Uwaga!

Ta strona zawiera treści przeznaczone
wyłącznie dla osób dorosłych.

Blisko ludziTak zwykli ludzie zamieniają się w bestie. Przerażająco prosty mechanizm

Tak zwykli ludzie zamieniają się w bestie. Przerażająco prosty mechanizm

Uśmiechnięty młody Rosjanin obejmuje żonę i małą córeczkę. Ot zwykłe rodzinne zdjęcie, jakich wiele w mediach społecznościowych. Potem mężczyzna zakłada mundur i jedzie na wojnę. Za jakiś czas znów widzimy jego zdjęcie. Wrzuca je na swój profil prokuratorka generalna Ukrainy, Iryna Wenediktowa. Mężczyzna jest oskarżony o gwałt ze szczególnym okrucieństwem. Wraz ze swoim kompanem zamordował męża Ukrainki, a ją zgwałcił na oczach dziecka. Wielokrotnie. Jak to się stało, że zwyczajny człowiek zamienił się w bestię?

Wojna może zmieniać zwykłych ludzi w potwory
Wojna może zmieniać zwykłych ludzi w potwory
Źródło zdjęć: © East News, PAP
Iwona Wcisło

Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

W rozmowie z Wirtualną Polską o mechanizmach, które z ludzi wydobywają to, co najgorsze, opowiedziała Wiola Rębecka-Davie – psychoanalityczka, która realizuje projekt "Rape - a history of shame". Wydała książkę o tym samym tytule, w której znalazły się m.in. wywiady z ofiarami gwałtów z Rwandy, Konga, Kosowa, Ugandy, Sudanu, Kolumbii, Gwinei i Birmy. Niedawno otworzyła Polskie Centrum Pomocy Ofiarom Tortur.

Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski: Szokujące doniesienia z Ukrainy zdają się nie mieć końca. Po bestialskich mordach na cywilach, usłyszeliśmy o gwałtach, w tym również na małych dzieciach i niemowlętach. Jak to możliwe, że człowiek, który niedawno był zwyczajnym mężem i ojcem staje się potworem?

Wiola Rębecka-Davie, psychoanalityczka: Zanim przyjrzymy się wszystkim mechanizmom, chciałabym podkreślić ważną rzecz - przemoc seksualna dotyczy obu płci. Choć statystycznie podczas wojny najczęściej dotyka ona kobiety i dziewczęta, to coraz częściej słyszymy o przypadkach gwałtów na mężczyznach, chłopcach i osobach nieheteronormatywnych. Mówią o nich również historycy.

Pamiętam, jakim szokiem była dla mnie wiadomość o tym, że w Rwandzie sprawcami przemocy seksualnej wobec dzieci były również kobiety. W ubiegłym roku osobiście wysłuchałam historii mężczyzny, który doświadczył grupowego gwałtu jako chłopiec. Zgwałciło go, jedna po drugiej, 18 osób, w tym kobiety. To było przekroczenie kulturowego tabu, bo nie mieści nam się w głowie, że kobiety mogą krzywdzić seksualnie dzieci. Musimy jednak oswoić się z tym, że wojna i gwałt nie mają ani twarzy mężczyzny, ani kobiety, tylko twarz człowieka.

Jak zatem dochodzi do tego, że człowiek dopuszcza się takich okrucieństw?

Ludzie często komentują zbrodnie wojenne, mówiąc, że dokonują ich nie ludzie, a zwierzęta. Ale zwierzęta takich rzeczy nie robią. Owszem zabijają, mogą się zjadać, ale nie znają okrucieństwa, czyli świadomego zadawania bólu i cierpienia. Ma je natomiast w sobie człowiek. I to, w jaki sposób dochodzi ono do głosu, zaprząta uwagę badaczy od dawna.

Po drugiej wojnie światowej jedna z czołowych niemieckich publicystek pochodzenia żydowskiego - Hannah Arendt, po procesie Eichmanna, w jednej ze swoich książek użyła frazy: "the banality of evil", czyli banalność zła. Według niej, zło ma zwykłą twarz. To nie jest twarz psychopaty czy socjopaty, ale zwykłego Kowalskiego z bloku obok. To zwykli ludzie, poddani odpowiednim procesom i oddziaływaniu autorytetów, uruchamiają w sobie pokłady zła.

My wszyscy, zarówno kobiety, jak i mężczyźni, mamy w sobie ciemną stronę, która w sprzyjających okolicznościach może dojść do głosu. Każdy z nas może zostać gwałcicielem czy mordercą, nawet jeśli w tym momencie nie jesteśmy sobie w stanie tego wyobrazić.

Brzmi przerażająco...

Bo takie jest. I widzimy to w każdym konflikcie: podczas II wojny światowej, ludobójstwa w Rwandzie, prześladowaniach ludności Rohindża w Birmie czy w Ukrainie. We wszystkich tych miejscach zbudowano tzw. piramidę nienawiści. To bardzo obrazowe narzędzie, które pokazuje, co musi nastąpić, by zwyczajni ludzie zaczęli mordować, terroryzować i gwałcić.

