Blisko ludziJaś Kapela: "Pracując w ubojni, miałem ochotę zabijać ludzi"

Jaś Kapela: "Pracując w ubojni, miałem ochotę zabijać ludzi"

Odbierał już dzieci Terlikowskiemu, był Januszem Hrystusem strzeżonych osiedli i przekonywał, że stosunek seksualny nie istnieje. Jaś Kapela - pisarz, poeta i naczelny troll lewicy spoważniał, bo znalazł coś, o co warto walczyć. Efektem jest "Polskie mięso”, reportaż o hodowlach przemysłowych.

Jaś Kapela: "Pracując w ubojni, miałem ochotę zabijać ludzi"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Albert Zawada
Helena Łygas

04.11.2018 | aktual.: 04.11.2018 12:43

Helena Łygas, WP: Sporo w "Polskim mięsie” sobie popłakujesz...

Jaś Kapela: Podobno należy płakać przynajmniej raz w tygodniu, bo jest to dobre dla zdrowia. Ale rzeczywiście, gdy zatrudniłem się w ubojni i kurniku, mocno przekroczyłem limit. Niby wiedziałem, jak to będzie wyglądać, ale i tak była to trauma. Co innego wiedzieć, jak są traktowane traktowane zwierzęta, co innego samemu w tym uczestniczyć. Polecam serdecznie każdemu mięsożercy. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że każdy, kto ma odrobinę empatii i wrażliwości, by płakał.

Dla kogo jest ta książka?

Dla starych i młodych, dziewczyn i chłopaków, mięsożerców, wegetarian i wegan. Zdarzyło mi się już nawet usłyszeć, że powinna być lekturą w liceum. A tak bardziej serio, to wydaje mi się, że najbardziej jest dla osób, które coś tam czają w kwestii problematyki jedzenia mięsa. Wiedzą, że to znacznie szersze zagadnienie niż preferencje smakowe, ale chciałyby poszerzyć swoją wiedzę. Mięso jest uwikłane w politykę, ekologię, etykę, ekonomię i kilka innych rzeczy.

*Załóżmy, że ktoś jest taką właśnie osobą. Na samy początku dostaje argumentację z rodzaju „bo krewni i znajomi królika”. Zaczynasz od opisywania, jak to koleżanka taka a taka nie mogła odejść od stołu przez kilka godzin, bo nie zjadła kotleta, a inna wracała z przedszkola z kulką mięsa w policzku. Chcę się dowiedzieć, dlaczego powinnam zostać weganką, a tu historyjka o tym, że dzieci w Polsce są zmuszane do jedzenia. *
To doświadczenia wspólne dla wielu osób. Pokazują, jak jesteśmy socjalizowani do jedzenia mięsa od najmłodszych lat. I to w dość przemocowy sposób, z którego jako dzieci nie zdajemy sobie sprawy. Zaczynam od aspektu, który czytelnik jest w stanie odnieść do siebie. Dane danymi, możemy się z nimi zapoznawać lub nie, przejąć się albo je olać, ale trudno utożsamić się z liczbą krów, które są zarzynane. Nie ma różnicy, czy w druku pojawi się 60 czy 600 tysięcy. Myślisz „aha”, bo przecież i tak wiesz, że są i że jest ich dużo.

Jeszcze 10 lat temu wegan było niewielu i raczej się z nich podśmiewaliśmy. Rozumieliśmy, że ktoś nie chce jeść mięsa, ale rezygnacja z jajek i nabiału wydawała się dziwactwem na poziomie frutarianizmu. Z twojej książki wynika, że pozyskiwanie mleka i jaj w hodowli przemysłowej jest nie mniej brutalne niż sam ubój.

Bywa nawet bardziej. Te zwierzęta nigdy nie widzą światła słonecznego. Krowa daje mleko, jeśli ma potomstwo. Nietrudno wydedukować, że aby dawała je nieustannie, musi non stop rodzić. W hodowli przemysłowej jest „sztucznie inseminowana”. Brzmi naukowo, ale tak naprawdę to nic innego jak gwałt metalowym prętem. Potomstwo jest jej natychmiast odbierane i przerabiane na cielęcinę, bo krowa ma instynkt macierzyński, a w hodowli przemysłowej musi dawać mleko, a nie przejmować się młodymi.

