Blisko ludziJak Walentina Tierieszkowa w kosmos poleciała

Jak Walentina Tierieszkowa w kosmos poleciała

„Walentyna, Walentyna, już gwiazd kraina ją dobrze zna. Były kwiaty dla Gagarina, a Walentyna twista ma!” – śpiewał przed laty zespół Filipinki. Pierwsza kobieta w kosmosie rozpalała wówczas wyobraźnię twórców piosenek, pisarzy i innych artystów z krajów demokracji ludowej, które dzięki podróży Tiereszkowej statkiem Wostok-6 wykazały wyższość nad „zgniłym” blokiem kapitalistycznym. Jak to się stało, że córka kołchoźników znalazła się na jego pokładzie?

Jak Walentina Tierieszkowa w kosmos poleciała
Źródło zdjęć: © Agencja Forum

22.10.2015 | aktual.: 22.10.2015 20:20

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

„Walentyna, Walentyna, już gwiazd kraina ją dobrze zna. Były kwiaty dla Gagarina, a Walentyna twista ma!” – śpiewał przed laty zespół Filipinki. Pierwsza kobieta w kosmosie rozpalała wówczas wyobraźnię twórców piosenek, pisarzy i innych artystów z krajów demokracji ludowej, które dzięki podróży Tiereszkowej statkiem Wostok-6 wykazały wyższość nad „zgniłym” blokiem kapitalistycznym. Jak to się stało, że córka kołchoźników znalazła się na jego pokładzie?

Choć urodziła się w małej radzieckiej wsi Maslennikowo, odległej o 40 kilometrów od Jarosławia, jej kariera potoczyła się iście „amerykańsko”. Bo jak inaczej opisać biografię dziewczynki, która przyszła na świat w rodzinie traktorzysty i kołchoźnicy, skutecznie realizującej marzenie, by któregoś dnia polecieć w kosmos?

Jednak zanim to nastąpiło, Walentina Tierieszkowa musiała zmierzyć się z tragicznym doświadczeniem II wojny światowej. Gdy Niemcy zaatakowali Polskę dziewczynka miała dwa lata, a już po kilku miesiącach straciła ojca, zmobilizowanego do Armii Czerwonej i zastrzelonego na froncie fińskim.

Wala z rodziną przeprowadziła się wówczas do Jarosławia, gdzie jej matka dostała pracę robotnicy w wielkiej fabryce włókienniczej „Krasny Perekop”.

Tierieszkowa miała 17 lat, gdy zatrudniła się w tym samym zakładzie. Zaocznie ukończyła technikum włókiennicze, wyróżniała się także dużą aktywnością społeczną, pełniąc funkcję sekretarza lokalnego oddziału Komsomołu, czyli komunistycznej organizacji młodzieżowej. Już wtedy marzyła o lataniu, współtworząc klub spadochroniarski w lokalnym aeroklubie. Pierwszy skok wykonała w maju 1959 r., a łącznie oddała ich blisko 130. 12 kwietnia 1961 r. 24-letnia Tierieszkowa z wypiekami na twarzy śledziła doniesienia o wyczynie Jurija Gagarina – pierwszego człowieka w przestrzeni kosmicznej. Wkrótce później napisała list do dowództwa radzieckich wojsk lotniczych, wyrażając nadzieję, że także ona będzie mogła kiedyś polecieć ku gwiazdom. Jednak pewnie nie spodziewała się, że nastąpi to tak szybko.

„Poleci tkaczka”

Jesienią 1961 r. do aeroklubu w Jarosławiu przyjechała komisja poszukująca kandydatek na przyszłe kosmonautki. Potrzebowano kobiet mających doświadczenie w skokach ze spadochronem, ponieważ w ten sposób wracali na ziemię piloci statków Wostok. Choć w klubie było kilka bardziej doświadczonych dziewczyn, wybrano Tiereszkową, w czym zaważyła jej charyzma, aktywność społeczna, ale przede wszystkim doskonały – z punktu widzenia propagandowego – życiorys. Była przecież robotnicą i córką żołnierza Armii Czerwonej, który poległ na froncie.

Dzięki temu Tierieszkowa została skierowana na szkolenie dla kosmonautek. Otrzymała stopień porucznika lotnictwa, choć ani razu nie zasiadła za sterami samolotu. O tym, że to właśnie ona będzie pierwszą kobietą w kosmosie zadecydował Nikita Chruszczow, wszechwładny I sekretarz Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. „Poleci tkaczka” – zakomunikował przywódca szefom programu kosmicznego.