W jaki sposób powstaje taka piramida nienawiści?

Zaczyna się od stworzenia podstawy, którą jest mowa nienawiści. Za pomocą języka buduje się określony przekaz, który ostatecznie może doprowadzić do wojny i okrucieństw. Wykorzystuje się w tym celu stereotypy, podsyca lęk przed określoną grupą ludzi, używa specyficznych słów. Możemy to zaobserwować również w Polsce, gdzie w stosunku do uchodźców na granicy z Białorusią używana jest określona narracja. Co gorsze, przekuwa się ona na działania oparte na uprzedzeniach, takie jak m.in. wywożenie tych ludzi do lasu czy nadawanie im numerów w ośrodkach dla uchodźców, zupełnie jak za czasów nazizmu.

Co dzieje się dalej?

Kolejnym elementem jest dyskryminacja. Doskonale widać ją na przykładzie muzułmańskiej ludności Rohindża z Birmy, która jest eksterminowana przez obecny rząd. Budowanie piramidy nienawiści wobec tej grupy zaczęło się na przełomie lat 60. i 70. Stopniowo odbierano im kolejne prawa: do edukacji, do podróżowania, wykonywania niektórych zawodów czy podejmowania publicznych funkcji. Podobne działania znamy z historii Holocaustu.

A potem do głosu dochodzi usankcjonowana uprzedzeniami przemoc i na końcu eksterminacja. Co widzimy właśnie podczas konfliktu w Ukrainie, który trwa już od 2014 r. Piramida nienawiści wobec Ukraińców była budowana wśród Rosjan przez przynajmniej 10 ostatnich lat. Sprzyjał temu język nienawiści i dehumanizacja Ukraińców. Rosjanie zaczęli wierzyć, że muszą eksterminować ukraińskich nazistów, bo ci stanowią zagrożenie. To wystarczające uzasadnienie dla morderstw i gwałtów, które nasiliły się po 24 lutego.

Czyli każdy z nas ma w sobie ciemną stronę i może ona dojść do głosu, jeśli stworzy się ku temu sprzyjające okoliczności?

Tak i potwierdza to wiele eksperymentów. Chociażby stanfordzki eksperyment więzienny Philipa Zimbardo. Uczestników podzielono na dwie grupy: więźniów i strażników. Przewidziano go na dwa tygodnie, a musiano przerwać już po sześciu dniach, bo przemoc strażników wobec więźniów osiągnęła niepokojące rozmiary. Zimbardo zaobserwował, że ludzie zdrowi psychicznie w specyficznych warunkach mogą z powodzeniem wcielać się w role oprawców i ofiar.

Z kolei Stanley Miligram zdecydował się przeprowadzić eksperyment, którego celem było zbadanie posłuszeństwa wobec autorytetów, w tym ślepego posłuszeństwa wobec zbrodniczych rozkazów. Ochotnicy myśleli, że biorą udział w badaniu wpływu kar na pamięć - uczniowie za złe odpowiedzi byli rażeni prądem o różnym natężeniu. W pomieszczeniu znajdował się też autorytet, który naciskał na wymierzanie kary przez egzaminatora. Okazało się, że aż 65 proc. uczestników zaaplikowała uczniom najsilniejszy szok. Mimo ich krzyków i próśb o zakończenie badania. To pokazuje, jak wielki wpływ mają na nas autorytety oraz że każdy z nas ma w sobie tendencję do przemocy.

W jaki sposób oprawcy postrzegają swoje ofiary? Czy wciąż widzą w nich ludzi?

Żołnierze muszą zostać przygotowywani do eksterminacji. Nie wystarczy dać im do ręki karabin, trzeba ich odpowiednio nastawić. Istotną rolę odgrywa tu dehumanizacja. O Żydach mówiono, że są szczurami, a o Tutsi, że to karaluchy, które trzeba wytępić. W związku z tym do aktów przemocy dochodzi na bazie przekonania, że nie mamy do czynienia z człowiekiem, tylko szkodnikiem, przedmiotem czy numerem. Dla gwałciciela ofiara nie jest już człowiekiem.

Aktualne badania neurofizjologiczne wskazują, że podczas procesu dehumanizacji, zachodzą zmiany w funkcjonowaniu kory przedczołowej, która odpowiada za sposób postrzegania innych. Kiedy używany jest język nienawiści, stereotypów i uprzedzeń, widać zmiany w funkcjonowaniu tego obszaru mózgu. Wpływają one na możliwość odczuwania empatii. Innymi słowy - dehumanizacja może doprowadzić do zaniku empatii.

Czy żołnierze są w jakiś sposób zachęcani do gwałtów?