Wymiona podpięte do maszyny odciągających pokarm produkują coraz więcej mleka, podobnie działa laktacja u kobiet. Na filmikach z przemysłowych farm mlecznych można zobaczyć, jak straszliwie są zdeformowane wymiona takich krów. Często są też poranione i zaropiałe, ale oczywiście nie ma czasu na rekonwalescencję. Gdyby kobiety miały być tak eksploatowane, dawałyby 8 litrów mleka dziennie. Noworodek potrzebuje jakieś pół litra.

A co dzieje się w przemysłowych hodowlach kur niosek?

Koguty rzecz jasna nie składają jajek, a do tego są znacznie mniejsze niż kury, więc nie opłaca się ich hodować na mięso. Po wykluciu sprawdza się płeć słodkich, żółtych kurczaczków i samce są zabijane. Tzw. humanitarne metody, jak stopniowe usypianie kurczaków przez odcinanie tlenu i zastępowanie go gazem, są za drogie i zbyt czasochłonne, więc przeważnie zwierzęta są przemielane żywcem albo topione. Wiele osób kupuje jaja z bazarku, bo wyobraża sobie, że kury, które je zniosły, chodzą po podwórkach, grzebią w ziemi i śpią na grzędach z sianem. Tyle że już 89 proc. wszystkich jaj w Polsce pochodzi z hodowli przemysłowych. Utrzymujemy je swoimi jajecznicami.

Obraz
© materiały promocyjne

Zatrudniłeś się w ubojni kurczaków. Łapałeś żywe zwierzęta i zawieszałeś je za nogi na hakach. Taśma wiozła je do pomieszczenia, w którym były zanurzane w wodzie i rażone prądem, a potem, również taśmowo, podrzynano im gardła. Pracowałeś też przy wyłapywaniu kurczaków z kurnika. Łącznie trzy dni. Czy przez tak krótki czas można dowiedzieć się czegoś, co nie zostało już opisane i pokazane na nagraniach z takich miejsc, których przecież nie brakuje w sieci?

Przede wszystkim tego, jak łatwo jest się w takich miejscach zatrudnić. Wystarczy zadzwonić. Nie miałem problemu z powodu niedoniesionych dokumentów, nikt mnie nie wygoogle’ował, pracę mogłem zacząć z dnia na dzień. Pracowałem w miasteczku, w którym średni dochód to 800 złotych, a za miesiąc pracy w ubojni można zarobić 2500. Mimo to chętnych nie było. Dziewczyna, która mnie zatrudniała, pytała, czy tyle wytrzymam, bo ludzie odchodzą po jednym dniu. Chłopak, który pracował tam przede mną, zrezygnował po kilku godzinach. Przy wyłapywaniu kurczaków pracowałem z gościem tak pijanym, że przewracał się, przygniatając kury, które niósł. W końcu go wywalili, ale w efekcie było nas za mało i musiałem pracować dwa razy dłużej niż się umawiałem.

W takich miejscach nieludzko traktuje się nie tylko zwierzęta, ale i pracowników, którzy pracują po kilkanaście godzin na dobę, tak długo, aż nie skończą. Jesteś umazany odchodami właściwie od stóp do głów, mimo ubrań ochronnych masz poranione ręce i ramiona, bo nawet najbardziej ospałe kury walczą o życie. Po jakimś czasie jest się tak zmęczonym, że nawet przy najlepszych chęciach nie da się ich traktować delikatnie, bo taśma idzie, a ty musisz je podwieszać. Część kurczaków, które trafiały na taśmę, już nie żyło, bo nie przetrwały transportu. Do niektórych ubojni ściąga się w Polsce więźniów, bo nie ma rąk do pracy. Torturowanie zwierząt ma być formą resocjalizacji.

A jednak wciąż mówi się o ubojniach jako o szansie dla lokalnej społeczności. W książce opisujesz problemy ludzi mieszkających w pobliżu największej ubojni świń w Europie Środkowo-Wschodniej, Pini Polonia pod Kutnem.

