"Kanapkowe pokolenie". Dla dzieci rodzic to coraz częściej dodatkowa głowa do wykarmienia
Żeby zapłacić za opiekę nad teściem, Magda musiała wynająć jego mieszkanie, sprzedać działkę, zabrać emeryturę. A zatem także zająć się jego pozbawioną środków do życia żoną. Starsi ludzie są coraz częściej uzależnieni finansowo od dzieci. Te nie nadążają za ich potrzebami.
11.04.2019 | aktual.: 11.04.2019 19:38
"Trwający proces starzenia się ludności Polski, będący wynikiem korzystnego zjawiska, jakim jest wydłużanie się trwania życia, jest pogłębiany niskim poziomem dzietności" – analizował kilka lat temu Główny Urząd Statystyczny sytuację seniorów w Polsce. W tłumaczeniu z polskiego na nasze: żyjemy dłużej (i to dobrze), ale ludzie mają coraz mniej dzieci, więc społeczeństwo się starzeje.
Na dołączonym do raportu wykresie widać, że udział seniorów w populacji zwiększa się wyraźnie. Piramida wieku puchnie u góry, wyraźnie zwężając się u dołu. Gdyby chcieć taką piramidę faktycznie zbudować, wyraźnie chwiałaby się w posadach. Oznacza to, że z roku na rok jest coraz mniej młodych ludzi, gotowych poświęcać swój czas, uwagę i środki osobom starszym.
Teść wali w drzwi
To problem dlatego, że w parze z przedłużającym się wiekiem nie zawsze idzie kondycja zdrowotna starszych osób albo ich kondycja finansowa. A najgorsze, kiedy problemy są z jednym i drugim naraz. W takiej sytuacji znalazła się Magda, a raczej jej teściowie.
Rodzice męża czterdziestolatki jako małżeństwo mieszkali osobno. Ona – w mieszkaniu w bloku, on wolał mieszkać w ogródku działkowym. Mówił, że tak mu wygodnie. Utrzymywali się oboje z emerytury męża. Starczało, bo nie była to zwykła emerytura pracownicza.
– Problem zaczął się, kiedy teść zaczął mieć objawy choroby Alzheimera – opowiada Magda. – Ciągle gdzieś wychodził i zapominał, gdzie jest. Gubił się, trzeba było go skądś odbierać – mówi.
Niestety, oprócz zaników pamięci u teścia Magdy pojawiły się też inne objawy. – Uparł się, że nie chce wrócić do domu, a tak przecież byłoby dla niego najlepiej. Kiedy raz zawieźliśmy go do mieszkania, uciekł po godzinie. Przyprowadziliśmy go z powrotem, a wtedy zaczął walić w drzwi i krzyczeć, że chcą go zabić. Tak mu się w głowie poukładało – opowiada dalej Magda.
Teściowa utrudnia logistykę
Znalazła się więc między młotem a kowadłem – oba miejsca zamieszkania teścia groziły kłopotami. Z policją, opieką społeczną, wreszcie – staruszek stanowił zagrożenie sam dla siebie. – Kiedy przyszła zima, nie mogło to dłużej trwać. Postanowiliśmy oddać tatę do domu spokojnej starości. Znaleźliśmy taki 40 kilometrów od Warszawy. Koszt – trzy tysiące złotych – mówi Magda.
I wtedy zaczęły się schody. Często podkreśla się, że seniorzy przeważnie dysponują własnym majątkiem, który pozwala na starość urządzić im wygodne miejsce zamieszkania. Jednak w tej sytuacji było inaczej: jest przecież jeszcze teściowa Magdy, co utrudnia logistykę. Staruszka nigdy nie pracowała, przez całe życie utrzymywała się z pensji męża, a potem z jego emerytury. Żeby opłacić dom spokojnej starości, trzeba było zabrać całą tę kwotę i wynająć należące do teściów mieszkanie w bloku.
Cały obowiązek opieki nad mamą przeszedł wiec na Magdę i jej męża. Jego brat, alkoholik, w ogóle nie interesował się rodzicami. – Nie było nas stać na prowadzenie dwóch domów. Nie udało się też sprzedać ogródka działkowego, który pozwoliłby zabezpieczyć pobyt teścia w domu spokojnej starości – mówi Magda.
