Kobieta - orkiestra
Potrafisz wymienić koło w samochodzie, uszyć kostium spidermana dla swojego przedszkolaka, rozkręcić pralkę, posadzić pelargonie i pomalować sufit?
19.07.2007 | aktual.: 28.05.2010 12:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Potrafisz wymienić koło w samochodzie, uszyć kostium spidermana dla swojego przedszkolaka, rozkręcić pralkę, posadzić pelargonie i pomalować sufit? Uważasz, że jesteś samodzielna, silna i samowystarczalna? A może po prostu jesteś kobietą orkiestrą, która nigdy nikomu nie oddaje steru...
Wielu z nas wydaje się, że kobiety, którym nie straszne żadne życiowe zadanie, mają się świetnie. Dzięki swojej sile i samodzielności, mimo iż mają u boku partnera, rodzinę i przyjaciół, wykazują, że mogłyby się bez nich doskonale obejść, bo nie ma takiej sprawy, której nie potrafiłyby załatwić same. Wszystko potrafią i co gorsza, wszystko robią i wiedzą najlepiej. I to nie dlatego, że są przemądrzałe, zarozumiałe i cierpią na manię wielkości, ale dlatego, że... się boją.
ZOBACZ RÓWNIEŻ
Wszystko sama
Kobiety, które cierpią na syndrom „człowieka - orkiestry”, wcale nie czują się z tym szczęśliwe. Owszem, są niezależne i niemal wszystkiemu podołają, ale ich problem polega na tym, że nawet jeśliby bardzo chciały, nie potrafią przekazać steru komukolwiek. Nie wynika to z ich żądzy władzy i kierowania innymi, ale bardzo często z dotychczasowych doświadczeń i lęków, które gdzieś głęboko zakorzenione, każą im liczyć tylko na siebie. Być może w przeszłości w kluczowym momencie życia zostały porzucone lub okrutnie zawiodły się na swoim partnerze, przyjaciółce, kimś z rodziny. Być może wychowywały się w rodzinie, w której kobieta, aby godnie przetrwać, musiała walczyć i nie oglądając się na innych, liczyć tylko na siebie. A być może po prostu tak bardzo boją się krytyki czy braku akceptacji, że na wszelkie sposoby starają się przekonać świat, że zrobią wszystko, by zasłużyć na miłość, przyjaźń, sympatię, czy szacunek.
Choć kobiety takie często bywają apodyktyczne, szorstkie i dominujące, to zwykle jest to tylko zbroja, pod którą uwięziona jest miękka, ciepła kobietka, która chciałaby czasem czegoś nie umieć i nie musieć zrobić.
Jednak wiele z nas panicznie, choć czasem i nieświadomie boi się zrzucić tę zbroję z siebie, bo to oznaczałoby w wielu przypadkach zaprowadzenie nowego porządku w relacjach z najbliższymi. Prym, który wiedzie kobieta - orkiestra to jej wewnętrzna siła i złudna pewność, że nic i nikt jej nie zrani i nie zawiedzie. Nawet jeżeli taka postawa u kobiety bierze się z jej przykrych doświadczeń z przeszłości, to często taka przesadna i źle rozumiana samodzielność kobiety urasta do rangi osłony, którą odgradza się ona od reszty świata. Pod zasłoną tą chowa swoje oczekiwania i potrzeby, nabierając błędnie przekonania, że tylko ona sama może sobie pomóc i siebie zrozumieć.
Dlatego, choć postawa ta sięga często bardzo trudnych i bolesnych doświadczeń z przeszłości, to w obecnym codziennym życiu przekłada się na wiele banalnych czynności, które zamiast ułatwiać jej życie, w długofalowym efekcie, znacznie je komplikują. Kobieta orkiestra sama musi podjąć każdą decyzję, nie pyta o zdanie innych, a nawet jeśli to robi, to i tak często lekceważy ich opinie i robi to, co sama uważa za słuszne. To ona wybierze najwłaściwszy kolor tapet do pokoju dorosłego syna, to ona najlepiej sprzątnie piwnicę i to ona wreszcie najlepiej zorganizuje rodzinny wyjazd na wakacje.
