Kłótnie o zalecenia rządu. Nie każdy z domowników chce się do nich dostosować
Zdecydowana większość z nas potraktowała poważnie prośbę resortu zdrowia. Polacy zostają w domach, aby zminimalizować ryzyko rozprzestrzeniania się koronawirusa. Jednak są i tacy, którzy twierdzą, że nie boją się skutków zakażenia i za nic mają odpowiedzialność za pozostałych domowników.
17.03.2020 | aktual.: 17.03.2020 19:04
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dagmara ze Śląska twierdzi, że od kilku dni przeżywa gehennę w swoim domu. 23-latka mieszka ze swoim chłopakiem, który ma zupełnie inne podejście do kwarantanny niż ona. Bartek prowadzi własną firmę, której działalność jest teraz zawieszona, więc nie ma konieczności wychodzenia codziennie z domu. Mimo to i tak decyduje się na kontakty z różnymi osobami. – Umawia się ze znajomi i chodzą razem po mieście albo zaprasza ich do nas czy idzie do nich – opowiada młoda kobieta.
Związek wisi na włosku
Dagmara przyznaje, że Bartek zawsze był bardzo towarzyski i nie potrafił spędzić całego weekendu w mieszkaniu, jednak w obecnej sytuacji nie rozumie jego podejścia. – Wyśmiewa ludzi, którzy barykadują się w domach i twierdzi, że jemu nic się nie stanie – mówi 23-latka.
Mężczyzna zgodził się pójść na większe zakupy, ale na tym skończyła się jego tolerancja wobec próśb Dagmary. – Na ten moment ważniejsze jest dla niego funkcjonowanie bez ograniczeń, które w jego mniemaniu ja próbuję mu narzucić – mówi.
Dagmara nie tylko nieustannie prosi ukochanego, żeby nie umawiał się ze znajomymi na mieście i ograniczył do minimum wyjścia z domu, ale również sama tak robi. – Nie jestem hipokrytką. Pracuję zdalnie i nie odwiedzam swoich bliskich ani znajomych. Jedyne, co zrobiłam, to zakupy dla dwóch babć – relacjonuje. – Ja przestrzegam zasad, a on "marnuje" moje starania. Wiele razy mówiłam, że naraża nie tylko siebie, ale też i mnie, swoją i moją rodzinę – twierdzi dziewczyna.
Napięta sytuacja przerodziła się w niekończącą się kłótnię. – Płakałam, błagałam, krzyczałam, ale on jest nieugięty – mówi Dagmara. Para mieszka razem w dwupokojowym mieszkaniu, ale teraz żyją osobno. – Nie rozmawiam z nim już prawie wcale, unikam go i śpię w drugim pokoju. Jeszcze nigdy nie znaleźliśmy się w tak poważnym kryzysie – wyznaje.
Dziewczyna poważnie zastanawia się nad rozstaniem. – Na czas pandemii na pewno, a potem to zobaczymy, bo w sumie to nie wiem, czy chcę być w związku z osobą, która w ogóle nie liczy się z moim zdaniem. To już przestała być kłótnia o wirusa, to zrobiła się kłótnia o jego podejście do moich potrzeb i próśb – przyznaje ze smutkiem.
Na swoich zasadach
Równie napięta atmosfera jest w domu rodzinnym Julii. Maturzystka poświęca wolny czas na naukę, jej mama próbuje zająć się czymś pożytecznym w domu, ale ojciec nie myśli nawet o zmianie stylu życia. Rodzina mieszka w miasteczku powiatowym na Podkarpaciu i mężczyzna wychodzi z założenia, że tam zagrożenie jest mniejsze, a ponadto każdy powinien postępować tak, jak uważa za słuszne.
– Tata teraz nawet częściej niż do tej pory spotyka się na piwku z kolegami. Twierdzi, że się nudzi, więc nie zaszkodzi, jeśli wspólnie posiedzą w garażu i się napiją. Tylko że większość z nich chodzi do pracy i może być zarażona – mówi Julka.
Matka dziewczyny podziela jej zdanie. Obie próbują wpłynąć na domownika, który nie chce dostosować się do zachowania większości. – W niedzielę poszedł do kościoła, chociaż dzień wcześniej mówił nam, że tego nie zrobi. Wyszedł z samego rana, gdy jeszcze spałyśmy, i później wrócił zadowolony – wspomina maturzystka. – Rodzice kłócą się non stop, matka płacze, ojciec wrzeszczy. To jest nie do zniesienia – relacjonuje.
Spokój i rzetelne argumenty
Przedstawiliśmy historie naszych bohaterów psycholożce Zuzannie Butryn. Ekspertka przede wszystkim zauważa, że obecna sytuacja będzie sprawdzianem dla wielu związków i relacji rodzinnych. – Jeśli w związku były już inne problemy, to jakakolwiek różnica zdań co do obecnego tematu numer jeden, czyli koronawirusa, będzie katalizatorem – twierdzi w rozmowie z WP Kobieta.
– Nie dość że teraz spędzamy zdecydowanie więcej czasu ze sobą niż zazwyczaj, to dochodzi jeszcze kwestia stresu związana z samym pojawieniem się pandemii. Organizm wielu osób nie radzi sobie z tym dobrze i w ramach samoregulacji przekierowuje emocje na inne osoby – wyjaśnia.
Problem z brakiem umiejętności porozumienia się z domownikami co do zaleceń rządu jest trudny do rozwiązania, bo każda ze stron może czuć się pokrzywdzona. Zuzanna Butryn podsuwa jednak sposoby na przekonanie drugiej osoby do pozostania w domu.
– Ważna jest forma. Mówmy komunikatem "ja", odnośmy się do naszych uczuć, potrzeb i nie krytykujmy drugiej osoby. Na przykład: "w momencie, gdy ty wychodzisz i spotykasz się z ludźmi, to ja później czuję się bardziej narażona na możliwość zachorowania". Pamiętajmy również, żeby nie krzyczeć i nie robić awantur – tłumaczy psycholog.
Spokojną rozmowę warto podeprzeć fachową wiedzą. – Mam na myśli informacje ze strony WHO czy Głównego Inspektora Sanitarnego. Tam wyjaśnia się, jak ważna jest higiena rąk i ograniczanie zbędnych kontaktów z innymi ludźmi. To ważne, żebyśmy przedstawiali argumenty ekspertów, a nie odwoływali się do własnego podejścia – dodaje Zuzanna Butryn.
A co jeśli powyższe rady nie zadziałają? – Gdy pojawi się silny strach o zdrowie nasze i naszych bliskich, to myślę, że chwilowa separacja jest dobrym rozwiązaniem. O ile oczywiście mamy taką możliwość – przyznaje ekspertka.
– Tylko znowu przestrzegam przed robieniem tego w atmosferze kłótni. Wysyłajmy spokojne komunikaty i podkreślajmy, że jest to rozwiązanie na czas pandemii, co do której mamy rozbieżne podejście – mówi i jednocześnie zwraca uwagę, żeby starać się zachować zdrowy rozsądek. – Oczywiście należy przestrzegać zaleceń i rację mają ci, którzy uważają, ale też nie można popadać w skrajności i bać się wyjść np. na spacer, gdzie nie ma innych ludzi – puentuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl