Trzy lata temu zmieniła wyznanie. Niedawno przyjęła chrzest za zmarłego

Trzy lata temu zmieniła wyznanie. Niedawno przyjęła chrzest za zmarłego

Wiktoria jest członkinią Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich
Wiktoria jest członkinią Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich
Źródło zdjęć: © Instagram | wilkosz.wiktoria
Aleksandra Lewandowska
02.02.2023 16:51, aktualizacja: 02.02.2023 17:47

W 2020 roku Wiktoria Wilkosz podjęła decyzję o zmianie wyznania. Przyjęła chrzest i stała się członkinią Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. - Od trzech lat codziennie czytam Pisma Święte, opieram swoje życie na wierze i przede wszystkim - jestem mężatką. Wyszłam za mąż, mając 18 lat - mówi Wiktoria w rozmowie z Wirtualną Polską.

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Trzy lata temu zdecydowałaś się zmienić wyznanie. Dlaczego?

Wiktoria Wilkosz: Jak większość Polaków, wychowałam się w wierze katolickiej. Przyjęłam wszystkie sakramenty, ale nie wiedziałam, czym dokładnie jest wiara i dlaczego jest tak ważna. Nie czułam, żeby płynęło to z głębi serca. Po bierzmowaniu zaczęłam zauważać też nieścisłości w Kościele katolickim. Zaczęłam zastanawiać się, czy Bóg w ogóle istnieje, czy nade mną czuwa. Wiara tak naprawdę nie odgrywała w moim życiu dużej roli, dopóki nie zaczęłam interesować się innymi religiami, w tym islamem. Do tej pory się nim interesuję, ale tylko z perspektywy religioznawczej.

Żadna wiara nie spełniała jednak moich "oczekiwań". Dopiero po poznaniu Karola, który dziś jest moim mężem, dowiedziałam się więcej na temat Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich i sama zaczęłam robić research. Podeszłam do tematu bardzo poważnie. Zagłębiłam się w Pisma Święte - Biblię i Księgę Mormona. Na ich "studiowaniu" spędziłam w sumie całe wakacje w 2020 roku. Wtedy też zdecydowałam, że chcę stać się członkinią tego Kościoła i że potrzebuję chrztu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Twój mąż też zmienił wyznanie, czy od zawsze był członkiem Kościoła?

Karol także był wychowywany w wierze katolickiej. W wieku 18 lat poznał misjonarzy i zaczął czytać Pisma Święte. Wtedy dołączył do Kościoła i wyjechał na misję. Nasze historie są bardzo podobne.

A jaka była reakcja twojej rodziny na tę decyzję?

Nie była pozytywna. Nie ukrywam, że to mnie zdziwiło, bo moja najbliższa rodzina nigdy nie była religijna, nikt nie rozmawiał w domu o Bogu, więc nie rozumiałam do końca tego negatywnego podejścia.

W jednym z twoich nagrań na TikToku zauważyłam, że wciąż mówisz o sobie "chrześcijanka", nie "mormonka". Czy członkowie Kościoła Jezusa Świętych w Dniach Ostatnich nie są jednak powszechnie nazywani "mormonami"?

Są, ale nie jest to poprawne. Prawidłowe określenia dla nas to "członkowie Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich" lub po prostu chrześcijanie. Nie nazywamy siebie mormonami, bo jedynym mormonem był prorok Mormon, który przyczynił się do napisania Księgi Mormona i to od niego pochodzi nazwa tego Pisma Świętego. Nasza religia skupia się przede wszystkim na Jezusie Chrystusie. To on jest w centrum naszych wierzeń - nikt inny.

Twoje życie od tamtej pory się zmieniło?

Tak, chociaż mój styl życia od zawsze był trochę odmienny niż osób w moim wieku. Od trzech lat codziennie czytam Pisma Święte, opieram swoje życie na wierze i przede wszystkim - jestem mężatką. Wyszłam za mąż, gdy miałam 18 lat. Wiedziałam, że Karol to ten jedyny i nigdy nie żałowałam tej decyzji.

Opowiesz nieco więcej o waszym ślubie?

Zacznę od tego, że jako członkowie Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich wierzymy w czystość przedmałżeńską. Nie mieszkaliśmy razem przed ślubem. Patrząc na dzisiejsze standardy, to może wydawać się dziwne. Ale tak naprawdę, zanim podjęliśmy decyzję o ślubie, znaliśmy się prawie dwa lata. Wiedzieliśmy, jakie są nasze pragnienia i byliśmy gotowi, żeby podjąć ten krok.