Pini Polonia ubija i przerabia około 80 tysięcy świń tygodniowo, rocznie - 4 miliony. Na rozładunek zwierzęta czekają stłoczone na pakach ciężarówek po kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt godzin. Mieszkańcy przez całą dobę słyszą ogłuszające kwiczenie i krzyki pracowników zganiających zwierzęta na rampę. Ledwie Pini zaczęło działać, media informowały, że ubojnia dysponuje oczyszczalnią ścieków za małą, żeby sprostać ilości produkowanych zanieczyszczeń. Na okolicznych polach są nielegalnie wywożone odpady z ubojni, w gnojowicy pływają świńskie nosy, uszy i ogony, a woda w stawach i rowach melioracyjnych miewa barwę brunatnoczerwoną. To wszystko oczywiście straszliwie śmierdzi.

Jak to w ogóle możliwe, że nikt nic z tym nie zrobił?

W Polsce wszystkie licencjonowane kontrole muszą być zapowiadane, więc można się do nich przygotować. Tak było na przykład z kontrolą hałasu. Na podwórku faceta, który mieszka kilometr od ubojni, normy są przekraczane niemal dwukrotnie, ale podczas kontroli nie odbywał się rozładunek świń, a agregaty zostały wyłączone, więc nie można było tego udowodnić. Mieszkańcy założyli stowarzyszenie, ale nie na wiele się to zdało. Patrolują pola i dzwonią na policję, jeśli widzą, że ktoś wylewa odpady, ale zanim radiowóz dociera na miejsce, kierowcy ciężarówek często odjeżdżają. Nawet jeśli już dochodzi do zatrzymania, do ubojni nie można się przyczepić, bo wywożeniem odpadów zajmuje się firma zewnętrzna. Już nie wspominając, że mandaty na poziomie 500 złotych przy kilkumilionowym dziennym obrocie Pini Polonia to grosze. Bardziej opłaca się dalej wywozić odpady na pola niż utylizować. Z kolei ustawa antyodorowa jest w Polsce blokowana od ponad dekady. Jak masz dużo pieniędzy, to możesz śmierdzieć, ile chcesz.

CBŚ potrafiło upomnieć się o swoje.

Tak, okazało się, że fikcyjne firmy wystawiały dla Pini Polonia faktury, na które ze skarbu państwa wyłudzono około 180 milionów. Najwyraźniej na uboju i przetwórstwie mięsa nie zarabia się w dość dobrze, jeśli się to robi legalnie. Co ciekawe jest to najbardziej zadłużona branża w Polsce. Mięso jest tanie częściowo dlatego, że dopłacamy do niego z budżetu. Ponad połowa z ferm przemysłowych otrzymała w zeszłym roku wsparcie w ramach Wspólnej Polityki Rolnej w wysokości 104 milionów euro. Biorąc pod uwagę badania pokazujące szkodliwość nadmiernego spożycia mięsa, a także zatruwanie środowiska, to trochę tak, jakbyśmy dotowali palenie papierosów.

Obraz
© Archiwum prywatne | Jakub Szafrański

Często jesteś pytany w wywiadach o matkę, działaczkę katolicką, która jeździ na audiencje do papieża i potępia twoją działalność publicystyczną. W "Polskim mięsie” pojawia się wyłącznie twój ojciec. Opowiadasz mu o postępach w pracy nad książką, przytaczasz SMS-y, jeździsz z nim do rodziny, która utrzymuje się z hodowli kur. Nie jest raczej pozytywnie nastawiony. Coś zmieniło się po publikacji?

Matka raczej woli nie czytać, potępia raczej ojcec. Ale to chyba pierwsza moja książka, po której lekturze nie popukał się w głowę. A nawet powiedział, że bardzo mu się podobała. Prosił wręcz, żebym wysłał mu adresy sklepów, w których można kupić wegańskie wędliny czy nabiał. Kiedy przyszedłem ostatnio na obiad, odpowiadał o serze zrobionym przez kolegę z mleka krowy innego kolegi, podobno szczęśliwej. Oczywiście mam nadzieję, że niebawem mój konserwatywny ojciec zostanie weganinem.

