Pies już z nią nie mieszka. Dzikowska komentuje interwencję
- Nie wiem, gdzie jest mój pies, jak on się czuje i kiedy mi go zwrócą - mówi Elżbieta Dzikowska, opiekunka 15-letniej suczki, w sprawie której podjęto interwencję. - Jeżeli będzie decyzja gminy, że pies ma wrócić do właścicielki, to tak będzie - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską przedstawiciel Pogotowia dla Zwierząt.
Liza to 15-letnia suczka, której właścicielką jest Elżbieta Dzikowska. Jak twierdzą sąsiedzi podróżniczki i pisarki, pies był wychudzony i schorowany. Mieli kontaktować się z Dzikowską, jednak nie doczekali się reakcji.
Sytuacja czworonoga została opisana na jednej z facebookowych grup - stan mieszkającego w garażu zwierzaka zaniepokoił świadków. Kiedy pojawiły się donosy, sprawą zainteresowała się lokalna działaczka Sandra Borowiecka. To ona wezwała Pogotowie dla Zwierząt. Służby odebrały 15-letnią Lizę. Głos zabrała też sama Elżbieta Dzikowska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pudelek pomaga pupilom! Wraz z Joanną Krupą odwiedziliśmy Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Celestynowie
"Suczka była skrajnie wychudzona"
Pogotowie dla Zwierząt przyjechało po psa, który został przewieziony do kliniki weterynaryjnej.
- Ważne, że się udało. Najważniejsze, podkreślam, najważniejsze jest to, żeby suczka była zaopiekowana medycznie i karmiona właściwie - mówi w rozmowie z shownews.pl Sandra Borowiecka.
Sytuację Lizy opisało w mediach społecznościowych Pogotowie dla Zwierząt.
"To, co zastaliśmy na miejscu, przeraziło nas. Suczka była skrajnie wychudzona, z przekrzywioną głową, chora, cierpiąca. Chodziła, ocierając się o ściany, zostawiając ślady ropy i bólu. Natychmiast zabraliśmy ją do całodobowej kliniki weterynaryjnej. Pierwsze badania już wykonane, ale przed nami długa droga" - czytamy.
"Pies jest w stanie zagrożenia zdrowia, a nawet życia"
Z Pogotowiem dla Zwierząt skontaktował się shownews.pl. Przedstawiciel organizacji zaznaczył, że Elżbieta Dzikowska zgodziła się na to, aby pies został zabrany do kliniki.
- Pojechaliśmy na miejsce. Ustaliliśmy, że pies jest w stanie zagrożenia zdrowia, a nawet życia. Poinformowaliśmy właścicielkę, że w naszej ocenie nie jest ustalony prawidłowy tok leczenia. Właścicielka twierdziła, że pies jest leczony przez lekarza, ale nie była w stanie podać nazwy leków, ani dokładnie, co temu psu dolega. Nie miała też kart weterynaryjnych, w związku z tym przyjęliśmy standardowo, że nie jest leczony - zaznaczył Grzegorz Bielawski.
"Nie zasłużyłam na takie traktowanie"
Głos zabrała też Elżbieta Dzikowska. Przyznała, że Liza rzeczywiście ma 15 lat, jest schorowana i wychudzona. Jak zaznaczyła, czworonóg był pod opieką lekarza, który przychodził "na każde wezwanie". Miał ponownie obejrzeć psa w poniedziałek 27 kwietnia, ale w niedzielę pies został zabrany. Jak podkreśliła podróżniczka, Liza miała mieć zapewnione odpowiednie warunki.
- Pies miał dwie budy, nie ma obowiązku trzymania psa w domu. Ja miałam jedną budę w ogrodzie, on nie chciał w niej spać, bo wolał bliżej domu. No to mu na tarasie przy domu wybudowałam wygodną budę, ale on też niechętnie. Więc był otwarty garaż i on miał tam swoje miejsce, to jest duży garaż. Tam nie ma żadnego samochodu, nic. I on tam sobie wchodził w ciągu dnia i wychodził, a na noc to zamykałam. I tam miał jedzenie cały czas, a drugie jedzenie miał na tarasie. Piesek miał u mnie zawsze mnóstwo jedzenia. Jeszcze ja mu później zawsze z obiadu dawałam, zostawiałam mu mięso, bo ja dużo nie jem - wyjaśniła Dzikowska w rozmowie z shownews.pl.
Pisarka dodała, że bardzo kocha Lizę i chciałaby, aby suczka wróciła do domu. Jak twierdzi, poinformowano ją, że pies wróci za dwie godziny. Jednak nadal czworonóg nie jest pod jej opieką. Dzikowska miała codziennie dzwonić i pytać się, jak wygląda sytuacja, i kiedy będzie mogła zabrać psa.
- Nie wiem, gdzie jest mój pies, jak on się czuje i kiedy mi go zwrócą. Dzwoniłam, dowiadywałam się, chciałam pokryć koszty leczenia. Jest mi go żal, bo to stary pies, przewożony z miejsca na miejsce. Ja naprawdę nie zasłużyłam na takie traktowanie. Ci sąsiedzi, co na mnie donoszą - ja ich nie znam. A ci, co mnie znają wiedzą, jaka jest prawda - mówi.
"Pani Dzikowska dzwoniła do nas dosyć często"
O komentarz do tej wypowiedzi poprosiliśmy Grzegorza Bielawskiego z Pogotowia dla Zwierząt.
- Pani Dzikowska dzwoniła do nas dosyć często. Na początku pytała o psa. Mówiliśmy jej wszystko. Natomiast potem, po publikacji naszego posta, dzwoniła do nas co dwie godziny i mówiła: "Proszę pana, ten post ma już 130 komentarzy, tam mnie ludzie zniesławiają, proszę to skasować. Nie wyrażam na to swojej zgody" - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Warto dodać, że w zamieszczonym na Facebooku wpisie nie ma informacji na temat tego, kto jest właścicielem psa. W rozmowie z shownews.pl Dzikowska przekazała, że zaproponowała też pokrycie leczenia psa. Bielawski to potwierdza.
- Tak, chciała pokryć koszty leczenia psa, ale nie ma takiej możliwości. Fundacja nie jest stroną pomiędzy tą panią a tym psem. Nie ma takiego przepisu, żebym miał jej wystawić fakturę. My nikogo nie obciążamy kosztami, co tłumaczyłem tej pani. Natomiast jeżeli chce pokryć te koszty, musi się zgłosić do gminy. Na koniec postępowania przedstawimy rachunki za leczenie - mówi.
Jakie będą dalsze losy Lizy, która obecnie jest pod opieką Pogotowia dla Zwierząt? Do gminy zostało wysłane zawiadomienie o czasowym odebraniu psa. Przygotowane jest też zawiadomienie o przestępstwie. Zbierana jest dokumentacja lekarsko-medyczna i opinie.
- Jeżeli będzie decyzja gminy, że pies ma wrócić do właścicielki, to tak będzie. Natomiast trzeba powiedzieć jedno. Cała sytuacja nie jest znęcaniem się poprzez działanie. To jest znęcanie się poprzez zaniechanie. Zaniechanie leczenia przede wszystkim, diagnostyki. Ten pies cierpiał - zaznaczył Bielawski.
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.