GwiazdyKiedy życie boli?

Kiedy życie boli?

Kiedy życie boli?
Źródło zdjęć: © Jupiterimages
06.08.2010 11:04, aktualizacja: 06.08.2010 14:36

Samobójstwo to nie zawsze jest krzyk "ja nie chcę żyć". Najpierw jest "ja nie chcę TAK żyć" - mówi Anna Sieminska, zajmująca się problemami samobójstw młodzieży psychoterapeutka z Zespołu Pomocy Psychoterapeutycznej w Warszawie.

Na bladej twarzy siedemnastolatki nie pojawia się uśmiech, choć inne pacjentki usiłują ją rozbawić. Wszystkie wiedzą, że dziewczyna ma za sobą nieudaną próbę samobójstwa - w szpitalu o żadnej tajemnicy nie ma mowy - ale ten temat nie istnieje w rozmowach we wspólnej sali. - O, tyle brakowało - mówi pielęgniarka, pokazując mikroskopijną odległość między kciukiem a palcem wskazującym. - Taka młoda i ładna, a mogłoby jej już nie być. Może cierpienie ją czegoś nauczy i już nie będzie próbowała?

Rodzice postanowili wszystko utrzymać w tajemnicy, szkolną nieobecność córki tłumacząc chorobą i pobytem w szpitalu. Wieści się jednak szybko rozchodzą. Niektórzy szkolni znajomi poznali prawdę, ale postanowili nic nie rozgłaszać. Trudno im było uwierzyć, że Ania próbowała się zabić.

- Przecież ona nie miała żadnych problemów, przynajmniej nic nie mówiła - mówi koleżanka z klasy. - Za wesoła to ona nigdy nie była, ale też żaden „smutas”. W szkole jakoś jej szło, choć z matematyczką była skonfliktowana... Wiem, że miała jakieś kłopoty ze swoich chłopakiem, ale przecież to nie powód do samobójstwa.
- Nie wiem - mówi kolega Ani. - Ona jest dziwna, ciągle chodzi z jakimiś książkami, albo czasopismami. Czyta na przerwach, nie chodzi do klubów... Może jej się coś w głowie poprzestawiało?

Rodzice Ani nadal są w szoku, nie mogą uwierzyć, że ich jedynaczka targnęła się na życie.
- Naprawdę nie wiem, co mogło być przyczyną - mówi mama Ani - bo chyba nie te dwie jedynki z matematyki? Dbaliśmy o nią, nic jej nie brakowało, dostawała zawsze ubrania, które chciała, wyjeżdżała na zagraniczne wakacje... Przecież mogła przyjść, porozmawiać, opowiedzieć o swoich problemach. Tak, wiem że miała chłopaka, chodził klasę wyżej, o coś się ostatnio kłócili, ale to przecież nie z tego powodu

Damian, uchodzący za chłopaka Ani, odwiedził ją w szpitalu, długo rozmawiali, ale bardzo niechętnie o tym mówi.
- Kiedy dowiedziałem się o całej sprawie poczułem się, jakby mnie ktoś łopatą zdzielił w głowę - opowiada Damian. - Pomyślałem sobie: „Jezu, przecież to nie stało się z powodu naszego rozstania? Czułem się potwornie z tą myślą, czekałem na wizytę w szpitalu. Porozmawialiśmy, wytłumaczyła mi, że to nie z mojego powodu i odetchnąłem. Nie, nie wiem dlaczego, mówiła, że była zmęczona i miała wszystkiego dosyć, ale to chyba nie tak...

- To jest bardzo wrażliwa i dojrzała dziewczyna - mówi polonistka, która uczyła Anię. - Ale ta jej wrażliwość była taka mroczna. Pisała wiersze i kiedyś pokazała mi kilka prosząc o ocenę. Podobały mi się, choć przebijał z nich dekadentyzm. Przy czytaniu można było dojść do wniosku, że napisała je osoba z bagażem doświadczeń życiowych, zmęczona, jakby uwikłana w ciągłe poszukiwanie sensu...

