Jest lekarką weterynarii. "Czasem na dyżurze trzeba uśpić pięcioro pacjentów"

Jest lekarką weterynarii. "Czasem na dyżurze trzeba uśpić pięcioro pacjentów"

Magda Firlej-Oliwa prowadzi praktykę weterynaryjną w Krakowie
Magda Firlej-Oliwa prowadzi praktykę weterynaryjną w Krakowie
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Marta Kosakowska
02.03.2023 17:16, aktualizacja: 03.03.2023 11:07

- Przychodzą z zaniedbanymi, cierpiącymi zwierzętami lub takimi, co do których podejrzewamy, że były ofiarami znęcania się. Bywają też trudne dyżury, kiedy zdarzają się czarne serie eutanazji. Trzeba uśpić czworo lub pięcioro pacjentów - mówi Magda Firlej-Oliwa, lekarka weterynarii z Krakowa.

Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: W Otwocku doszło do tragicznego zdarzenia. 33-latek pobił lekarkę weterynarii, bo nie chciała uśpić psa. Kobieta – pobita i pogryziona przez psa oprawcy - trafiła do szpitala. Słyszała pani o tej sprawie?

Magda Firlej-Oliwa, lekarka weterynarii: Oczywiście, że tak. Widziałam obrażenia, których doznała ta lekarka. Zdjęcia udostępniono na wewnętrznej grupie dla lekarzy weterynarii, na której wymieniamy się doświadczeniami. Takie zachowanie właściciela psa jest dla mnie niedopuszczalne. Żaden człowiek nie powinien czuć się zagrożony w miejscu wykonywania swojej pracy.

Skandaliczne są komentarze, które pojawiały się pod artykułami informującymi o zdarzeniu. Ludzie starają się usprawiedliwiać tego mężczyznę. Piszą, że to ryzyko zawodowe lekarza weterynarii. Absolutnie się z tym nie zgadzam.

A jednak do tego zdarzenia doszło.

Niestety. Właściciel psa rasy, która uważana jest za wymagającą, wykazał się agresją. Nie chcę mówić, co to za rasa, żeby jej nie piętnować. Takie zwierzęta powinny być odpowiednio trenowane, bo w przeciwnym razie mogą wykazywać podobne zachowania. Mogę tylko powiedzieć, że psy są trenowane do obrony ludzi. Prawdopodobnie było tak, że zwierzę zobaczyło walkę, jaka wywiązała się między ludźmi i rzucił się w obronie swojego właściciela.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Właściciel żądał od lekarki uśpienia psa. Pani też spotyka się z podobnymi sytuacjami w pracy?

Zacznijmy od tego, że według polskiego prawa nie można uśpić zwierzęcia na życzenie. Istnieją trzy wskazania do eutanazji. Jednym z nich jest agresja zwierzęcia, które uprzednio zostało przebadane, a wyniki badań wskazały, że agresja nie ma podłoża zdrowotnego. Z takim zwierzęciem najpierw pracuje behawiorysta. Jeśli to nie przynosi skutku, dopiero wówczas można rozważyć uśpienie zwierzęcia. Lekarz weterynarii ma prawo odmówić eutanazji, jeśli uzna, że nie zostały wyczerpane wszystkie możliwości, by pomóc zwierzęciu.

W mojej praktyce weterynaryjnej nie zdarzyło mi się przyjmować osób, które żądałyby uśpienia zdrowego psa. Natomiast spotykałam się z osobami, które przychodziły do mnie z bardzo chorymi, zaniedbanymi zwierzętami, które nigdy nie były leczone, żądając eutanazji.

Czyli jednym ze wskazań do eutanazji zwierzęcia jest agresja. A jakie są pozostałe dwa?

Zaawansowana choroba przewlekła, która nie rokuje na poprawę. Zwierzę cierpi i nie można mu pomóc. Kolejna sytuacja to usypianie ślepych miotów w celu zapobiegania bezdomności.

Magda Firlej-Oliwa prowadzi na Instagramie profil @weterynarz.tez.czlowiek
Magda Firlej-Oliwa prowadzi na Instagramie profil @weterynarz.tez.czlowiek© Archiwum prywatne

Jakie konsekwencje mogą mieć takie incydenty jak ten z Otwocka?

Przez tego typu sytuacje – mam na myśli agresję i słaby stan świadomości opiekunów - wiele gabinetów całodobowych rezygnuje z działalności. Osobiście znam przypadki miejsc, których właściciele - po ataku agresji fizycznej ze strony klienta - zadecydowali o ich zamknięciu. Mój kolega miał sytuację, kiedy zadzwonił do niego klient, który chciał przywieźć psa do zszycia po walkach psów. Przypominam, że walki psów są w Polsce nielegalne. Nikt nie chciałby przyjmować w środku nocy klientów, którzy parają się tym zajęciem.

Praca weterynarza z pozoru może się wydawać przyjemnym zajęciem. Ludzie myślą, że polega na całodziennym głaskaniu psów i kotów. W jednym z wpisów na Instagramie opowiada pani o cieniach tego zawodu.

