Joanna Racewicz opowiedziała o swoim dramacie. "Dziękuję Panie Boże, że wybrałeś za mnie"
O tym jak trudne i bolesne bywają doświadczenia ciąży, porodu, poronienia, opowiadają teraz kobiety w całej Polsce, aby uświadomić, czym jest możliwość wyboru i prawo do terminacji ciąży. Swoją trudną i bolesną historię opowiedziała również dziennikarka Joanna Racewicz.
28.10.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:25
Joanna Racewicz doświadczyła w swoim życiu wielu traumatycznych przeżyć. Jej mąż, porucznik Paweł Janeczek, oficer BOR, zginał w katastrofie lotniczej w Smoleńsku 10 kwietnia 2010. Na kanwie ostatnich wydarzeń i wyroku Trybunału Konstytucyjnego ograniczającego kobietom możliwość terminacji ciąży ze względu na ciężką wadę płodu i jego upośledzenie, Joanna Racewicz zdecydowała się opowiedzieć o stracie dziecka.
Prezenterka napisała swój post w trzeciej osobie. Kończąc opowieść, podziękowała Bogu, że nie skazał jej na heroiczne czyny, tylko wybrał za nią. Odebrał jej chore dziecko, które nie miałoby szans przeżyć poza jej łonem.
Joanna Racewicz napisała wzruszającą opowieść
"Opowiem wam dzisiaj jeszcze jedną czarno-białą historię. Historię kobiety, która bardzo chciała zostać mamą. Próbowała wiele razy i zawsze bez skutku. Pamięta czerwone plamy na kwiecistej sukience, pamięta strach i ból na szpitalnym korytarzu. Poczucie straty i zawodu, jaki sprawiła tacie Maleństwa" – zaczyna wpis dziennikarka.
Dalej podaje, że przez niemożność zajścia w ciążę zaczęła się oskarżać, samobiczować. Bardzo chciała zostać matką, ale póki co nie było jej to dane. Joanna Racewicz pisze dalej, że ostatnio odżyło w niej wspomnienie pewnego USG. Spodziewała się, że zobaczy zarys główki i usłyszy bicie serca maleństwa. Bo w końcu udało jej się zajść w upragnioną ciążę. Podczas badania, okazało się, że jej dziecko jest martwe.
"Badanie ciągnęło się w nieskończoność. Doktor milczał, a zmarszczka na czole pogłębiała się z każdą chwilą. Wreszcie oderwał wzrok od ekranu, poprawił okulary i zaprosił kobietę do gabinetu obok. Na ścianach – dziesiątki zdjęć uśmiechniętych bobasów, kartki od szczęśliwych i wdzięcznych rodziców. - Przykro mi, pani dziecko nie żyje- wycedził w tej scenerii. Chciał chyba powiedzieć coś jeszcze, być może przytulić, ale kobieta nic już nie słyszała" – opisywała dalej prezenterka.
Przytacza, że wybiegła z gabinetu i zadzwoniła do lekarki prowadzącej jej ciążę.
Ta odparła: "To smutne bardzo, proszę się uspokoić. Uprzedzałam, że może być różnie, że dziecko jest słabe. Proszę się uspokoić i chwilę na mnie poczekać. Jestem na rodzinnych grobach, wracam 2 listopada i wtedy się panią zajmę". Dziennikarka poczuła się odrzucona, źle potraktowana i niezaopiekowania przez fachowca w tak trudnym dla siebie momencie. Wycedziła do lekarki, czy uważa, że "ma być teraz "grobem dla swojego dziecka".
Joanna Racewicz kończy swój wpis słowami: "Dziękuję Panie Boże, że wybrałeś za mnie. Jestem Ci wdzięczna, że zabrałeś moje dzieci, bo zapewne nie przeżyłyby bez pępowiny. Dziękuję, że nie skazałeś mnie, ani na wybór, ani na heroizm. I jestem szczęśliwa, że dałeś mi Syna. Syna Lepszego Niż Marzenie".