Jadąc sobie przez Azję...
Czy znacie wiele kobiet, które wyposażone tylko w plecak udały się w kilkumiesięczną podróż? Wydaje się to niebezpieczne, prawda? Zwłaszcza, jeśli za cel posłuży egzotyczna Azja. Marzena Filipczak w książce „Jadę sobie” dowodzi, że taka podróż nie jest niemożliwa czy uciążliwa. Jej książka podzielona jest na dwie części: pierwsza to zapiski z podróży po Indiach, Wietnamie, Malezji, Kambodży, Wietnamie; druga – to bardzo praktyczny przewodnik dla podróżującej kobiety. Większość rad Marzeny sprawdza się właściwie wszędzie…
Zawsze marzyłam, żeby pojechać w taką podróż jak ty…
No to już! Nie ma się nad czym zastanawiać!
Jakie cechy muszę posiadać, żeby „dobrze podróżować”? Zdolność dobrej organizacji?
Musisz być dobrze zorganizowana, żeby wszystko „ogarnąć”: kupić ten bilet tu, a zdążyć na ten pociąg tam. Zawsze wyjeżdżałam na własną rękę, ale nie były to wyjazdy samodzielne, tylko w mniejszej lub większej grupie – zwykle jednak to ja te wyjazdy organizowałam. Takie doświadczenie bardzo się przydaje. Wiem jak się przemieszczać, znaleźć odpowiedni hotel etc.
Czy samotna podróż była twoim planem?
Nie. Próbowałam namówić ludzi na tę wyprawę, ale wiadomo, były opory. Nikt nie chciał jechać, nie ciągnęło ich do tej części świata, bo robale, bo chaos, bo brudno… Wiedziałam, że jeśli kogoś namówię i ten ktoś będzie czuć się tam źle, to po powrocie będzie mi powtarzał: „A nie mówiłem, że tam nie jest fajnie?”. Nie mogłam znaleźć osoby, która po pierwsze chciałaby pojechać TAM, a po drugie chciałaby wyjechać na parę miesięcy. A potem, pierwszej nocy w drodze, spotkałam dziewczynę, Polkę, która również podróżowała sama, ale właśnie swoją podróż kończyła. Ale niewiele z tego spotkania pamiętam, bo byłam jeszcze w szoku…
Trudno mi w to uwierzyć. Druga część twojej książki zawiera bardzo precyzyjne wskazówki, wydaje się, że wszędzie potrafisz się odnaleźć. Skąd pomysł na taki przewodnik? Rzadko można takie spotkać.
No właśnie stąd! Że się ich nie pisze. Pierwsza część, czyli wspomnienia z podróży, mogą się wydać mniej lub bardziej banalne, a druga… Wiedziałam, że nie ma jednej książki, w której zebrane są wszystkie rady. I to nie dla podróżników doświadczonych, lecz takich jak ja, którzy chcieliby podróżować, ale boją się zacząć – ja już się nie boję. Mówisz o tym bez wstydu.
Bo ja się bałam. Dlatego też spędziłam godziny w internecie szukając np. adresów bankomatów i informacji o nich. Ale najwięcej nauczyłam się już na miejscu.
Z twojej książki wynika że dobry podróżnik równa się świetne przygotowanie internetowe i wcześniejszy wywiad, plus intuicja…
Ależ tak! Przed wyjazdem najbardziej bałam się dwóch rzeczy: że mnie okradną i że zachoruję – czyli sytuacji, które mogą nam się przydarzyć wszędzie. Nie możesz zakładać, że na pewno przytrafią ci się w podróży, ale musisz być przygotowana, że może tak się stać. No i mnie okradli. Ale ponieważ wiedziałam, że nie wolno trzymać wszystkich pieniędzy w jednym miejscu, zginęła mi niewielka suma. Powiedziałam więc sobie tylko: „zdarza się” i pojechałam dalej.
Kiedy czyta się „Jadę sobie”, odnosi się wrażenie, że największą przygodą jest przyzwyczajanie się do nowych warunków, do nowego kraju…
… co zwykle trwa kilka dni. Dawałam sobie czas na rekonesans, żeby się dowiedzieć, czy mogę podać na przykład kierowcy w autobusie cały banknot, czy muszę zapytać o cenę i odliczyć dokładnie taką sumę. To są ważne rzeczy.
Moja ulubiony fragment z twojej książki to ten, w którym ktoś dopytuje się ciebie, jak przygotowujesz się do podróży. Odpowiadasz, że zapuszczasz grzywkę…
Tak, bo kwestia kosmetyków, higieny czy ubrań też jest ważna - zwłaszcza dla kobiet. Dlatego w drugiej części książki są np. wskazówki, jak podciąć i ufarbować włosy w podróży albo gdzie znaleźć pastę do zębów, krem czy podpaski.
A najważniejsza lekcja, którą można znaleźć w drugiej części książki?
Że cokolwiek się dzieje – zawsze znajdzie się ktoś, kto nam pomoże. W dalekich krajach nawet szybciej niż w Polsce. Tamtejsi ludzie są otwarci i ciekawi nas. Trzeba też im zaufać i jeśli np. przeziębimy się, pozwólmy poić się gorącą wodą z miodem i imbirem, bo to najlepsze lekarstwo. Ale przede wszystkim przed wyjazdem na nic się nie nastawiajmy i niczego nie oczekujmy, bo wszystko na pewno będzie inaczej.