„Klaps to obowiązek rodziców,” przekonuje prof. Stawrowski
49 krajów na świecie, w tym Polska, mają całkowity, prawny zakaz stosowania kar cielesnych. Jednak zdaniem profesora Zbigniewa Stawrowskiego z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Polska na tej liście znajdować się nie powinna. Bo jak przekonuje w tekście opublikowanym w „Plus Minus”, dodatku do „Rzeczpospolitej”, klaps to wyraz najwyższej rodzicielskiej miłości. Fundacje zajmujące się prawami dzieci, pedagodzy i rodzice są oburzeni.
Prof. Stawrowski powołując się na filozofię Immanuela Kanta (1724-1804), postanowił wytłumaczyć, dlaczego w XXI wieku bicie dzieci jest doskonałą metodą wychowawczą. Zakłada bowiem, że rodzic, który wymierza klapsa swojemu dziecku, daje wyraz swojej ogromnej rodzicielskiej miłości. Już na wstępie profesor pokazuje swój pogląd na kwestię kar cielesnych: „Symbolem takich właśnie rodzicielskich działań jest przysłowiowy klaps, który nie jest żadnym biciem, nie jest nawet czymś szkodliwym, lecz – przeciwnie – jest czynem o wysokiej wartości wychowawczej i dlatego zasługuje wręcz na pochwałę.” I przez kilka paragrafów pochwala przemoc fizyczną rodziców wobec dzieci. Jednocześnie zaznacza, że gdy na przemoc rodziców zaczyna reagować państwo i pojawia się jej instytucjonalna wersja, dla dzieci jest to jeszcze gorsze rozwiązanie. Profesor nie tylko gloryfikuje klapsy, raz mówiąc, że jest to środek ostateczny, innym razem, że jest „czymś bezwzględnie dobrym, jest moralnym obowiązkiem rodziców”, ale też wyraża przekonanie, że interwencje osób trzecich, urzędników, Rzecznika Praw Dziecka są niedopuszczalne.
Stawrowski twierdzi bowiem, że rodzice, którzy dzieci nie biją, nie kierują się wcale ich dobrem, tylko „wiernością ideologicznym dogmatom”. Uważa, że dobry rodzic powinien czasem wymierzyć dziecku klapsa. "Bywają również takie sytuacje, gdy użycie fizycznej przemocy wobec dziecka ma radykalnie inny charakter. Dokonuje się w duchu miłości rodzicielskiej, jako świadomy wyraz najgłębszej odpowiedzialności za dziecko. Przemoc taka nie jest wówczas niczym złym, przeciwnie, jest czymś bezwzględnie dobrym, jest moralnym obowiązkiem rodziców. A jako coś moralnie dobrego, a więc godnego pochwały, wymyka się wszelkim zewnętrznym krytykom."
Filozof nie daje konkretnej listy wskazówek, kiedy i jak należy stosować przemoc fizyczną wobec dziecka. Przywołuje jednak jeden przykład: trzylatek w piaskownicy uderza rówieśnika łopatką w głowę. W tej sytuacji, zamiast wytłumaczyć dziecku, dlaczego takie zachowanie jest niestosowne, profesor radzi strzelić malucha w tyłek. "Kiedy trzyletnie dziecko, bawiące się w piaskownicy, zaczyna bić łopatką po głowie swojego rówieśnika, powinnością rodzica jest nie tylko odciągnięcie małego agresora, by nie ranił drugiego, ale również przekazanie mu, że robienie takich rzeczy jest bezwzględnie zakazane. Klaps – podkreślmy: jako środek wyjątkowy – używany w takich właśnie szczególnie drastycznych momentach, jawi się jako najlepsza forma reakcji rodzica na niedopuszczalny eksces swojego dziecka." Zatem, aby wyplenić przemoc należy… zareagować przemocą. Profesor w swoim wywodzie zaznacza, że: „o tym, jaki „klaps" jest w danym momencie odpowiedni, mogą rozstrzygnąć jedynie sami rodzice. Nikt inny ich w tym nie zastąpi, bo nikt inny nie kieruje się wobec dziecka taką miłością.”