„Nadawała się do tego jak nikt. Wtedy była jeszcze otwarta, wygadana, umiała uwodzić sekretarzy i pracować z wielkimi kolektywami, a ja byłam typem młodego, naburmuszonego naukowca” – wspominała później Irina Sołowiowa, która została wybrana na dublerkę Tierieszkowej.

Ojcowska troska I sekretarza

16 czerwca 1963 r., o godz. 10.30, z kosmodromu Bajkonur wystartował statek Wostok-6, z Walentiną Tierieszkową na pokładzie. Równocześnie na orbitę bliźniaczym statkiem Wostok-5 udał się Walery Bykowski. „Znajdujemy się w bliskiej odległości, wszystkie urządzenia statku działają dobrze, samopoczucie dobrze” – meldowało oboje kosmonautów, choć w rzeczywistości bywało różnie. W czasie ponad 70-godzinnego lotu Tiereszkowa przeżywała podobno ciężkie chwile, wpadając nawet w histerię, co miałoby wyjaśniać wielogodzinną przerwę w łączności między statkiem a Ziemią.

Jednak oficjalnie wszystko wyglądało perfekcyjnie. Tiereszkowa słała entuzjastyczne meldunki w stylu: „Gorące pozdrowienia z kosmosu dla wspaniałego leninowskiego Komsomołu, który mnie wychował. Wszystko, co we mnie dobre, zawdzięczam naszej partii” albo „Drogi Nikito Siergiejewiczu, jestem głęboko wzruszona. Bardzo, bardzo dziękuję za ojcowską troskę. Z całego serca dziękuję narodowi radzieckiemu”.

„Drodzy Walentyno i Walery, serdecznie pozdrawiamy was w chwili pomyślnego rozpoczęcia grupowego lotu kosmicznego. Życzę wam zdrowia i dobrego samopoczucia, pomyślnego lotu i lądowania” – mówił wzruszony Chruszczow.

Tierieszkowa 48 razy okrążyła naszą planetę. „Co mnie najbardziej uderzyło w czasie lotu? Przechodzenie do stanu nieważkości i odwrotnie, a także wspaniałe widoki przy wchodzeniu statku w cień Ziemi i wychodzeniu z cienia” – wspominała później.

Lądowanie miało miejsce 19 czerwca 1963 r., w pobliżu wsi Bajewo, 620 km na północny wschód od Karagandy. Tak jak w poprzednich misjach Wostok Tierieszkowa musiała katapultować się i lądowała na spadochronie. Jednak z powodu silnego wiatru, kosmonautka o mało co nie wpadła do jeziora, i mając kłopoty z wypięciem się, stłukła sobie nos.

Powrót do domu

„Przy dźwiękach hymnu Związku Radzieckiego następują pierwsze powitania, premier Chruszczow długo trzyma w ramionach parę kosmonautów. Potem w przybranym girlandami otwartym samochodzie następuje triumfalny wjazd do Moskwy” – tak polskie radio relacjonowało powitanie Tierieszkowej i Bykowskiego.

„Kiedy jako mała dziewczynka ze śmiesznymi warkoczykami wracałam ze szkoły, zwykle mówiłam na progu: otóż i jestem w domu! Słowa te wypowiadałam po zakończeniu każdej eskapady do sąsiedniego miasta na zawody spadochronowe. Powtórzyłam je również po powrocie z kosmosu na Ziemię. Różne znaczenia wkładamy w pojęcie dom. I sens jego staje się z czasem coraz szerszy” – mówiła później kosmonautka.

Jej wyczyn stał się dla władz radzieckich orężem do wojny propagandowej ze Stanami Zjednoczonymi. Chruszczow złośliwie podkreślał, że lot Walentiny trwał dłużej niż wszystkie dotychczasowe podróże astronautów amerykańskich razem wzięte.

Tierieszkowa znakomicie odnalazła się w roli gwiazdy. Wygłosiła sławiące komunizm przemówienie podczas obradującego na Kremlu Międzynarodowego Kongresu Kobiet, a następnie ruszyła w tournée po świecie, odwiedzając m.in. Indie, Pakistan i Stany Zjednoczone. W październiku 1963 r. fetowano ją w Polsce. „Dla mnie ważne jest to, że kobieta dotrzymała kroku mężczyźnie, że kobieta jest dziś nie tylko ziemską, ale kosmiczną istotą. Mężczyznom nie będzie od tej chwili smutno w przestworzach. Kobieta i tam ich nie opuści” – mówiła podczas jednego ze spotkań.