A dlaczego zrobi to najlepiej? Tego nikt nie wie, ale z czasem jej bliscy zaczynają ustępować, schodzić z drogi, przestają proponować pomoc i swoje zaangażowanie, by nie budzić „demona”. To z kolei działa jak błędne koło. Wówczas bowiem w umyśle kobiety orkiestry budzą się myśli w stylu – „no tak, nikt poza mną nie wykazuje zainteresowania, co najlepiej dowodzi temu, że tylko ja umiem to zrobić, załatwić, zaplanować”. Zamiast szukać wzajemnego zrozumienia, obie strony oddalają się od siebie i co najbardziej paradoksalne – obie z tym samym poczuciem odrzucenia. Bliscy czują się stale krytykowani, negowani i nieakceptowani. Zaś kobieta, której wydaje się, że sama sobie ze wszystkim poradzi, w ich odizolowaniu znajduje tylko potwierdzenie, że może liczyć tylko na siebie. Jest to bardzo bolesny, choć rzadko głośno wypowiedziany konflikt, który może tak w ciszy trwać latami. Bowiem kobieta - orkiestra latami może godzić się na taki układ, żyjąc przecież w przekonaniu o słuszności swojego widzenie świata.
ZOBACZ RÓWNIEŻ
Przekazanie władzy
Na szczęście jednak czasem i taka Zosia Samosia bywa zmęczona i wówczas jest najlepszy moment, aby jej najbliżsi spróbowali włamać się przez tę zbroję do jej wnętrza. Nie da się jednak tego zrobić bez otwartej, czasem nawet bolesnej rozmowy, w której to bliscy bez stosowania wygodnych uników przejmą władzę niejako siłą.
Kobieta - orkiestra, nawet ta najbardziej świadoma swej błędnej życiowej postawy, będzie potrzebowała bardzo dużo czasu, żeby pozwolić się sobą zająć, by przekazać część obowiązków i by wreszcie samą siebie przekonać, że ona tego nie musi umieć, wiedzieć i znać. Jak z każdym domowym dyktatorem, przekazywanie władzy i dzielenie obowiązków między domowników może być długotrwałe i żmudne. Kobieta, która przez tyle lat sama chciała decydować o najdrobniejszych sprawach w swoim życiu może czuć się nieufna, a nawet przerażona, kiedy to ktoś inny będzie wkraczał na „jej terytorium” decyzyjne. Brak wpływu na podejmowane wokół niej decyzje może wpłynąć na jej poczucie braku bezpieczeństwa i pewności siebie. Ale bez tej ciężkiej drogi nie da się uleczyć takiej sytuacji i na nowo uszczęśliwić kobiety i całej jej rodziny i bliskich.
Trzeba próbować małymi krokami. Nowe zasady najlepiej wprowadzać na raty, by taka kobieta nie poczuła, że odtąd tak silna i samodzielna, teraz nie ma wpływu na nic. Warto ustalić terytoria, które pozostają pod jej dowodzeniem i te, które przekazuje pozostałym domownikom. To co lubi najbardziej – np. dekorowanie wnętrz to jej królestwo i w tej dziedzinie może sama podejmować decyzje, natomiast np. organizacją wspólnych wakacji zajmie się odtąd mąż. Kobietę - orkiestrę, która przez długi czas była „ubezwłasnowolniona” przez wysoko przez siebie ustawione poprzeczki, trzeba przede wszystkim nauczyć współdecydowania, dyskutowania o sprawach, które dotyczą rodziny i szacunku dla umiejętności i opinii innych osób.
Tyle mówi się o tym, że wiele kobiet w skrytości marzy o silnych, nieco dominujących mężczyznach. I choć często uśmiechamy się pod nosem, słysząc takie teorie, tkwi w nich ziarno prawdy. Wiele z kobiet uwięzionych we własnej samodzielności tak naprawdę pragnie tego, by ktoś zdjął z nich ten okrutny ciężar, chciałaby dać sobie samej prawo do bycia czasem słabą, bezbronną i wolną od odpowiedzialności „za cały świat”. Bardzo tego pragną, ale strach przed tak radykalną zmianą jest na tyle silny, że rzadko kiedy mają odwagę wyrazić głośno swoje pragnienia. Zamiast więc uwolnić się ze swojej zbroi, jeszcze głębiej się w niej chowają, często nawet gnuśnieją i zamykają się na świat i ludzi, którzy ich zdaniem nie mogą zaoferować im niczego, czego same by nie mogły sobie dać. Ich samotność i strach rzadko kiedy daje się zauważyć. Właśnie dlatego, że większość z nas widząc kobietę orkiestrę, częściej patrzy na nią z lękiem i może podziwem niż ze zrozumieniem.
Bezgraniczną samowystarczalnością możemy sobie wyrządzić wielką krzywdę. I choć bardzo trudno jest zaufać innym, kiedy dotąd ufało się tylko sobie, to jednak jest to jedyny ratunek. Kobieta orkiestra nigdy nie będzie bowiem wolna, spokojna i szczęśliwa, jeśli nie dopuści do swojego świata życzliwych sobie ludzi, którzy z miłością patrzą przecież w tym samym, co ona kierunku.