg medyczny, może pojawić się bezpłodność, nietrzymanie moczu. Konsekwencji jest wiele. Nie zapominajmy też o niechcianych ciążach. Znam historię 16-latki, która mimo wszystko zdecydowała się urodzić dziecko z takiego gwałtu, jednak ja słyszę często o decyzjach aborcyjnych. Długoterminowych konsekwencji jest mnóstwo - podkreśla Rębecka.

- Warto mieć świadomość, że choć gwałt wojenny i tortury odbierają podmiotowość, nie ma takiej ofiary, która by chciała tylko brać. Częścią odzyskiwania przez te osoby podmiotowości jest również pokazanie im, że mają coś do zaoferowania. Jeśli widzimy ich tylko jako tych zgwałconych, to dalej coś im odbieramy. Dlatego najważniejszą rzeczą jest budowanie współpracy - mówi ekspertka.

Aleksandra Zaprutko-Janicka, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie