Skończyły 20 lat i poddają się in vitro. Mało kto o nich wie
Kiedy myślimy o in vitro, przed oczami mamy raczej kobietę grubo po 30-tce. O takiej najczęściej się słyszy. Tymczasem kliniki niepłodności odwiedzają też 20-latki. Można zastanawiać się, jak to jest możliwe. A jednak. Dramat nie ma wieku.
24.01.2019 | aktual.: 25.01.2019 11:31
Jak 40-latka
Martyna ma 27 lat. Jest młodą mężatką. Rok temu dowiedziała się, że ma obniżoną rezerwę jajnikową. To znaczy, że jej liczba komórek jajowych jest na takim poziomie jak u czterdziestolatki. Zanim poznała tę druzgocącą dla niej diagnozę, przez kilkanaście miesięcy starała się z mężem o dziecko. Wyrok lekarzy był jak grom z jasnego nieba, ale Martyna nie zamierzała się poddawać.
Kobieta zgłosiła się do jednej z klinik leczenia niepłodności. W Polsce jest ich kilkanaście, najlepszych – kilka. Martynie, w tej, gdzie trafiła, zaproponowano stymulację owulacji. To jedna z podstawowych procedur stosowanych w leczeniu niepłodności. Stosuje się ją, gdy chce się uzyskać więcej komórek niż normalnie.
– Miałam trzy cykle stymulowane lekami i zastrzykami – wyjaśnia w rozmowie z WP Kobieta Martyna. – Po trzeciej nieudanej próbie, lekarz powiedział, że nie ma sensu dalej próbować i trzeba pomyśleć o in vitro – dodaje.
27-latka, jak przyznaje nie wiedziała nic na temat tej metody. – Była i zresztą dalej jest to dla mnie tajemnica – stwierdza nasza rozmówczyni. Wie jednak, co musi robić, by dzięki zapłodnieniu in vitro (IVF) zajść w upragnioną ciążę.
– Biorę witaminy, zdrowiej się odżywiam – wylicza. – Za kilka dni zacznę brać tabletki antykoncepcyjne, żeby "wyciszyć" jajniki – mówi Martyna. Jak opowiada, to początek procedury in vitro. Taka antykoncepcja chroni przed powstaniem torbieli na jajniku i wspiera działanie leków stymulujących. Cała procedura IVF zawiera się w jednym cyklu, który trwa około miesiąca.
Do tej pory Martyna i jej mąż wydali 7 tys. złotych. – Na same podstawowe badania, które były potrzebne do postawienia diagnozy – zaznacza. – Jeśli chodzi o in vitro, to nie mam pojęcia, ile mnie to wyniesie. Na razie dostałam skierowanie na pierwsze badania. Pani w rejestracji podliczyła je na 1,4 tys. złotych – dodaje.
27-latka jest przekonana, że warto ponieść wysokie koszty. Nie o pieniądze przecież tu chodzi. – Nie wstydzę się tego że będę mieć in vitro, rodzina i znajomi wiedzą, uważam, że trzeba o tym mówić – kończy.
Walka od 23 roku życia
– W wieku 18 lat trafiłam do kliniki we Wrocławiu. Tam stwierdzili zespół policystycznych jajników. Powiedzieli, że będę miała problemy z zajściem w ciążę, dodatkowo mąż ma problem z nasieniem – opowiada 28-letnia Magdalena. Z taką wiedzą podpierała się odpowiednimi lekami, próbując zajść w ciążę naturalnie.
Po 5 latach prób, które nie dawały pożądanego rezultatu, Magdalena zdecydowała się na inseminację. To jedna z najprostszych technik rozrodu wspomaganego. Zabieg jest bezbolesny i polega na umieszczeniu przygotowanego w laboratoriom nasienia w macicy przy pomocy cienkiego cewnika. U Magdy to się jednak nie sprawdziło. – Po dwóch inseminacjach lekarz stwierdził, że to nie ma sensu – mówi nam 28-latka. Decyzja była więc oczywista: in vitro.
