"Jestem gospodynią domową". Paulina mówi o tym z dumą

Paulina zrezygnowała z pracy zawodowej na rzecz zajmowania się domem i rodziną
Paulina zrezygnowała z pracy zawodowej na rzecz zajmowania się domem i rodziną
Źródło zdjęć: © Instagram | paula.pogodna
Aleksandra Lewandowska

12.02.2023 14:46, aktual.: 12.02.2023 15:30

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Szczęśliwa żona, mama trójki dzieci, gospodyni domowa. To bardzo krótki opis Pauliny, dumnej tradwife, która zrezygnowała z pracy zawodowej na rzecz zajmowania się domem i rodziną. W rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że mogli sobie z mężem na taki krok pozwolić. - Przyzwyczaiłam się do różnych reakcji i wielkich oczu, kiedy mówię, że spełniam się w domu, będąc żoną i mamą - mówi Paulina.

Paulina jest z wykształcenia fotografką. Przez kilka lat realizowała się w zawodzie, pracowała na półtora etatu, jednak przestała niedługo po wysłaniu do żłobka pierwszego dziecka. To wtedy podjęli razem z mężem decyzję, że będzie im znacznie łatwiej, jeżeli pozostanie w domu. Dziś to ona w głównej mierze zajmuje się sprzątaniem, robieniem zakupów, gotowaniem czy odrabianiem lekcji z najstarszą, siedmioletnią córką. W byciu tzw. tradwife nie widzi nic złego. Od kiedy pamięta, czuła powołanie do małżeństwa i rodzicielstwa. Bycie żoną i mamą uważa za najważniejsze role w swoim życiu.

Tradwife to skrót od połączenia angielskich słów "traditional" i "wife", czyli tradycyjna żona. Za tradwives uważa się kobiety, które świadomie wybierają rolę gospodyń domowych. Nie myślą o karierze zawodowej, tylko skupiają się na potrzebach rodziny.

"Spełniam się w domu, będąc żoną i mamą"

"Między warszawską Starówką a wiejskim gankiem i leśną dróżką" - pisze Paulina na swoim profilu paula.pogodna na Instagramie, gdzie dzieli się codziennością tradwife. W rozmowie z Wirtualną Polską nie ukrywa, że miała obawy, czy poprzez pokazywanie tego publicznie nie narazi się na krytykę ze strony innych. A spotkała się z nią już wielokrotnie.

- Przyzwyczaiłam się do różnych reakcji i wielkich oczu, kiedy mówię, że spełniam się w domu, będąc żoną i mamą. Ludzie mi nie wierzą, a to była moja świadoma decyzja, choć podjęta po rozmowach z mężem. Musieliśmy mieć pewność, że decydując się na taki krok, nie odczujemy negatywnych konsekwencji, m.in. finansowych - ujawnia Paulina.

Choć powołanie do rodzicielstwa czuła "od zawsze", był taki moment, w którym "odpychała je od siebie".

- To była zawiła droga. Wydaje mi się, że głównie dlatego, iz w dzisiejszych czasach bycie gospodynią domową nie jest w pełni akceptowalne przez społeczeństwo. Słyszałam, że "siedzę w domu, bo jestem leniwa", a to z lenistwem nie ma nic wspólnego. Czy to, że dbam o dom, męża i dzieci oznacza, że jestem mniej wartościowym człowiekiem? - pyta.

Kiedy wspomina dzieciństwo, mówi, że pragnęła wtedy, by mama bądź tata częściej byli przy niej, w domu. Rodzice Pauliny do dnia dzisiejszego realizują się zawodowo. Ona w swoim dorosłym życiu chciała inaczej. Choć w żadnym stopniu nie ma do nich o to pretensji. Wie, że robili to przede wszystkim po to, aby zapewnić jej godny byt materialny. Niestety, ich praca była równoznaczna z mniejszą ilością czasu wolnego, jaki mogli poświęcić córce.

- Pamiętam momenty, kiedy zazdrościłam koleżankom ze szkoły czy kuzynostwu, że wracają do domu, dostają podany przez rodziców ciepły obiad i spędzają z nimi czas. Ja tego nie miałam. Odczuwałam tęsknotę - oznajmia.