Gwałt jest traktowany jako narzędzie wojenne o sile rażenia podobnej do zrzuconej bomby. Dotyka bowiem nie tylko ofiary przemocy seksualnej, ale też całą społeczność. To akt przemocy, który ma na celu nie tylko zaznaczenie terytorium, upokorzenie wroga i pokazanie swojej dominacji, ale również zasianie strachu.

Dlatego podczas szkolenia armii używa się narracji zachęcającej żołnierzy do gwałtów. I nie muszą to być zachęty wprost. Wojownikom Hutu mówiono np., że kobiety Tutsi smakują inaczej, że są słodsze. Ale też, że dzieci urodzone w wyniku gwałtu mężczyzny Hutu z kobietą Tutsi stanowią siłę i wsparcie dla Hutu. To już było bardzo silne uzasadnienie gwałtu. Podobne pojawiło się podczas wojny na Bałkanach, kiedy zachęcano Serbów do gwałtów na Bośniaczkach, bo dzięki temu na świecie pojawią się kolejni Serbowie – nieocenione wsparcie dla narodu i wojska. A przy okazji deptano ich muzułmańskie wartości.

Wielu gwałcicieli wojennych tłumaczy się tym, że przecież inni też to robili.

Istnieje grupa osób o tendencjach psychopatyczno-socjopatycznych, które uruchamiają się i wzmacniają w sytuacji wojny. Ale w większości przypadków, ludzie jako istoty stadne, podążają za resztą. Wystarczy, że jeden z żołnierzy zdecyduje się zgwałcić, inni pójdą w jego ślady. Dlatego też gwałty wojenne najczęściej są gwałtami zbiorowymi.

Jakiś czas temu ukraiński wywiad przechwycił rozmowę Rosjanki, która zachęcała męża, by gwałcił Ukrainki. Jedynym jej warunkiem było to, by się zabezpieczał. Wielu z nas nie mieści się to w głowie.

Mnie zupełnie nie dziwi, że taka żona mogła zachęcać męża do gwałtu na Ukrainkach. Bo to nie jest tak, że tylko żołnierze pałają nienawiścią do "wroga". Procesowi budowania piramidy nienawiści jest poddawane całe społeczeństwo, któremu od lat wpajane jest przekonanie, że Ukraińcy to groźni naziści. Ta Rosjanka nie postrzega już Ukrainek jako kobiet. Dla niej to pozbawione ludzkiej twarzy przedmioty. To samo działo się przecież podczas II wojny światowej, gdy niemal wszyscy Niemcy podzielali takie same uprzedzenia. To jest wojna, w której nie ma stanów pośrednich - albo jesteś po jednej, albo po drugiej stronie. Dla takiej żony najważniejsze jest, żeby jej mąż przeżył i wygrał.

Czy gwałty w Ukrainie wiążą się ze szczególnym okrucieństwem? Czy może tak wygląda każda wojna, niezależnie od szerokości geograficznej?

Z badań, które znam, wynika, że okrucieństwo, jakiego dopuszczają się Rosjanie nie różni się za bardzo od okrucieństw jakich np. dopuszczała się armia japońska. I to nawet jeszcze przed II wojną światową. Między 1931 a 1945 r. w stworzonych przez nich tzw. comfort station było niewolonych 200 tys. kobiet i dziewcząt, które miały zaspokajać potrzeby seksualne żołnierzy.

Nie sądzę też, żeby okrucieństwo żołnierzy rosyjskich różniło się od tego, co od 2017 r. spotyka ludność Rohindża. Osobiście słuchałam ich historii, w których pojawiały się takie opisy przemocy i tortur, że włos się jeży na głowie. Opowiadali o rozrywaniu dzieci na strzępy czy paleniu żywcem, a także o gwałtach na noworodkach czy niemowlętach.

To jest niezwykle ważne w kwestii rozumienia okrucieństwa - to nie Rosjanie czy Japończycy są jacyś wyjątkowo straszni, tylko my, ludzie, mamy taką tendencję, co potwierdza chociażby neurofizjologia. Nasze mózgi przecież nie różnią się od siebie.

Co czeka oprawców po zakończeniu konfliktu, po powrocie do domu? Czy jest szansa, że przyjdzie czas na refleksję?

Okrucieństwo zapisuje się w naszej psychice. Jeśli więc dana osoba nie jest psychopatą, jestem pewna na 100 proc., że ono do niej wróci. Chociażby pod postacią pełnoobjawowego PTSD (zespołu stresu pourazowego – przyp. red.). Jeśli ktoś przekroczył normy społeczne i dopuścił się okrucieństw, to jego psychika da mu o tym znać, gdy wróci do domu i jego życie nie będzie już zagrożone. Tak to działa.

Rozmawiała Iwona Wcisło, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
gwałtwojna rosyjsko-ukraińskaprzemoc

Wybrane dla Ciebie