Katarzyna Dowbor: Nie jesteśmy złym narodem
Katarzyna Dowbor spotkała się z uczestnikami programu "Nasz nowy dom". - Nasi bohaterowie są przykładem na to, jak ludzie się zmieniają, gdy dostają coś dobrego, coś ważnego. To są inni ludzie, pewniejsi siebie, są radośni, weseli - powiedziała gwiazda w rozmowie z WP Kobieta.
25.12.2021 16:37
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk: Spotkała się z pani z rodzinami z programu "Nasz nowy dom" na wigilijnych kolacjach. Czy teraz to są inni ludzie?
Katarzyna Dowbor: Tak, absolutnie! Myślę, że widzowie też to dostrzegli. Nasi bohaterowie są przykładem na to, jak ludzie się zmieniają, gdy dostają coś dobrego, coś ważnego. Wydaje mi się, że każdy, kto widział odcinki z tymi rodzinami, widzi też różnicę w ich zachowaniu, w ich sposobie bycia. To są inni ludzie, pewniejsi siebie, są radośni, weseli. Gdy zorganizowaliśmy spotkanie w górach, te rodziny się ze sobą pokolegowały. Bardzo nas to cieszy. Wszyscy przeżyli coś podobnego, poczuli się razem bezpiecznie. Mimo dzielących odległości nawiązały się przyjaźnie i znajomości. Dom jest bardzo ważną częścią, ale my nie tylko dajemy dom, ale też nowe życie, które zaczyna się właśnie w innej przestrzeni.
To polepszenie warunków życia bardzo wpłynęło też na dzieci uczestników. Wcześniej nie miały swojego kąta, wstydziły się zapraszać rówieśników. Dzisiaj widać u nich tę beztroskę?
Bardzo dużą wagę przykładamy do tego, co czują dzieciaki, zawsze chcemy im zapewnić też własny pokój. Najfajniej zresztą wychodzą nam te pokoje. Bardzo chcemy, żeby tym dzieciom było lepiej. Ich cierpienie bardzo boli, bo one nie są niczemu winne. W szkole są bardzo często prześladowane za to, że mają mniej, że nie mają łazienki. Dzieci bywają okrutne, co jest smutne. Dzieci naszych bohaterów wielokrotnie musiały cierpieć za to, że rodzicom nie wyszło, że spotkał ich trudny los. Walczymy o lepsze warunki dla nich i o to, żeby nie czuły się odludkami.
Państwo często wchodzili do domów i nie było tam podstawowych rzeczy jak ciepła woda czy toaleta. Dzięki waszej ekipie wiele rodzin spędzi tegoroczne święta w nowych warunkach.
Te święta na pewno będą dla nich inne. Większość rodzin, z którymi się spotkaliśmy, podkreślała, że zostaną na święta u siebie w domu. Zazwyczaj z nich uciekali, bo to były rudery w fatalnym stanie, nie było ciepłej wody, kuchni, podstawowych rzeczy, było zimno. Dotychczas spędzali święta u rodziny lub znajomych. Teraz spędzą pierwsze święta w swoim domu i to oni zapraszają gości. Chcą, żeby do nich przyszła rodzina, żeby się mogli nacieszyć tym, co teraz mają.
Jedna z uczestniczek w świątecznym odcinku wyznała, że jest zaskoczona, jak wiele dobrego ją spotkało. Nie tylko dostała nowy dom, ale czytała też mnóstwo komentarzy od obcych osób, które życzyły jej zdrowia i szczęścia.
Zazwyczaj ci nasi bohaterowie są niezwykle samotni. Samotni dlatego, że są biedni, biedniejsi. Samotni dlatego, że na wiele rzeczy ich nie stać. Samotni też dlatego, że wstydzą się swojej sytuacji, wstydzą się zapraszać gości. Wydaje im się, że mogą być odbierani jako gorsi. Kiedy dostają nowy dom i czytają tak wiele miłych słów, to przepełnia ich szczęście. Nagle dostrzegają, że ktoś ich lubi, że ludzie docenili to, jakimi są rodzicami, ludźmi. To jest dla nich bardzo ważne, ogromny kop do przodu. Często ludzie proszą nas o namiary na rodzinę, bo chcą ich jeszcze wspomóc. To jest fantastyczne!
Czy "Nasz nowy dom" uwrażliwia Polaków?
Myślę, że jesteśmy bardzo wrażliwi, ale gdzieś to w sobie tłumimy, tłamsimy. Cieszę się, że program otwiera naszą wrażliwość. Bardzo dużo ciepłych komentarzy pojawia się po emisjach odcinków. Nie jesteśmy złymi ludźmi, złym narodem. Może trochę pogubieni, ale gdy otworzy się klapkę dobroci, to idzie lawinowo.
Jest koniec roku, a to często czas na podsumowania. Czy jakaś rodzina szczególnie zapadła pani w pamięci?
Wszystkie rodziny zaskoczyły nas pozytywnie. Radzą sobie świetnie, wykorzystały swoją szansę. Poza tym mamy mało czasu na refleksje, bo jesteśmy cały czas w trasie. Do świąt cały czas pracowałam. Po nowym roku znowu nagrywamy, więc dzieje się. Im więcej pracujemy, tym więcej rodzin będzie miało swoje domy.
W jednym z ostatnich wywiadów powiedziała pani: "Wydawało mi się, że jestem twarda, ale jednak nie". Cały czas zdarzają się sytuacje, które panią poruszają?
Wydawałoby się, że cała ekipa po 8 latach jest uodporniona. Cały czas patrzymy na ogromne problemy ludzi i nikomu takich zmartwień nie życzę. Szczególnie trudno jest osobom, które mają chore dzieci. Ale myślę, że jeśli człowiek jest wrażliwy, to nigdy się nie uodporni. Trudno patrzeć obojętnie na cudze nieszczęście. Ja zawsze biegnę pomagać, taka już jestem i to się nigdy nie zmieni.
Zobacz także
A czego się pani nauczyła?
Nauczyłam się jednej rzeczy. Jeśli jest problem, nie ma co płakać, trzeba działać. Nie ma co się użalać nad kimś, zamartwiać, lepiej zapytać, jak możemy pomóc. To przyniesie dużo więcej pożytku niż płakanie nad kimś.
Jest bardzo wiele potrzebujących rodzin i wcale nie trzeba daleko szukać.
Dokładnie. Pomagamy rodzinom, które mieszkają nie tylko w małych miastach czy na wsiach. Remontowaliśmy też dom pani z Warszawy, która wychowywała córkę z niepełnosprawnością. W tym okresie świątecznym warto rozejrzeć się dookoła, bo nie wiadomo, kto mieszka za ścianą i czy nie potrzebuje pomocnej dłoni.
Czego pani życzyć na święta? Odpoczynku?
Najbliższe tygodnie będą bardzo intensywne. Na chwilkę zatrzymujemy się na święta, ale w styczniu znowu ruszamy w Polskę. Życzyłabym sobie zdrowia, bo jak będę zdrowa, to pomogę jeszcze wielu rodzinom.