Ślubny scenariusz Chruszczowa

W listopadzie 1963 r. Tierieszkowa stanęła na ślubnym kobiercu. Męża wybrał jej… Chruszczow, który stwierdził, że ze względów propagandowych gwiazda powinna wyjść za kosmonautę. Jedynym wolnym wówczas kawalerem był Andrian Nikołajew. „Jak mogliśmy mu odmówić? Nie mieliśmy śmiałości urazić Chruszczowa” – wspominał później „wybranek”. Ślub okazał się wielkim wydarzeniem towarzyskim. Panna młoda była ubrana w suknię specjalnie uszytą na tę okazję przez włókniarki z Łodzi, a w ceremonii uczestniczyli najwyżsi dostojnicy i naukowcy.

Rok później Tierieszkowa urodziła córkę Jelenę, ale sztucznie zaaranżowany związek nie był szczęśliwy. Rozstali się dość szybko, choć formalny rozwód uzyskali dopiero w 1982 r., ponieważ wcześniej napotykali opór władz, które obawiały się skandalu. Pogromczyni kosmosu wyszła później za mąż po raz drugi, za Julija Szaposznikowa (zmarł w 1999 r.). Znacznie większe sukcesy Tierieszkowa odnosiła jednak w życiu publicznym. W 1969 r. ukończyła Wojskowy Instytut Lotnictwa im. Żukowskiego jako inżynier kosmonauta, a w 1977 roku obroniła tam pracę doktorską.

Marzyła też o drugim locie w kosmos, jednak po tragicznej śmierci Gagarina, władze radzieckie nie chciały ryzykować straty następnego bohatera. Kolejna kobieta odbyła międzygwiezdną podróż dopiero 19 lat po Tierieszkowej. Była to Swietłana Sawicka.

Walentina na Marsie?

Emocji w życiu Tierieszkowej jednak cały czas nie brakowało. 22 stycznia 1969 r. stała się przypadkowym celem zamachu dokonanego przez młodego żołnierza, który w ten sposób chciał zaprotestować przeciwko zdławieniu przez armię radziecką „praskiej wiosny”. Wiktor Iljin zamierzał ostrzelać limuzynę Leonida Breżniewa jadącego ulicami Moskwy na uroczystość powitania kosmonautów – uczestników misji Sojuz-4 i Sojuz-5. Jednak zaatakował inny jadący w kolumnie samochód, którym podróżowali kosmonauci: Gieorgij Bieriegowoj, Aleksiej Leonow, Andrian Nikołajew i Walentyna Tierieszkowa. Od kul zamachowca zginął kierowca, a zraniony rykoszetem został jeden z eskortujących kawalkadę milicjantów na motocyklu.

Tierieszkowa nigdy nie straciła wiary w komunizm. Już w 1967 r. została wybrana do Rady Najwyższej ZSRR, a w latach 1971-91 była członkiem Komitetu Centralnego KPZR. Sprawowała też funkcję przewodniczącej Komitetu Radzieckich Kobiet. Za jej sprawą wprowadzono zasiłki dla wielodzietnych rodzin czy fundusz alimentacyjny. W 1997 r. Tierieszkowa przeszła na emeryturę w randze generała lotnictwa – żadna inna kobieta w Rosji nie dosłużyła się tak wysokiego stopnia.

Ostatnio rzadko pojawia się publicznie. Podczas ceremonii otwarcia igrzysk w Soczi, była jedną z ośmiu zasłużonych osób niosących flagę olimpijską.

Wciąż marzy o podróży kosmicznej. „Strasznie bym chciała polecieć na Marsa i odkryć, czy tam kiedyś istniało życie. A jeśli istniało, chciałabym się dowiedzieć, jaki kataklizm położył mu kres. Wiem, że z uwagi na ogromną odległość między Ziemią a Marsem nie jest wcale pewne, czy kiedykolwiek wróciłabym na Ziemię, ale wcale mnie to nie przeraża. Taka podróż mogłaby być misją samobójczą, ale jestem na nią gotowa” – stwierdziła w jednym z ostatnich wywiadów.

Rafał Natorski/(gabi)/WP Kobieta

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (9)