ModaKalendarz Pirelli w nowej odsłonie. Zdjęcia zrobi niepełnosprawny fotograf

Kalendarz Pirelli w nowej odsłonie. Zdjęcia zrobi niepełnosprawny fotograf

Mówią, że jest jednym z najbardziej wpływowych fotografów wszech czasów, a królowa Elżbieta II potwierdza - w czerwcu 2015 roku odznaczyła go Orderem Imperium Brytyjskiego za "usługi fotograficzne". Jak zdobył sławę częściowo niewidomy Albert Watson, wybrany na autora zdjęć do najsłynniejszego kalendarza na świecie?

Kalendarz Pirelli w nowej odsłonie. Zdjęcia zrobi niepełnosprawny fotograf
Źródło zdjęć: © Instagram.com | Albert Watson

11.06.2018 | aktual.: 11.06.2018 15:40

W sumie życie zdyskwalifikowało go na dzień dobry: Albert Watson urodził się niewidomy na jedno oko. To było w 1942 roku, w Edynburgu. Żadna zamożna czy uprzywilejowana rodzina: mama fryzjerka, ojciec nauczyciel wuefu. „Patrzy na świat jak kamera, przez jedną soczewkę” – czterdzieści lat później będą powtarzać krytycy, zachwyceni talentem Szkota.

Ale po kolei: zachwyty pojawią się dopiero przy okazji zdjęcia Alfreda Hitchcocka z martwą gęsią. Póki co, Watson kończy projektowanie graficzne na Duncan of Jordanstone College of Art and Design w Dundee na wschodzie Szkocji oraz kierunek film i telewizja w londyńskim Royal College of Art. Bierze ślub i w 1970 roku przeprowadza się z żoną do Stanów Zjednoczonych.

Zatrzymują się w Los Angeles. Albert spaceruje po bulwarach i pstryka zdjęcia, bardziej hobby niż poważne fotografowanie. Zabawa kończy się, gdy dyrektor artystyczny marki kosmetycznej Max Factor proponuje mu pierwszą, testową sesję zdjęciową. Kupuje od Watsona tylko dwa zdjęcia. I to ta parka wystarczyła, żeby jego talent zauważyli prominenci amerykańskiej oraz europejskiej machiny modowej.

I zaczął kursować Watson między LA i Nowym Jorkiem, gdzie ostatecznie przeprowadzi się w drugiej połowie lat 70. Ale nie półnagie modelki stają się jego znakiem firmowym tylko niespotykana dotąd oryginalność. Pierwszy raz Watson wyraził ją fotografując Alfreda Hitchcocka, trzymającego martwą gęś ze wstążką na szyi.

Zdjęcie ukazuje się w 1973 roku w magazynie "Harper's Bazaar" i do dziś jest jednym z najsławniejszych portretów wykonanych przez Watsona.

Jest Steve Jobs i naga Kate Moss

Pierwsza propozycja od "Vogue’a" przychodzi w 1976 roku. To jeszcze przed czasami Anny Wintour, która stołek redaktor naczelnej amerykańskiej edycji magazynu przejmie w 1988 roku.

Fotograf przeprowadza się z żoną do Nowego Jorku i wchodzi z aparatem do branży muzycznej, literackiej, a nawet IT. Portrety gwiazd popkultury jego autorstwa stają się ikonami - jak okładka biografii Steve'a Jobsa, futurystyczny Andy Warhol z 1985 roku, portret Prince'a czy sesja z trzecim okiem Davida Bowie.

Dziś Watson ma na koncie ponad 200 okładek magazynu "Vogue" edycji amerykańskiej, brytyjskiej, francuskiej, hiszpańskiej czy włoskiej.

Kolejne kilkadziesiąt wykonał dla magazynu "Rolling Stone", z którym współpracuje od lat 70. i innych prestiżowych tytułów. Poza zdjęciami, Watson przygotował fotografie do kilkuset kampanii reklamowych (m.in. Prady, Chanel, Chloé czy Levisa), wyreżyserował setki reklam telewizyjnych, był odpowiedzialny za dziesiątki plakatów do największych, hollywoodzkich produkcji, m.in. "Kill Billa", "Wyznań gejszy" czy "Kodu Leonarda Da Vinci".

Z czasem jego prace stały się obiektem pożądania kolekcjonerów. W 2007 roku wielkoformatowe zdjęcie nagiej, dziewiętnastoletniej Kate Moss zostało sprzedane w Londynie za 108 tys. dolarów.

Dziś fotografie Alberta Watsona są częścią stałych ekspozycji w londyńskiej National Portrait Gallery, największym na świecie kompleksie muzeów i ośrodków edukacyjno-badawczych Smithsonian w Waszyngtonie i Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku. Poza tym podróżują po muzeach i galeriach całego świata, wystawiano je już m.in. w International Expo w Nowym Jorku, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Mediolanie, KunstHausWien w Wiedniu, City Art Centre w Edynburgu czy Muzeum Sztuk Pięknych im. Puszkina w Moskwie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)