Jest operatorką dźwigu. "To, że jestem kobietą, działało na moją korzyść"
Wielu operatorów pracuje po kilkanaście godzin na dobę, bez urlopów, bez L4 jak są chorzy. Godzą się na to, więc pracodawcy takie zachowania wymuszają na innych. To się nie zmieni, póki nie zmieni się mentalność ludzi. Dlatego wyjechałam z Polski – mówi Aleksandra Gogolewska, która pracuje na 64- metrowym żurawiu wieżowym.
11.08.2024 | aktual.: 12.08.2024 08:30
Edyta Urbaniak: Na jakiej wysokości pracujesz?
Aleksandra Gogolewska: Teraz na 64-metrowym dźwigu, czyli mniej więcej na wysokości 25. piętra. Najwyższy dźwig, na jakim pracowałam miał 80 metrów.
Jak wejść tak wysoko?
Siłą mięśni, po drabince. Latem można powoli, ale zimą, kiedy zamarzają dłonie, staram się jak najszybciej.
Do takiej pracy trzeba więc mieć dobrą kondycję...
Niekoniecznie. Chodzi tylko o to, żeby wejść. Można to robić nawet 20 minut, z przystankami po drodze.
Na czym polega praca operatora dźwigu, czyli żurawia wieżowego?
Na przenoszeniu ładunku z punktu A do punktu B. Trzeba to wykonać bezpiecznie.
Trzeba chyba być precyzyjnym...
Zgadza się. I odpowiedzialnym. Operator musi przewidywać, jak może się zachować ładunek. Ważna jest też odporność na stres i zimna głowa. Inaczej można byłoby się szybko wykończyć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z dołu mogłoby się wydawać, że to dość monotonna praca.
Monotonna? Wręcz przeciwnie! Jest bardzo dynamiczna. Ciągle ktoś wydaje polecenia przez radio: "Trochę w prawo, trochę w lewo" i inne. Ma się też ogląd sytuacji z góry. Cały czas coś się dzieje.
Większość operatorów żurawi to mężczyźni. Kobietom trudno się odnaleźć w tym zawodzie?
Znam operatorki dźwigów i spotkałam się z opinią, że są dobrymi pracowniczkami, bo są delikatniejsze i delikatniej jeżdżą, wiele jest bardzo precyzyjnych. Kobiety decydując się na taki zawód, muszą się nauczyć się funkcjonować w męskim świecie. Mam koleżankę, która się nie odnalazła i zrezygnowała. Ja potrafię dogadać się z facetami, pożartować, ale jestem osobą bezpośrednią i otwartą. Mam w sobie sporo luzu. Nie przeszkadzają mi np. "grube" żarty.
A jak wpadłaś na pomysł, żeby zostać operatorką dźwigu?
Namówił mnie przyjaciel, który pracował w tym zawodzie. Powiedział: "Ola, jesteś taka sprytna, będziesz się nadawać do takiej pracy". Wytłumaczył, na czym polega. Miałam wtedy 20 lat i właśnie zrezygnowałam ze studiów. Zdecydowałam się na szkolenie na operatora żurawia wieżowego i tak się zaczęło.
Na czym polega takie szkolenie?
Są zajęcia z teorii i praktyka. Uczyłam się teorii i jeździłam od budowy do budowy we Wrocławiu, gdzie mieszkałam, popatrzeć, jak pracują operatorzy. W skontaktowaniu się z nimi pomagał mi jeden z nauczycieli. Pozwalali mi wejść do kabiny. Uczyłam się przenosić małe ładunki, poruszać się dźwigiem. Potem przystąpiłam do egzaminu państwowego we Wrocławiu. Zdałam i już następnego dnia byłam na budowie.
Od razu przystąpiłaś do pracy?
Od pierwszego dnia. To było na małej budowie. Obsługiwałam mniejszy żuraw, sterowany za pomocą pilota, więc było nieco łatwiej.
Był stres?
Ogromny! Pierwszy miesiąc był trudny, bo musiałam się nauczyć i pracy, i funkcjonowania w męskim świecie, i jak dogadywać się z ludźmi. Na początku trzeba zobaczyć, jak funkcjonuje żywy organizm zwany budową i się w niego wpasować.
Fakt, że wszystkie oczy są zwrócone na ciebie – jako kobietę i to tak młodą – dodatkowo stresował?
Oczywiście było poruszenie na budowie, ale to, że jestem kobietą, działało na moją korzyść. Zawsze znalazł się ktoś chętny, żeby mi coś wytłumaczyć. Do tej pory czuję się na budowie jak księżniczka. Koledzy mi pomagają, jeśli potrzebuję. Dostałam już tyle zaproszeń na kawę, że mogłabym pić tę kawę do końca życia.
Pamiętasz uczucie, kiedy pierwszy raz weszłaś na dźwig?
Oczywiście! Był niepokój, bo dźwigiem trochę szarpie, czuje się jego ruchy, słyszy się dziwne dźwięki. Kiedy człowiek jest pierwszy raz w takiej sytuacji, zastanawia się, czy dźwig się nie przewróci.
A z czasem, jak już się nabiera doświadczenia, co jest najbardziej stresujące?
Generalnie warunki pracy w Polsce są trudne. Panuje atmosfera, że wszystko trzeba robić szybko. Czuje się presję, bo w Polsce dużo się buduje, tempo jest ogromne. A pracę na dźwigu trzeba wykonywać przede wszystkim bezpiecznie. To nie kierownik, nie brygadzista jest ostatnią osobą, która podejmuje decyzję, czy ładunek idzie do góry, czy nie – tylko operator dźwigu.
Zdarzyły ci się jakieś niebezpieczne sytuacje w pracy?
Kilka razy. Kiedyś puścił hamulec i ładunek, który ważył 4 tony, leciał w dół. Udało mi się go wyhamować silnikiem, nie hamulcami. Innym razem żuraw z ładunkiem samoistnie, bez mojej ingerencji, zaczął jechać w lewo. Zachowałam zimną krew, skierowałam go w prawo, żeby się zatrzymał i odłączyłam zasilanie.
A jaka była najtrudniejsza sytuacja?
Pracowałam w swoim żurawiu we współpracy z innym tzw. żurawiem samojezdnym. W pewnym momencie ten drugi żuraw zaczął opuszczać swoje ramię na ramię mojego dźwigu i zaczął je ciągnąć. Złapałam tylko telefon i w skarpetkach uciekałam na dół, krzycząc, żeby ktoś to zatrzymał. Kierowca zauważył, co się dzieje i uratował sytuację. Wróciłam do kabiny, spakowałam swoje rzeczy i zeszłam na dół. Ze stresu zemdlałam. Tego dnia nie weszłam już na górę. Zresztą trzeba było sprawdzić, czy konstrukcja mojego żurawia nie została naruszona. Na szczęście wszystko było w porządku.
Pracujesz bez butów?
Po wejściu na górę wkładam krótkie spodenki i klapki. W mojej kabinie jest czyściutko jak w biurze. Mam czajnik, żeby sobie zrobić kawkę.
Ostatnio pracujesz na nocne zmiany. Nie jest trudniej?
Nie. Lubię pracę na nocki. Budowa jest oświetlona, więc nie ma problemu z widocznością. Jest chłodno, mniej ludzi, mniej stresu. Na większych budowach w dzień jest bardzo dużo ludzi i każdy chce, żeby mu coś przenieść żurawiem, a on ma tylko jedno ramię... Więc ludzie się kłócą, nieraz słyszę krzyki w radiu.
Na ciebie?
Ja sobie na to nie pozwalam. Jeśli pokrzykują do siebie, próbuję ich uspokoić. Tłumaczę, że jest jeden jest dźwig i jeżeli jest jakiś problem, proszę to zgłosić do kierownika. Takie konfliktowe sytuacje są chyba najtrudniejsze. Plus brak wyobraźni niektórych osób na dole. Przenoszę ładunek, np. jakąś belkę czy prefabrykat, i ktoś mi mówi: "Daj 5 cm na dół". Z wysokości 64 m, przy tak wielkich ładunkach, to niewykonalne.
A jak jest z ofertami pracy dla operatorów?
Jest ich dużo. Myślę, że jeśli pojechałabym do każdego większego miasta w Polsce, bez problemów znalazłabym pracę. Niestety, warunki pracy w wielu firmach są fatalne. Pracuje się na umowę na najniższą krajową, a resztę dostaje się pod stołem. Wielu operatorów pracuje po kilkanaście godzin na dobę, bez urlopów, bez L4 jak są chorzy. Ludzie się na to godzą, więc pracodawcy takie zachowania wymuszają na innych. Były kontrole inspekcji pracy, powstają organizacje, które próbują to zmienić, ale sytuacja wciąż jest beznadziejna.
Nie da się nic zrobić?
Póki mentalność ludzi się nie zmieni i nie przestaną chcieć tak pracować, żeby więcej zarobić, trudno będzie coś zrobić. Ja próbowałam walczyć. Jeśli zdarzyło się, że miałam pracować w kabinie bez klimatyzacji, odmawiałam. Latem jest w niej nie do wytrzymania. Schodziłam na dół. Oczywiście czasem mnie straszono, że na moje miejsce czeka dziesięciu innych operatorów, ale nie dawałam się sterroryzować. Inni operatorzy też zaczęli schodzić, więc zaczęto instalować klimatyzację. Myślę, że małymi krokami można byłoby też zawalczyć o osiem godzin pracy, urlopy. Tylko pracownicy musieliby chcieć.
To jest powód twojego wyjazdu z Polski?
Jeden z powodów. Pracuję w Niemczech, w jednej z największych firm w Europie, 8 godzin dziennie. Wszystko jest, jak powinno być. Studiuję, piszę magisterkę z managmentu. Ta praca jest dla mnie środkiem do realizacji celów – zarabiam na tyle dobrze, że mogę godnie żyć.
No i widzisz świat z góry. A teraz możesz z takiej wysokości codziennie podziwiać wschody i zachody słońca.
Śmieję się, że zajmuję się w pracy właśnie dokumentowaniem wschodów i zachodów słońca. Świat z góry wygląda niesamowicie. Widać jak idzie burza, jak gdzieś jest pożar... Wszystko.
Zachęcałabyś inne kobiety, żeby spróbowały sił w tym zawodzie?
Oczywiście, że tak. Możemy się w nim sprawdzić na równi z facetami. Myślę, że jest nam nawet prościej, bo czasem mamy jakieś fory. Nigdy nie narzekałam na to, że jestem kobietą w tym zawodzie. To daje mi nawet raczej korzyści niż jakieś przykrości. Wszyscy chcą ze mną pracować.
Dla Wirtualnej Polski tekst napisała Edyta Urbaniak.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!