Najpierw wzięliśmy ślub cywilny w Warszawie, na którym była obecna nasza rodzina. Ceremonię zaplanowaliśmy tak naprawdę w dwa miesiące. Potem wzięliśmy nasz drugi, wymarzony ślub, na wieczność, w świątyni we Freibergu w Niemczech. Na początku planowaliśmy, że od razu weźmiemy ślub w Stanach Zjednoczonych, gdzie świątyni Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich jest mnóstwo. Wtedy przyszła jednak pandemia. Granice były pozamykane, więc nie było takiej możliwości. Zmieniliśmy plany i wybraliśmy najbliższą Polski świątynię, czyli tę we Freibergu.

A czym różnił się sam ślub w świątyni od typowego ślubu katolickiego?

Po pierwsze, to znacznie krótsza ceremonia, bo trwa ok. 20 minut. Jest prosta, dostojna i bardzo duchowa. Nie staliśmy przy ołtarzu z księdzem, tylko klęczeliśmy na klęcznikach, które były ustawione do siebie. Cały czas mogliśmy na siebie patrzeć. Mieliśmy na sobie białe, odświętne stroje. Wszystko prowadził mężczyzna, który ma do tego uprawnienia, jest przedstawicielem Boga. Podczas ceremonii towarzyszyli nam też bliscy członkowie Kościoła Jezusa Chrystusa.

Powiedziałaś, że wzięliście ślub "na wieczność". Dlaczego "na wieczność", a nie "do końca życia"?

A dlaczego miałby być do końca życia? (śmiech). W Kościele katolickim wymawia się formułkę "i że cię nie opuszczę aż do śmierci". A co w takim razie dzieje po śmierci? Wtedy przecież też pozostajemy małżeństwem, rodziną. W naszym Kościele więzy rodzinne są wieczne. Są na całe życie.

Wśród członków Kościoła nie ma w takim razie rozwodów?

Są, ale bardzo rzadko. Ostatnio miałam na studiach zajęcia z socjologii (Wiktoria studiuje online na kierunku Marriage and Family Studies na BYU-Pathway w USA - przyp. red.), gdzie pokazywano nam najnowsze badania na temat życia małżeńskiego osób, które czekają ze współżyciem do ślubu. Okazało się, że w ich przypadku rozwody zdarzają się o wiele rzadziej. Wpływ na to mają oczywiście też wartości religijne.

Jeżeli para wzięła jednak ślub na wieczność, a dojdzie do śmierci jednej z tych osób, to co wtedy? Druga osoba nie może wziąć już ponownie ślubu?

W razie rozwodu czy śmierci jednego z małżonków, małżeństwo na wieczność można ewentualnie unieważnić - jeżeli chce się ponownie zawrzeć takie małżeństwo. Tak jak mówiłam, to jest bardzo rzadki proces, ale akceptowalny przez Kościół. Można też zawrzeć ślub cywilny, czyli małżeństwo wiążące tylko do śmierci, które nie wymaga unieważnienia małżeństwa na wieczność.

W kwestii związanej z życiem seksualnym - wspominałaś wcześniej o czystości przedmałżeńskiej. Rozumiem, że Karol, mimo tego, że jest 11 lat starszy od ciebie, również czekał z seksem do ślubu?

Tak, jak najbardziej.

Pytam, bo w komentarzach pod twoimi filmikami na TikToku kwestia dotycząca waszej czystości przedmałżeńskiej była mocno krytykowana przez internautów.

W szczególności te pierwsze nagrania, w których mówiłam o "plusach" czystości przedmałżeńskiej. Wtedy widziałam komentarze typu "to będzie najlepsze dziesięć sekund w twoim życiu", "a potem się dziwić, że są szybkie rozwody" czy "a jak się okaże, że jest słaby?". To było kompletnie niepotrzebne, ale mam do tego duży dystans.

A jak określiłabyś swoją rolę w małżeństwie i w domu? Mówisz o sobie "tradwife"?