Kilka lat pobytu teścia jako pensjonariusza zakładu kosztował wszystkich wiele pieniędzy i nerwów. Teściowa mieszkała z Magdą, jej mężem i dwójką dzieci w trzypokojowym mieszkaniu. – Chodziła po domu, wszystko rozwalała, grzebała w rzeczach. Nie dawaliśmy już rady – mówi Magda. Stan ten utrzymywał się do śmierci jej teścia. Umarł w szpitalu na zapalenie płuc po krótkiej chorobie. Jego emerytura pozwoliła wdowie wrócić do mieszkania. Obecnie wymaga tylko pomocy przy cotygodniowych zakupach.
Zakładnicy mieszkania
40-letnia dziś Iza wychowywana była przez samotną matkę. Pani Jadwiga choruje na cukrzycę i mocno niedowidzi. Jej ograniczenia zawsze były znaczną przeszkodą dla normalnego funkcjonowania. Nie zdobyła więc wykształcenia, niewiele w życiu pracowała. Dziś jej emerytura i renta wynoszą niewiele ponad tysiąc złotych.
Kiedy Iza wyszła za mąż, wyprowadziła się do dużego domu na wsi, pół godziny drogi od rodzinnego miasta. W domu urządziła prywatny punkt przedszkolny. Z początku interes układał się dobrze, ale kiedy wynajęła i zaadaptowała większy lokal, zmieniła się sytuacja i interes upadł. Koszty inwestycji do tej pory są długiem Izy. – Najprościej byłoby wziąć mamę do siebie na utrzymanie i włączyć jej świadczenia do naszego domowego budżetu – mówi. – Przydałoby się to, żeby wyjść z finansowych tarapatów. Zamiast tego jest ona dodatkowym kosztem.
Pani Jadwiga mieszka w domu, który stanowi współwłasność jej i rodzeństwa. Każde ma osobne mieszkanie, ale nieruchomość nie jest w tej chwili gotowa, by sprzedać jedno z nich obcej osobie. To byłaby zbyt duża rewolucja dla wszystkich mieszkańców domu, ale przede wszystkim – wymagałaby bardzo kosztownego i czasochłonnego porządkowania nieruchomości.
Zablokowane są więc wszystkie możliwości. Na utrzymaniu rodziny Izy znajduje się więc duża nieruchomość, której nie można zamienić, sprzedać, wynająć ani w żaden inny sposób zwolnić się z tej pozycji w domowym budżecie. Problem pogłębia się dodatkowo, jeśli wziąć pod uwagę, że każda próba uporządkowania stanu własności i zbilansowania przychodów z rozchodami musi wiązać się z kosztami: remontu, prawnika, notariuszy. A także z czasem, który trzeba przecież poświęcić na gramolenie się z finansowego dołka.
Pokolenie-kanapka
– Problem pomocy osobom starszym ma dwa wymiary: finansowy i opieki. W całej Europie obserwujemy taką tendencję, że o ile kobiety częściej oferują starszym bliskim swój czas, pomoc i uwagę, o tyle mężczyźni chętniej wspierają ich finansowo – tłumaczy dr Marta Luty-Michalak, socjolożka z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie zajmująca się problemami starzejącego się społeczeństwa.
Jak wyjaśnia, w starzejących się społeczeństwach, w tym także i w Polsce obserwuje się wzrost liczebności grupy społecznej, nazywanej "sandwich generation" czyli "pokoleniem kanapkowym". Są to osoby w wieku produkcyjnym, głównie kobiety ok. 40-50 roku życia, które z jednej strony opiekują się starszymi członkami swoich rodzin, z drugiej – często przez późne rodzicielstwo wciąż opiekują się dziećmi.
Sandwich generation to oczywiście nie osobne pokolenie, ale zjawisko społeczne, które dotarło do Polski już jakiś czas temu. Gra toczy się dziś o godne życie zarówno seniorów, jak i ich dojrzałych dzieci.