Poglądy naukowca nie dotyczą tylko i wyłącznie sytuacji dziecko – rodzic. Spoliczkowanie osoby dorosłej (ale tylko otwartą dłonią) jest zdaniem profesora „dopuszczalną formą wyrażenia jawnej i radykalnej dezaprobaty”. Jeśli więc uznamy, że zachowanie osoby dorosłej przekroczyło granice wszelkiej przyzwoitości, mamy prawo podnieść rękę na drugiego człowieka. "Policzek bywa też niekiedy ostrzegającym, najbardziej intensywnym „klapsem" wymierzonym ludziom, których kochamy, ale na których wolność mamy już niewielki lub żaden wpływ – bywa ostatnim gestem, czy też krzykiem głęboko zranionej miłości. Zapewne niejeden 50-letni mężczyzna dostał słusznie w twarz od swej starej matki, gdy ją powiadomił, że właśnie wymienił żonę na młodszą. Czy kochający rodzice w analogicznych przypadkach nie mają moralnego prawa i obowiązku wymierzać takie „klapsy" nawet swoim dorosłym dzieciom?" zapytuje autor.
Naukowiec nie przytacza żadnych badań na poparcie swoich tez, ani nie podejmuje też polemiki z tak słynnymi badaniami, jak te opublikowane w 1997 roku przez zespół naukowców z University of New Hampshire. Ich wyniki pokazały, że dzieci, którym regularnie wymierzano klapsy, po dwóch latach wykazywały się znacznie wyższym współczynnikiem zachowań antyspołecznych, niż te, którym oszczędzono kar cielesnych. Stawrowski nie pokazuje też poglądów drugiej strony, poza krótką krytyką pod adresem Jana Jakuba Rousseau i Rzecznika Praw Dziecka.
A jak na tekst, który ukazał się w „Rzeczpospolitej” zareagowały środowiska pedagogiczne? Dorota Zawadzka, czyli Superniania, na swoim koncie na Twitterze napisała:
Pedagog Magdalena Woźniak, w tekście opublikowanym w serwisie Mamadu postuluje: „Wszystkie fundacje działające na rzecz dzieci w Polsce, powinny już dobierać się do, prawdopodobnie nieźle jeszcze obolałego po dzieciństwie, tyłka pana profesora. Rodzice i osoby prywatne już to zrobiły, poruszenie jest ogromne. Żaden pseudonaukowiec nie będzie dawał przyzwolenia na bicie dzieci. One za siebie nie oddadzą, my za nich możemy. Otwartą ręką, prosto w twarz!”
Z kolei fundacja Dajemy Dzieciom Siłę na Facebooku napisała: „Panu profesorowi obca jest współczesna wiedza i myśl pedagogiczna. Nie wie, że można wyznaczać dziecku granice, przekazywać normy, uczyć je świata bez odwoływania się do przemocy. Nie wie też, jak dewastujące dla rozwoju fizycznego, umysłowego, emocjonalnego i społecznego dziecka jest doświadczanie przemocy.”
Nie zabrakło też głosów rodziców, którzy w Internecie nie szczędzili profesorowi słów krytyki.
Tekst, który ukazał się w "Rzeczpospolitej" wywołał oburzenie. I jak zgodnie podkreślają wszyscy przeciwnicy przemocy fizycznej, należy pamiętać, iż postulaty Stawrowskiego trafią nie tylko do tych mądrych, rozsądnych i przepełnionych miłością rodziców, o których wspomina profesor, ale i do tych, którzy nie potrzebują pretekstu, aby skrzywdzić dziecko. A teraz mają ku temu świetne uzasadnienie, wszak profesor UKSW, który szczyci się 18-letnią współpracą z księdzem Tischnerem, powiedział, że to dowód miłości.
Zobacz również:
Aktywna mama w trasie
Matka Polka daleko od domu