Kobieca rewolucja już nie tylko w kinie. #metoo inspiruje świat sportu
Fala ujawnionych przestępstw seksualnych spowodowała nowe restrykcje w świecie damskiego surfingu. Czy te zmiany to początek rewolucji w kobiecym sporcie? I co wydarzy się w dziedzinie siatkówki i lekkoatletyki?
14.03.2018 | aktual.: 14.03.2018 17:06
Akcja #metoo realnie wpłynęła na rzeczywistość i obraz świata, który serwują nam media. Mowa nie tylko o wzniosłych, feministycznych hasłach, ale również o twardych restrykcjach, które objęły już cząstkę świata sportu. Obsługujący kobiece zawody surferskie operatorzy kamery nie będą mogli już robić zbliżeń na odsłonięte pośladki surferek. Tak zadecydowali przedstawiciele World Surf League.
Ta inicjatywa w hołdzie uprzedmiotowionym kobietom nie przez wszystkich została dobrze odebrana. Jeden z członków Polskiego Towarzystwa Surfingowego powiedział mi, że jest to "po ludzku śmieszne". Dziennikarz sportowy, zaznaczając, że mówi mi to prywatnie, stwierdził, że "teraz nikt nie będzie tego oglądał". Nie jest to tylko męskie zdanie, podobną opinię mają niektóre z surferek. – Dla mnie ten zakaz jest seksistowski. Światowa Liga Surfingu pokazała, że traktuje kobiety bardziej jak obiekt seksualny, niż jak sportsmenki. Przecież dziewczyny nie są roznegliżowane, nawet jeśli pływają w bikini, to nie jest ono brazylijskie. A jeśli będzie się je mniej pokazywało, to kamera skupi się na mężczyznach. To będzie rzutowało na rozpoznawalność surferek, nie będą zauważane – komentuje Agata Sosnowska, surferka, która aktualnie mieszka w Australii.
Wszyscy zgodnie zauważają, że strój kobiety na zawodach surferskich zależy tylko od niej samej. Kobiety mają wybór – mogą wystąpić w bikini albo w wygodniejszej piance. Jeśli więc przeszkadzają im męskie spojrzenia, mogą ograniczyć je za pomocą stroju. – Wahadło przesuwa się w drugą stronę. W latach 30. XX wieku kobiety były pozakrywane, nie mogły wyjść na plażę w niekompletnym stroju, potem rozbierały się coraz bardziej, a teraz mamy powrót do zakrywania, to konsekwencja całej afery z #metoo – mówi Grzegorz Wojnarowski, dziennikarz "Sportowych Faktów". Twierdzi, że z jednej strony "klimat walki z uprzedmiotowieniem kobiet" ma swoje dobre konsekwencje (jak skazanie lekarza amerykańskiej drużyny gimnastyki artystycznej za pedofilię), ale z drugiej – popadamy w przesadę, imputując widzom i komentatorom sportowym złe intencje.
Siatkarki i lekkoatletki
Czy zakaz filmowania z bliska sportsmenek powinien dotyczyć właśnie surferek, których strój zależy wyłącznie od nich samych? Siatkarki czy lekkoatletki również odsłaniają ciało, niekiedy przecież bardziej niż jest to dla wygody konieczne. – Siatkarki z Kuby czy Brazylii noszą bardziej majtki, niż spodenki, a Iranki i Egipcjanki z pobudek religijnych grają w hidżabach, ale chyba nie chcielibyśmy, żeby wszystkie siatkarki musiały się tak męczyć? Powstaje pytanie, czy traktować ich strój jako strój do pracy, bo jest w nim wygodnie i komfortowo, więc w takim będą grały najlepiej, czy przychylimy się do stworzenia bardziej restrykcyjnych przepisów – tłumaczy Grzegorz Wojnarowski.
Tak jak jest w męskiej lidze NBA, gdzie koszykarz musi mieć spodenki dokładnie cal za kolano, pod groźbą kary. W damskich sportach takich ograniczeń jednak nie ma, a kobiety rzadko narzekają, że chciałyby coś w tej kwestii zmienić. Dotychczas najwięcej kontrowersji w kobiecej lidze siatkówki wzbudziły stroje meczowe, w których szorty zostały zastąpione przez spodenkospódniczki. Z punktu widzenia zawodniczek bywają one niepraktyczne i niekomfortowe, dlatego w wielu klubach sportowych szybko z nich zrezygnowano. – Teraz stroje siatkarskie są bardzo wygodne. Zakrywają to, co mają zakrywać, nie krępują ruchów. Dziewczyny nie mogą narzekać. Kiedyś było dużo gorzej, bo grałyśmy w majteczkach, a wiele kobiet się jeszcze nie goliło. Do tej pory pamiętam tych starszych panów w pierwszych rzędach, którzy przychodzili specjalnie po to, żeby popatrzeć – wspomina Magda Śliwa, która niegdyś grała w siatkówkę w klubie z Dąbrowy Górniczej, a dziś jest asystentką trenera.
Trudno znaleźć osobę, która otwarcie powiedziałaby, że nie czuje się komfortowo w skąpym stroju sportowym. Może na ten temat miałyby coś do powiedzenia dziewczynki, które dawały popis gimnastyczny dwa metry przed nosem prezydenta i jego świty?
Zobacz także
Powodem niechęci sportsmenek do wypowiedzi może być fakt, że to klub decyduje o tym, jak wyglądają stroje jego zespołu. - Jeśli jednym ze sponsorów jest firma odzieżowa, to ma wpływ na to, jakie one są. Siatkarki w oficjalnych rozmowach nie oceniały tego, w czym muszą grać, czasami udzielały dyplomatycznych odpowiedzi, że wolały na przykład stroje z poprzednich lat. Z czego to wynika? Jak to w życiu, publiczne krytykowanie pracodawcy nie jest mile widziane – ocenia Dominika Pawlik ze "Sportowych Faktów".
Siatkarka Katarzyna Sielicka (grająca w Łodzi), twierdzi, że nigdy w życiu nie pomyślała, że mogłaby coś w stroju sportowym zmienić. Nigdy nie narzekała i nigdy nie spotkała się z natarczywymi spojrzeniami. Podobne zdanie ma Kamila Lićwinko, lekkoatletka i olimpijka z Rio de Janeiro 2016. - Zakładając strój lekkoatletyczny, nigdy nie myślałam o tym, że jest skąpy, tylko że jest wygodny. Ciało to moje narzędzie pracy, jak wychodzę na arenę sportową, to jestem skupiona na tym, żeby wykonać jak najlepiej moje zadanie, czyli skoczyć jak najwyżej. A nie na stroju – mówi Kamila.
To, że ciało jest narzędziem pracy, to nie wszystko. Jak opowiada Grzegorz Wojnarowski, najdawniejszą ideą sportu nie jest tylko rywalizacja, ale również eksponowanie piękna ludzkiego ciała i tego, jak sport je kształtuje. – Dzięki sportowi ciało staje się doskonalsze, ciało sportowców jest przecież bardziej perfekcyjne niż zwykłego człowieka. Ma wywoływać podziw, nie pożądanie – tłumaczy.
I choć ma rację, to wiemy przecież, że świat nosi wielu dewiantów i ludzi, którzy kobiety traktują iście konsumencko. A my nigdy nie wiemy, kiedy filmowe gwiazdy, które podpisały się pod akcją #metoo będą musiały zrobić trochę miejsca swoim koleżankom ze świata sportu.