– Wiedziałam, że w jakiś sposób pobierają komórki od kobiety i łączą z plemnikami. Nie miałam negatywnych skojarzeń, wiem i wiedziałam, że to czasami ostateczność – tłumaczy. – Niestety in vitro nie daje nawet 50 proc. szans na ciążę i jest bardzo drogie. Wiąże się to ze strasznie długimi oczekiwaniami w kolejkach, żeby zrobić badania – dodaje gorzko Magdalena. Na wszystko wydała 11 tys. złotych.
Na początku przyjmowała suplementy i kwas foliowy. Potem, jak Martyna, dostała tabletki antykoncepcyjne. Kolejnym etapem było przyjmowanie "mnóstwa" hormonów. – Po to, żeby wytworzyć dużo jajeczek. Potem punkcja… i czekanie – wylicza Magdalena. Za powodzenie kciuki trzymali jej bliscy. Nie udało się. Na pytanie, czy 28-latka planuje jeszcze próbować, bez wahania odpowiada, że tak. – To dla mnie oczywiste, chociaż na razie nie mogę patrzeć na lekarzy. Mam złe skojarzenia. Ale jak mi przejdzie, to znów przystąpię do in vitro – kwituje.
O tym się nie mówi
Dr Grzegorz Mrugacz ma 25-letnie doświadczenie w leczeniu niepłodności. Stoi na czele kliniki Bocian w Białymstoku. W rozmowie z WP Kobieta wyjaśnia, dlaczego częściej słyszymy o kobietach po 30-tce i 40-tce, które starają się o dzieci, niż o tych młodszych, które poddają się in vitro.
– Niepłodność jest schorzeniem o złożonej etiologii. W przypadku młodych kobiet, przyczyna podejmowania prób zajścia w ciążę za pomocą metody zapłodnienia pozaustrojowego częściej leży po stronie męża, partnera. Mamy wtedy do czynienia z tzw. czynnikiem męskim – wyjaśnia. – Wówczas jedyną drogą na uzyskanie wspólnego dziecka jest właśnie in vitro. Bo tylko w taki sposób przy skrajnie obniżonych parametrach nasienia możemy uzyskać ciążę – dodaje.
Dr Mrugacz wymienia jeszcze jeden powód. – Ale bywa też tak, że u młodej kobiety występują poważne zaburzenia w narządzie rodnym, nieprawidłowości anatomiczne macicy, jajowodów czy zaburzenia hormonalne, gdy nie dochodzi do owulacji. Jeśli jest to udowodnione, to też w zasadzie jedynym sposobem na przezwyciężenie patologii i uzyskanie ciąży pozostaje metoda in vitro – mówi.
Odpowiedź na to, dlaczego temat nie jest szeroko komentowany, jest dla eksperta oczywista. Wiąże się to ze zmianą zachowań społecznych.
– Kobiety, nawet 27- czy 28-letnie, często nie myślą jeszcze o potomstwie. Bardziej zajmuje je np. kariera zawodowa, ale też istotna pozostaje sytuacja osobista, bowiem nie zawsze są w związku – zauważa doktor.
W rozmowie Mrugacz przyznaje, że przyjmował w swoim gabinecie 20-letnie pacjentki. Wizyty wynikały, jak to ujął, głównie z czynnika męskiego, ale nie tylko. – Na przykład były w ciążach pozamacicznych i po usunięciu jajowodów. Wtedy in vitro jest jedyną opcją – mówi. Jak podkreśla, tak młodym kobietom jest zdecydowanie łatwiej pomóc. – Przed 30-ką szybciej zachodzą w ciążę dzięki metodzie in vitro niż ich starsze koleżanki – słyszymy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
**Zobacz także:Pierwsze takie dziecko na świecie. Urodziła po przeszczepie macicy
**