Czy targnęła się na życie, bo była wrażliwą nastolatką, a może jakiś zbieg okoliczności, spowodował, że powiedziała "dosyć"?
W szpitalu Ania nie chciała o tym rozmawiać. Ani z rodzicami, ani ze znajomymi, ani z psychologiem. Dopiero po wyjściu odbyła kilka sesji, dzięki którym rodzice choć w części mogli poznać przyczynę desperackiego kroku. Później zgodziła się też na rozmowę z dziennikarzem. Ania faktycznie sprawia wrażenie osoby dojrzałej, gdyby nie młoda buzia i drobna sylwetka można by powiedzieć, że swoje sądy wypowiada doświadczona przez życie kobieta.

- W pewnym momencie poczułam się, jakbym przez cały czas funkcjonowała gdzieś na marginesie. Bez powodu i bez przyczyny - opowiada dziewczyna. - To było takie... nagłe i dziwne, jakby życie zaczęło boleć... Wcześniej nie miałam żadnych samobójczych myśli, w co nie chce uwierzyć psycholog, z którym się spotykam. Czy nie miałam dobrego kontaktu z rówieśnikami? Może i nie miałam... Ja mam chyba inną hierarchię wartości, inne zainteresowania, może faktycznie stałam trochę z boku...

- Samobójstwo to nie zawsze jest krzyk "ja nie chcę żyć". Najpierw jest "ja nie chcę TAK żyć" - mówi Anna Sieminska, psychoterapeutka z Zespołu Pomocy Psychoterapeutycznej w Warszawie, zajmująca się problemami samobójstw młodzieży .

- Samobójstwo to wołanie o ratunek, sygnał, że z człowiekiem dzieje się coś niedobrego. Szczególnie narażone na zachowania samobójcze są osoby, które mają słabą kontrolę impulsów - nie umieją objąć refleksją tego co się dzieje, a na wszystko reagują bardzo impulsywnie.
Szukając metod zredukowania napięcia mogą posunąć się do samobójstwa. Na samobójstwa narażona jest też młodzież, która nie ma świadomości upływu czasu, czasu który leczy rany. Okres młodości jest pełen silnych emocji i wielkich problemów, będących dla młodych ludzi prawdziwymi tragediami. Brakuje im również oparcia w rodzinie, ponieważ czas młodości to przede wszystkim bunt przeciwko rodzicom.

Z opowieści Ani wyłania się obraz osoby, która chciała mieć kogoś bliskiego, kogoś z kim mogłaby porozmawiać o swoich problemach, lekturach, przemyśleniach, podzielić się wrażeniami, usłyszeć potwierdzenie swoich racji, nawet pokłócić się...
- Ona jest bardzo inteligentna, bardzo wrażliwa i bardzo samotna - mówi psycholog, który spotyka się z Anią. - Z uwagi na swoje zainteresowania literaturą, ambitnym filmem, poezją miała słaby kontakt z rówieśnikami, w szkole średniej nie miała żadnej bliskiej przyjaciółki. Gdy pojawił się ten chłopak myślała, że to jest właśnie to. Potem przyszło rozczarowanie. No i brak większego zainteresowania rodziców jej.

Damian wydawał się Ani pokrewną duszą, można z nim było porozmawiać o książkach, wspólnie obejrzeć film, pójść na spacer.
- Wydawało mi się, że wreszcie trafiłam na odpowiedniego człowieka, przyjaciela, może coś więcej... Okazał się zwykłym pozerem, którego celem było „zaliczanie” kolejnych panienek. - mówi Ania. - Byłam nim zauroczona przez prawie trzy miesiące, do momentu gdy zaczął naciskać, abyśmy sypiali ze sobą. Gdy odmówiłam i próbowałam mu tłumaczyć, że za krótko się znamy, że mało wiemy o swoich uczuciach, natychmiast stracił zainteresowanie moją osobą i zajął się koleżanką z klasy. Potem dowiedziałam się, że to jego stała metoda: gdy spotyka się z odmową - zmienia obiekt zainteresowania. Bolało mnie to, bardzo chciałam z kimś o tym porozmawiać, ale nie miałam z kim. Rodzice? On żyją trochę w innym świecie.

Rodzice Ani zajmują się prowadzeniem własnej firmy i to im zajmuje prawie cały czas. Córce zapewniali dostatnie życie, ale bliższego kontaktu z nią raczej nie mieli.