Kiedyś tak było, ale dziś wolę raczej określenie "pani domu". Na ten moment mój mąż pracuje, a ja studiuję i zajmuję się domem. To ja głównie sprzątam, robię zakupy czy gotuję. Ale ostatnio się np. przeziębiłam i to mój mąż się tym zajmował. Ugotował rosół, dbał o to, żebym wyzdrowiała. Więc to nie jest tak, że jest bez serca. Uzupełniamy się i widzimy swoje potrzeby. Możliwe, że w przyszłości będę musiała pracować, bo nie utrzymamy się z jednej pensji. Nie wykluczam tego. Ale jak na razie plan jest taki, że chcemy mieć dużą rodzinę, dzieci. Wtedy chciałabym się skupić na ich wychowaniu.

Twój mąż jest osobą decyzyjną w małżeństwie? Bo w przypadku "tradwives" to bardzo częste.

Nie, w naszym małżeństwie jesteśmy równi. Decyzyjność z jednej strony jest dla mnie toksyczna. Ja mogę pytać mojego męża o rady, ale on nigdy nie decydował za mnie. Dlatego też nie nazywam siebie "tradwife", bo mój model małżeństwa i życia rodzinnego jest zupełnie inny. Dla mnie małżeństwo nie polega na czyjejkolwiek dominacji, tylko na partnerstwie i wzajemnej komunikacji.

W Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich była jednak kiedyś obecna poligamia. Jak to dziś wygląda? Członkowie żyją jeszcze wielożeństwie?

Nie, poligamii już dawno nie ma.

Nigdzie? Natrafiłam na taką informację, że bodajże w Teksasie jest grupa osób należących do Kościoła, która żyje w poligamii.

Istnieje taka grupa. Jest bardzo mała. I faktycznie, żyją w poligamii. Ale oni już od prawie 100 lat nie należą do naszego Kościoła. To sekta, z którą w żaden sposób nie jesteśmy powiązani. Mają zupełnie innych przywódców. Krótko mówiąc, potępiamy to, co robią.

W Kościele Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich poligamia była obecna przez ok. 50 lat. Szczerze mówiąc, cieszy mnie to, że już jej nie ma, bo mogłabym wymieniać i wymieniać, co mi się w tym nie podoba.

Tematami, które zawsze budzą kontrowersje, są też antykoncepcja i aborcja. Są uznawane przez wasz Kościół za grzech?

Antykoncepcja nie jest zakazana. Co do aborcji, jest uznawana przez Kościół za rzecz złą, za którą powinno się odpokutować. W niektórych, wyjątkowych przypadkach można uzasadnić dokonanie aborcji. Może tak być, gdy ciąża jest wynikiem kazirodztwa lub gwałtu bądź kiedy lekarze uznają, że życie lub zdrowie matki jest narażone na poważne niebezpieczeństwo. Tak samo jest także wtedy, kiedy uznają, że płód jest poważnie uszkodzony - na tyle, że dziecko po narodzinach nie przeżyje. Jednak nawet takie okoliczności nie uzasadniają dokonania aborcji automatycznie. Osoby będące w takiej sytuacji powinny rozważać możliwość aborcji jedynie po konsultacji z lokalnym przywódcą kościelnym i po otrzymaniu potwierdzenia w modlitwie.

Co oznacza odpokutować? Wyspowiadać się?

Członkowie Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich spowiadają się jedynie do Boga. To taki "rachunek sumienia", który powinniśmy wykonywać każdego dnia. Przepraszamy Boga za nasze grzechy i prosimy o pomoc, aby zachowywać się lepiej. Jeżeli dochodzi do cięższych przewinień, takich jak aborcja, myślę, że warto wtedy porozmawiać z przywódcą kościelnym, aby nam pomógł, a przede wszystkim o tym wiedział. U nas nie ma czegoś takiego jak "odmów dziesięć zdrowasiek" i po sprawie. To raczej osobista pomoc ze strony przywódcy i wspólnoty, aby dana osoba wiedziała, że zgrzeszyła. Należy ją wtedy podnieść na duchu i wskazać odpowiednią drogę.

A czy osoby nieheteronormatywne mogą być członkami Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich?

Oczywiście. Kościół kocha każdego i dla każdego jest otwarty. Orientacja sama w sobie nie jest grzechem, ale - tak jak wspominałam - zwracamy uwagę na czystość przedmałżeńską. A to tyczy się zarówno osób heteronormatywnych, jak i homoseksualnych. Każda relacja pozamałżeńska jest dla nas grzechem, a małżeństwo to związek wyłącznie kobiety i mężczyzny. Mężczyzna, który należy do Kościoła, nie będzie mógł więc mieć męża.