W książce dowodzisz, że dobry chrześcijanin powinien być weganinem.

Raj, czyli coś, co powinno być dla chrześcijan miejscem idealnym, był wegański. Dopiero po wygnaniu z Edenu w Biblii pojawia się cokolwiek o jedzeniu mięsa. Można powiedzieć, że boski plan zakładał, że ludzie będą weganami, a jedzenie mięsa to efekt ich degeneracji.

Minister Szyszko lubi biblijny cytat „Czyńcie sobie ziemię poddaną”.

To część dłuższego zdania, z którego wynika, że „czynienie sobie ziemi poddaną” ma polegać przede wszystkim na zaludnienieniu jej, które sprawi, że człowiek zapanuje nad zwierzętami. Nie wynika z tego, że mielibyśmy zjadać swoich poddanych. „Panowanie” ma być raczej formą opieki. W Biblii kobiety są poddane mężczyznom i jakoś nikt nie wpadł na pomysł, żeby wrzucać je na ruszt.

W Księdze Rodzaju pojawia się też zdanie: „Nie wolno wam jeść mięsa z krwią życia. Upomnę się o waszą krew przez wzgląd na wasze życie - upomnę się o nią u każdego zwierzęcia”, czyli wygląda na to, że z przelewu krwi zwierząt będziemy się tłumaczyć na Sądzie Ostatecznym. Co prawda Żydzi zaczęli po prostu spuszczać krew z zabitych zwierząt - jak dla mnie trochę prostacka interpretacja. Fragmentów pro-wege jest w Biblii sporo.

Z Biblii jest też zdanie, które wybrałeś na motto książki - „Tak więc wszystko, cokolwiek w jatce sprzedają, spożywajcie, niczego nie dociekając - dla spokoju sumienia”. Przewrotne, jak na motto książki mającej konwertować na weganizm.

To zdanie z Biblii Tysiąclecia, które zostało błędnie przełożone z greki, nie pasuje nawet do kontekstu fragmentu, w którym się znajduje. W oryginale nakazuje, żeby właśnie dociekać dla spokoju sumienia, co dzieje się w rzeźniach. Czyli dokładne przeciwieństwo. To oczywiście nie jedyny przykład źle przetłumaczonego Słowa Bożego. W Katechizmie Kościoła Katolickiego z kolej jest napisane, że: „Sprzeczne z godnością ludzką jest niepotrzebne zadawanie cierpień zwierzętom lub ich zabijanie.” Żyjemy w takich szczęśliwych czasach, gdy nie potrzebujemy zabijać i zjadać zwierząt, żeby żyć. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie wszyscy katolicy rozumieją, że jest to sprzeczne z ludzką godnością i rozumem.

Anna Bikont napisała w blurbie, że twoja książka jest „bardzo serio, zwłaszcza jak na tego autora”. I choć rzeczywiście trudno oprzeć się wrażeniu, że jesteś w „Polskim mięsie” znacznie poważniejszy niż zazwyczaj, pojawiają się fragmenty straszliwie trollujące. Po nich zdania o cierpieniu, pisane zupełnie na serio, wydają się zgrzytem stylistycznym. Piszesz na przykład: „Im dłużej chodziłem po kurniku tam i z powrotem, odbierając złapane kurczaki i zanosząc je do plastikowych skrzynek, tym bardziej miałem ochotę na ludzinę”.

Jestem trochę trollem, mam opinię zgrywusa, ale starałem się ograniczać śmieszkowanie. To poważny temat, który bardzo mnie porusza, ale nie chciałem popadać wyłącznie w minorowe tony, więc są tam lżejsze fragmenty. W końcu to moja książka. Co nie zmienia faktu, że obserwując cierpienie, które zadajemy zwierzętom, naprawdę miałem ochotę zabijać ludzi. Oczywiście nie będę tego robił, ale to, co robimy istotom, który od siebie uzależniliśmy, jest absolutnie nieludzkie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (868)