Kierowczynie i motornicze, czyli kobiety za dużymi kierownicami
Prowadzenie pojazdów przestaje być męską domeną. Jeśli chodzi o samochody – to zupełnie jasne. Jednak widok kobiety za kierownicą tramwaju, autobusu czy ciężarówki, szczególnie jeśli to stereotypowa kobieca blondynka, wciąż potrafi zadziwić lub wywołać niewybredne komentarze.
29.08.2011 13:46
Prowadzenie pojazdów przestaje być męską domeną. Jeśli chodzi o samochody – to zupełnie jasne. Jednak widok kobiety za kierownicą tramwaju, autobusu czy ciężarówki, szczególnie jeśli to stereotypowa kobieca blondynka, wciąż potrafi zadziwić lub wywołać niewybredne komentarze. Skojarzenie z komunistycznymi traktorzystkami nie jest na miejscu – współczesne kierowczynie i maszynistki to nie robotnice w kufajkach.
To zwykłe kobiety, które wybrały po prostu zawód tradycyjnie kojarzony z mężczyznami, a nie zostały nauczycielkami, pielęgniarkami czy księgowymi. Niemniej kontrowersje wywołują już nazwy tych zawodów. Nie wszyscy Polacy przyjmują dobrze tworzenie kobiecych nazw zawodów w rodzaju „socjolożka”, „prawniczka” czy „reżyserka” – takie stanowisko prezentuje np. pan Maciej Malinowski, znawca ortografii z witryny „Obcy język polski”. Uważa on, że nazwy te, mimo że są poprawne pod względem morfologicznym, mają pejoratywny wydźwięk, a niektóre wydają się w języku bardzo nienaturalne.
Poza tym część odpowiedników męskich nazw zawodów nie oznacza wcale kobiety wykonujących tę pracę, ale przedmioty – tak jak np. pilot – pilotka, reżyser – reżyserka. Innym przykładem jest „maszynistka”, która do niedawna nie oznaczała wcale kobiety-maszynisty, ale kobietę obsługującą maszynę do pisania. Maszynistek w tym starym sensie właściwie już nie ma, bo zastąpiły je sekretarki, asystentki, względnie stenotypistki, natomiast kobiet prowadzących tramwaje przybywa. W dodatku „pilot” to nie tylko „kierujący statkiem powietrznym lub wodnym”, lecz też urządzenie do sterowania sprzętem RTV lub pierwszy odcinek serialu…
Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne w Poznaniu, we współpracy ze Stowarzyszeniem No Women No Art i Gazetą Wyborczą rozpisało nawet w zeszłym roku konkurs na nazwę dla kobiety-kierowcy. Zwyciężyło właśnie określenie „kierowczyni”. Z ogłoszenia prasowego wynika, że „przesłanki były trzy: nazwa ta jest utworzona zgodnie z regułami słowotwórstwa j. polskiego, wydaje się mieć szanse na wejście do mowy potocznej oraz nie wartościuje zawodu: nobilitacja byłaby na miejscu, ale wiele nazw zawierało lekceważący stosunek do zawodu „kierowczyni”. W konkursie wyróżnieni zostali również autorzy określeń „drajwerka” i „busiarka” , które wprawdzie są kalkami z języka angielskiego dopasowanymi do reguł polskiego słowotwórstwa, ale mają swój urok.
POLECAMY:
Jak z tymi kierowczyniami i motorniczymi jest? W Poznaniu, według rachuby MPK, pojazdy prowadzą 72 kobiety, z czego 57 to motorniczy (czyli jeżdżą tramwajami), a 15 to kierowczynie (czyli ich domeną są autobusy). Kobieta za kierownicą tramwaju to w Poznaniu faktycznie dość powszechny widok. W gdyńskim Przedsiębiorstwie Komunikacji Trolejbusowej w Wydziale Ruchu pracuje natomiast aż 90 kobiet! We Wrocławiu kobiety stanowią 1/5 wszystkich motorniczych, a w Warszawie i Bydgoszczy przedsiębiorstwa komunikacyjne szukały kandydatów na kierowców wśród kobiet. Wprawdzie dlatego, że w okresie zwiększonej emigracji na Zachód zabrakło wykwalifikowanych mężczyzn, ale dzięki temu panie chętne wykonywać ten zawód mają łatwiejszy start.
Pracodawcy oceniają kierowczynie i motornicze raczej pozytywnie – powtarza się opinia, że kobiety prowadzą spokojniej i wprowadzają w miejscu pracy łagodniejszą atmosferę (słynne „kobieta łagodzi obyczaje”). Pasażerowie też reagują zwykle pozytywnie, chociaż w mniejszych miejscowościach lub na wsi kobieta za kierownicą autobusu budzi zdziwienie – i podziw, jak np. kierowczyni autobusu PKS pod Starogardem Gdańskim, pani Nadia Zając, którą na kurs jazdy autobusem namówił mąż.
Nie tak lekko mają z kolei kierowczynie ciężarówek, których jest w Polsce prawdopodobnie kilkadziesiąt (w 2006 roku było 30). Środowisko kierowców TIR-ów jest silnie zmaskulinizowane, pełne rywalizacji i dość surowe – kobiety nie mają tam taryfy ulgowej, wręcz przeciwnie, panowie często lubią sprawdzać, czy kierowczynie się „nadają” i ze zdziwieniem stwierdzają, że „dają radę”. Bywa, że zaczepiają swoje koleżanki po fachu, by poprosić o telefon albo wręcz przeciwnie – traktują jak kierowców drugiej kategorii.
„Kobiety do garów” to już pieśń przeszłości, podobnie jak „kobiety na traktory”. Może zostawmy po prostu każdemu wybór, czy chce jeździć traktorem, samochodem czy autobusem – wszystko jest w zasięgu ręki.
(ada/sr)