Niestety, jest ich wiele. Do gabinetów często przychodzą ludzie z zaniedbanymi, cierpiącymi zwierzętami lub takimi, co do których podejrzewamy, że były ofiarami znęcania się. Bywają też trudne dyżury, kiedy zdarzają się czarne serie eutanazji. Trzeba uśpić czworo lub pięcioro pacjentów, nic pozytywnego się w takie dni nie wydarza. To bywa ciężkie.

Co jest najgorsze?

W internecie ludzie piszą, że jesteśmy zdziercami, że nie interesuje nas los zwierząt, że liczą się tylko pieniądze. Często wylewają w ten sposób swój żal, bo np. mimo podjętego leczenia, zwierzę umarło. Obarczają winą lekarza weterynarii. Piszą, że wziął pieniądze, a ich ukochany pupil i tak umarł.

Wróćmy do sprawy z Otwocka. Jaka trudna sytuacja z gabinetu szczególnie utkwiła pani w pamięci?

Na szczęście w moim przypadku nigdy nie doszło do agresji fizycznej, ale wyzwiska zdarzają się często. Raz miałam kłótnię z nietrzeźwym klientem. Innym razem, kiedy chore zwierzę zmarło w trakcie badań diagnostycznych, klient zaczął uderzać pięścią w ścianę tuż obok mojej głowy. Dodam tylko, że byłam wtedy w ciąży, więc było to dla mnie szczególnie traumatyczne.

Z badań opublikowanych na łamach "Journal of American Veterinary Medical Association" wynika, że współczynnik samobójstw jest znacznie wyższy wśród lekarzy weterynarii niż wśród innych profesji. Dotyczy to szczególnie kobiet.

Zawód lekarza weterynarii nie jest łatwy. Po pierwsze, z uwagi na sytuacje, o których rozmawiałyśmy wcześniej. Po drugie - dlatego, że weterynarz codziennie spotyka się z cierpieniem zwierząt. Trzeci aspekt jest taki, że lekarze weterynarii mają dostęp do leków, a także na co dzień obcują ze śmiercią, więc są z nią oswojeni. Do tego - oprócz stresującej pracy - dochodzą często problemy prywatne, zdrowotne, depresja. To wszystko może mieć wpływ na tak dramatyczne decyzje.

W weterynarii nie walczy się o długość życia zwierzęcia, tylko o jego komfort. Jeśli komfortu nie da się uzyskać, to zwierzęciu pomaga się odejść. Myślę, że w przypadku lekarzy weterynarii takie myślenie może się przenosić na własne życie, stąd te statystyki.

Praca lekarza weterynarii wiąże się z dużym obciążeniem psychicznym
Praca lekarza weterynarii wiąże się z dużym obciążeniem psychicznym© Archiwum prywatne

Jakich argumentów używają właściciele, którzy nie chcą uśpić terminalnie chorego pupila?

Mówią, że eutanazja jest niezgodna z ich przekonaniami, bo są wierzący. Że eutanazja to zabicie zwierzęcia. Inni twierdzą, że zwierzę wcale nie cierpi. Z niektórymi nie da się przeprowadzić sensownej rozmowy na argumenty, bo wypierają problem, bo np. zwierzę nie daje jednoznacznych oznak cierpienia.

Sytuacje, kiedy zwierzę wyje czy piszczy z bólu, są bardzo rzadkie. Skrajnie chore zwierzę może być ciche, ale nie może wstawać, nie jest w stanie samo opróżnić pęcherza, nie chce jeść itp. Takie zwierzę jest niesamodzielne i za chwilę odejdzie. Jego agonia może trwać wiele dni, wiązać się z zaburzeniami świadomości, powolnym wyniszczaniem organizmu, cierpieniem. Nie wszyscy właściciele to rozumieją.

Z tego, co pani mówi, ta praca niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Czy w czasie studiów przyszli lekarze weterynarii są przygotowywani na to, z czym będą się mierzyć?

Niestety nie. Przynajmniej w czasach moich studiów takich zajęć nie było. Być może teraz to się zmienia i zaczyna się uczyć studentów kompetencji miękkich. Natomiast my uczyliśmy się wszystkiego już w trakcie pracy, zaczynając od rozmowy z klientem, a kończąc na tym, jak radzić sobie z obciążeniem psychicznym. Wielu młodych lekarzy weterynarii wchodzi w zawód bez podstawowej wiedzy, jak sobie z tym radzić. Nie pomaga też to, że sama branża nie jest łatwa, chociażby ze względu na konkurencję i brak solidarności wśród lekarzy weterynarii.

Ale w tej pracy muszą trafiać się też miłe chwile.

Niewątpliwie tak jest. Szczególnie kiedy zwierzęciu udaje się pomóc, jego stan się poprawia. Są sytuacje, kiedy rozmawia się z klientem o eutanazji zwierzęcia, a dwa dni później stan zwierzaka się poprawia. Zdarzają się historie z happy endem. Wtedy człowiek wychodzi z pracy jak na skrzydłach. Ja nie wyobrażam sobie, by pracować w innym zawodzie. Mimo wszystko bardzo lubię tę pracę.

Rozmawiała Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i potrzebujesz rozmowy z psychologiem, zadzwoń pod bezpłatny numer 116 123 lub 22 484 88 01. Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też TUTAJ.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (362)
Zobacz także