- Oni obracają się w świecie rzeczy - mówi Ania - i rzeczy wszystko im przesłaniają. Nowy komputer, wakacyjny wyjazd do Afryki... Odnosiłam wrażenie, że przy pomocy rzeczy kupują sobie jakby spokój ode mnie i moich problemów. Gdy zaczynałam akąś poważniejszą rozmowę zainteresowanie było raczej na zasadzie uprzejmości, z reguły słyszałam: „Ty się dziecko ucz, to dla ciebie teraz najważniejsze.”

„Według mnie, samobójstwo nie jest problemem - pisze psycholog T. Mitchel Anthony w swojej książce pt. "Dlaczego" ("Vocatio" ). Sądzę natomiast, że jest ono symptomem innych problemów, sytuacji i tendencji, których nie potrafimy odpowiednio rozpoznać i rozwiązać. (...) Samobójstwo jest symptomem, za którym stoją problemy zawsze aktualne: poczucie własnej wartości, wiara, sens i cel istnienia, umiejętność radzenia sobie z trudnościami i rozczarowaniami. Myśli samobójcze ma prawie każdy. Przychodzą o różnych porach dnia i w różnych okresach życia. Jedni zapominają o nich szybko, w innych kłębią się aż do momentu, kiedy wydaje się, że ból życia jest nie do zniesienia. Splot przypadków, dramatyczne przeżycia, nadwrażliwość: wiele jest dróg, które prowadzą do samobójstwa.

Z opowieści Ani wynika, że gdy nadeszło „to” popołudnie, była zdruzgotana, mocno odczuwała swoją samotność i niedostosowanie. Dwa dni wcześniej zostawił ją Damian, nie udało jej się o tym porozmawiać z matką, w tym dniu „złapała” kolejną jedynkę z matematyki i usłyszała od nauczycielki kąśliwy komentarz, że ani poetki z niej nie będzie, ani matematyka, co wzbudziło wybuch śmiechu w klasie.

Wróciła do domu i z wielkim spokojem doszła do wniosku, że to wszystko nie ma żadnego sensu. Zamknęła okna, wyszperała w szafce ojca tabletki, łyknęła całą fiolkę, odkręciła gaz, włączyła płytę i usiadła z książką w fotelu w kuchni. Ocknęła się po czterech dniach w szpitalu. Życie zawdzięcza przypadkowi. Nie zamknęła drzwi wejściowych i niespodziewanie do domu wszedł syn pracownika rodziców, ze zwolnieniem lekarskim ojca. Gdy nikt nie reagował na dzwonek do drzwi, a w środku słychać było muzykę, chłopak wszedł do środka. Błyskawicznie otworzył okna, zadzwonił po pogotowie i zaczął robi dziewczynie sztuczne oddychanie.

Rodzice przenieśli Anię do innej szkoły. Dziewczyna postanowiła się bardziej dostosować do środowiska, zawarła nowe znajomości...
- Gdy jeszcze leżałam w szpitalu byłam zrozpaczona, że mi się nie udało. Teraz patrzę na to trochę inaczej - mówi Ania. - Widzę przede wszystkim tragedię moich rodziców, którzy bardzo mnie kochają. Teraz poświęcają mi naprawdę bardzo dużo czasu, aż za dużo. Mam nadzieję, że to nie przerodzi się w jakaś nadopiekuńczość. Nie, nie zrobiłabym tego drugi raz. Chyba jednak cieszę się, że żyję. To mnie trochę... przewartościowało. Teraz zauważyłam, że są ludzie, którzy mają naprawdę wielkie problemy w życiu. Może warto im pomagać? Może to jest cel?

- Myślę, że nie była to jakaś manifestacja, ona naprawdę chciała to zrobić - konkluduje zajmujący się Anią psycholog. - Była trochę niedostosowana, miała typowe dla wrażliwych nastolatek problemy, przechodziła okres dojrzewania, miewała depresyjne nastroje - to się wszystko skumulowało, a drobne niepowodzenia urosły do rangi nierozwiązywalnych problemów. Była to jednak także podświadoma chęć zwrócenia na siebie uwagi, przede wszystkim rodziców. Ale to mądra dziewczyna i wiem, że najgorsze już za nią.