Nie uważasz, że to jawna dyskryminacja?

Czytałam ostatnio takie wzruszające przemówienie członka Kościoła, który odkrył, że jest gejem. Jego orientacja seksualna była akceptowana przez rodzinę i znajomych, więc akurat z tym nie było problemu. Poukładał sobie wiele rzeczy w głowie i zdecydował, że mimo wszystko chce identyfikować się jako członek Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. To był jego wybór, bardzo świadomy. Zdecydował, że ważniejsza jest dla niego relacja z Bogiem. Nikt go do tego nie zmuszał. To bardzo trudna sytuacja i duży test. Potrzeba wiele siły i wiary, aby w takim momencie pozostać wiernym Bogu. Ale osoby homoseksualne otrzymują dużo pomocy od Kościoła.

Jaka jest to pomoc?

Każdy, kto zgłosi się do swojego przywódcy kościelnego, otrzyma pomoc. To może być np. bezpłatna pomoc psychologiczna, wsparcie, rozmowa ze specjalistami. Podobnie jest w przypadku depresji.

Próbujecie ich z tego "wyleczyć"?

Nie, oczywiście, że nie. Tu nie ma czego leczyć. Homoseksualizmu nie wybije się z głowy młotkiem. Osoby nieheteronormatywne prawdopodobnie rodzą się już z taką orientacją, więc takimi należy je zaakceptować.

W przypadku zdiagnozowanej depresji możecie przyjmować leki? Bo to jednak ingerencja w organizm, która nie jest przez wszystkich uznawana.

Depresja to choroba, a każda choroba wymaga leczenia. Mogę odpowiedzieć z własnej perspektywy, bo zdiagnozowano ją także u mnie. Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich zachęca, aby w razie wszelkich problemów ze zdrowiem, także psychicznym, korzystać z pomocy specjalistów bądź, jeżeli to konieczne, przyjmować leki.

Pozostając przy tym, co dozwolone, a co zabronione. Jako członkowie Kościoła macie kilka specyficznych zakazów, takich jak np. picie kawy czy herbaty. Dlaczego?

Uznajemy to za zalecenie od Boga, dotyczące naszego zdrowia. Jemy zboża, czyli węglowodany, owoce i warzywa, mięso sporadycznie. U mnie nie ma z tym akurat problemu, ponieważ jestem wegetarianką. Zakazane jest picie herbaty, kawy, alkoholu, palenie tytoniu i stosowanie używek. To wszystko po to, abyśmy czuli się lepiej. Mnie to osobiście pomogło, bo od kiedy odstawiłam kawę, przestałam czuć kołatanie w sercu. Kofeina czy teina są uzależniające, co bardzo źle wpływa na nasze zdrowie.

Podobno nie wierzycie też w piekło.

W naszej wierze zamiast piekła jest tzw. ciemność. Ona jest nieco podobna do piekła, bo to tam trafiają wszystkie osoby, które zupełnie odrzuciły ewangelię. Otrzymały wcześniej szansę w "świecie duchów", który jest swego rodzaju czyśćcem, ale nie chciały się nawrócić. Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich ma taki rozpisany "plan zbawienia", do którego dochodzi po śmierci.

Jeżeli jesteśmy przy temacie śmierci - to prawda, że członkowie Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich mogą przyjmować chrzest w imieniu zmarłego?

Tak, możemy to robić, ale można tego dokonać jedynie w świątyni. Jeżeli np. moi zmarli pradziadkowie wzięli ślub "do końca życia", to ja mogę wziąć w ich imieniu chrzest oraz dokonać w ich imieniu małżeństwa "na wieczność". Warto dodać, że nie robimy nic wbrew ich woli. Oni, pomimo tego, że są zmarli, mogą zaakceptować lub odrzucić dokonane przeze mnie obrzędy. W końcu każda dusza ma wolną wolę. Dlatego też ważne są dla nas drzewa genealogiczne, abyśmy mogli poznawać naszych przodków i wiedzieć, za kogo możemy dokonać obrzędów w świątyni.

Przyjmowałaś już taki chrzest?

Tak, na mojej ostatniej wizycie w świątyni i to było cudowne przeżycie. Czułam, jak dusze moich przodków są szczęśliwe z tej ogromnej możliwości dla nich.

Rozmawiała Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (147)
Zobacz także