Przykładem gospodyni domowej była dla niej w dzieciństwie jej ciocia - "idealna strażniczka domowego ciepła".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Tradwife to praca jak każda inna"

- Bycie tradwife to praca jak każda inna. W przypadku mojego małżeństwa, gdybyśmy oboje mieli pracować, robić pranie, sprzątać, gotować, opiekować się młodszymi dziećmi i odrabiać lekcje z najstarszą córką, prawdopodobnie musielibyśmy zatrudnić kogoś do pomocy. To wiąże się z kosztami, które dla nas, zaznaczam - dla nas, nie są opłacalne - wyjawia.

Podkreśla, że choć definiowanie swojej osoby poprzez pryzmat zawodowy i osiągane sukcesy nie jest niczym złym, ona czuje, że to po prostu nie jest dla niej. Na ten moment nie czerpie korzyści finansowych z pracy fotografki, jednak pasji nigdy nie porzuciła. Wie, że w pewnym momencie do tego wróci. Obecnie wykorzystuje swój talent do łapania i kolekcjonowania rodzinnych wspomnień.

- Nie wykluczam powrotu do pracy, jeżeli byłby on w niedalekiej przyszłości konieczny. Ja jednak w pewnym momencie nie potrafiłam tego pogodzić. Praca na dwa etaty, pierwsze dziecko, opieka nad domem. Byłam przemęczona i po części nieszczęśliwa - oznajmia.

Choć jako tradwife skupia się głównie na "małżeństwie, rodzinie i domu", nie zapomina o sobie.

- Tradwife są postrzegane dziś w bardzo stereotypowy sposób. Przeczytałam gdzieś, że "pragniemy żyć jak w 1959 roku" i przyznam, że nie do końca rozumiem, skąd wzięło się takie stwierdzenie - mówi.

- Z własnej perspektywy mogę powiedzieć, że poprzez bycie w domu czuję, że się rozwijam. Mam w końcu czas na naukę języków, doskonalenie umiejętności fotograficznych i czytanie książek, których wcześniej nie miałam czasu czytać. Dobro rodziny jest moim priorytetem, ale zwracam też w tym wszystkim uwagę na to, czy mi jest z tym dobrze - dodaje Paulina.

"W moim małżeństwie jesteśmy równi"

Paulina określa swoje małżeństwo mianem "zdrowego i szczęśliwego". Podkreśla, że każdego dnia stara się dbać o męża jak tylko najlepiej potrafi, jednak on tak samo dba także o nią. W ich małżeństwie jest pełna równość. Decyzje podejmują razem, a jej mąż zawsze liczy się z jej zdaniem.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że niektóre kobiety, które utożsamiają się z ruchem tradwife, zgadzają się na dominację męża w małżeństwie, jego pełną decyzyjność. W przypadku mojego małżeństwa tak nie jest. Jesteśmy równi. Myślę, że dla nas byłoby to niezdrowe, możliwe, że nawet toksyczne, gdyby tak wyglądał nasz model rodziny - stwierdza.

W życiu Pauliny ogromną rolę odgrywa także wiara. Od urodzenia jest katoliczką. Miewała lepsze i gorsze momenty, ale czuje, że obecność Boga w jej życiu jest ważna. W trakcie rozmowy przytacza nawet jeden z cytatów z Pisma Świętego, w którym - w odniesieniu do równości w małżeństwie - jest mowa o tym, że "mężczyzna i kobieta są sobie równi".

Czy jako tradwife może być w takim razie feministką? Paulina ma podzielone zdanie na ten temat. Mówi, że nie do końca rozumie dzisiejszy feminizm. Kojarzy jej się z "rywalizacją i krzykiem", a nie wsparciem.

- Przyznam szczerze, że dzisiejszy feminizm nie kojarzy mi się z niczym dobrym. To nie jest ten feminizm, który był kilkadziesiąt lat temu. Walka o prawa wyborcze czy edukację kobiet. Dziś skupia się to głównie na rywalizacji z mężczyznami. Osobiście nigdy nie doświadczyłam sytuacji, w której ta rywalizacja byłaby potrzebna - zauważa Paulina.

- Sama też nie spotykam się w mediach społecznościowych ze wsparciem i zrozumieniem. Walczymy o wybór, ale wiele kobiet nie akceptuje np. mojego wyboru. To jest bardzo skomplikowany temat - podsumowuje.

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (648)
Zobacz także