Kobiety lubią sekrety. Polki w lożach masońskich
Polska to kraj antymasoński - „masoneria” brzmi groźnie, a „mason” jak wyzwisko. Jednak i tu powstają i z powodzeniem funkcjonują loże masońskie. Także te mniej popularne, kobiece.
05.09.2015 | aktual.: 06.09.2015 12:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Polska to kraj antymasoński - „masoneria” brzmi groźnie, a „mason” jak wyzwisko. Jednak i tu powstają i z powodzeniem funkcjonują loże masońskie. Także te mniej popularne, kobiece.
Przeciętny Polak o masonerii wie niewiele. Ot, tyle, co przeczytał lub obejrzał w „Kodzie Leonarda da Vinci”. Wolnomularstwo (inna nazwa masonerii) kojarzy mu się więc z tajemnicami, spiskami i dziwnymi rytuałami. Tak naprawdę, z definicji, jest to jednak międzynarodowy ruch etyczny, którego głównym celem jest rozwój jednostki poprzez różnoraką działalność grup zwanych lożami. Z zasady jest apolityczny i areligijny (powstał w XVII wieku w Wielkiej Brytanii tuż po zakończeniu krwawej wojny domowej), stąd (zwłaszcza w Polsce) Kościół Katolicki i Ruch Narodowy nie są mu przychylne. Aż do XVIII wieku loże masońskie nie przyjmowały kobiet. Obecnie w Polsce funkcjonuje kilka takich, w których zasiadają tylko i wyłącznie kobiety.
Prawdziwe loże kobiece
Co ciekawe, to właśnie głównie Polska, obok Francji, miała największy wpływ na „rewolucję obyczajową” w masonerii. Polskie arystokratki, w XVIII wieku słynące z dobrego wykształcenia i obycia, były jednymi z pierwszych, które dopuszczono do tajnego do tej pory rytuału. Jednak wyłącznie kobieca loża - Prometea na Wschodzie Warszawy - powstała w Polsce dopiero w 2000 roku i na początku liczyła jedynie 27 członkiń. „Jesteśmy dumne z nazwy naszej Loży, będącej nośnikiem drogich nam wartości: wiary w wielkość ludzkiego ducha, odwagi i wytrwałości w pracy oraz jasnego i pozytywnego spojrzenia w przyszłość w zgodzie z naszymi wolnomularskimi ideałami” – czytamy na stronie loży.
Dziesięć lat później powstała kolejna kobieca loża – Gaja Aeterna – skierowana głównie na przyjmowanie sióstr (tak mówią o sobie członkinie lóż) spoza Warszawy. „Nazwa (…) nawiązuje do greckiego mitu Bogini Ziemi – Wielkiej Matki, twórczyni świata, źródła wszelkiego życia. Gaja – odnosi się do Ziemi i jej odwiecznych praw. Aeterna – znaczy Wieczna.” – wykładają ideę powstania nazwy loży jej członkinie.
- Pewna intymność obrzędów, które wywodzą się sprzed wieków i teatralność rytuałów to świat, w którym żyjemy. Ludzie z zewnątrz mogą powiedzieć: przecież to takie niedzisiejsze. A to jest właśnie nasza rzeczywistość. I chcemy chronić tę atmosferę – tłumaczyła Mirosława Dołęgowska-Wysocka, wolnomularka, w „Dzienniku Polskim”, w jednym z niewielu artykułów o polskiej masonerii.
I tylko tyle jest w Polsce kobiecych, typowo masońskich lóż – dwie.
- Rozmnażamy się wolno, trochę jak słonie – mówił w tym samym artykule prof. Tadeusz Cegielski, wielki mistrz Wielkiej Loży Narodowej Polski w latach 2000-2003. - Chodzi jednak o to, żeby uniknąć przypadkowych inicjacji ludzi, którzy chcą wejść w szeregi wolnomularzy powodowani tą ułudą, że jest to potężna organizacja, więc dzięki temu zrobią karierę, szybciej zostaną ministrami, profesorami albo dyrektorami banków. Takich ludzi staramy się możliwie szybko spławić.
Wstępną selekcję kandydatów masoni przeprowadzają… mailowo. Aby zgłosić swoją kandydaturę do którejś z lóż wystarczy odnaleźć jej stronę internetową, a na niej adres mailowy do kontaktu.
Loże dla prawdziwych kobiet sukcesu
Dostanie się do dwóch kolejnych, luźno nawiązujących do tradycji masońskich, lóż, graniczy z cudem, a wręcz praktycznie jest niemożliwe. Mowa o Klubie 22 i Loży 28 – stowarzyszeniach skupiających znane Polki – w których obok siebie zasiadają np. Kora Jackowska i Hanna Suchocka. Klub 22 zwany „babską masonerią” powstał pierwszy, w 1992 roku, jako inicjatywa byłej minister Barbary Labudy (dziś już poza stowarzyszeniem) i szefowej Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan Henryki Bochniarz.
– W czasie ministrowania poznałam wiele interesujących kobiet, a potem chciałam te kontakty utrzymać – tłumaczyła Bochniarz kilkanaście lat temu dziennikarzom „Nowego Państwa” ideę powstania klubu.
Gdy członkiń było 22, salon nazwano Klubem 22. Teraz jest ich więcej (ile dokładnie, nikt nie wie), ale z powodu konfliktów przy głosowaniu nad kolejnymi kandydaturami, lista członkiń jest w zasadzie zamknięta. Do Klubu 22 należą, oprócz wspomnianych już nazwisk, m.in. Magdalena Środa, Hanna Gronkiewicz-Waltz, Danuta Hübner, Magdalena Abakanowicz, Olga Lipińska, Nina Terentiew i Janina Paradowska. Choć klub istnieje już 23 lata, niewiele o nim wiadomo. Mówi się, że jeśli ktoś jeszcze nie był „na dywaniku u bab”, to znaczy, że jego akcje stoją nisko. Bo Klub 22 zbiera się co miesiąc i raz na jakiś czas zaprasza gości. Nie byle jakich, bo z jego członkiniami spotykali się już m.in. Lech Kaczyński, Leszek Balcerowicz, Donald Tusk, Jacek Rostowski czy Lech Wałęsa. Marek Belka nie przyjął zaproszenia, bo… się boi.
- Klub 22 to absolutnie coś unikatowego. Im dłużej jesteśmy ze sobą, tym bardziej jesteśmy o tym przekonane – pisała Henryka Bochniarz na swoim blogu, relacjonując wizytę byłego prezydenta. - Mało instytucji przetrwało taki okres naszej transformacji, do tego bez żadnej formy prawnej, bez żadnych właściwie obowiązków poza comiesięcznymi spotkaniami. Jak się popatrzy na nasz skład, to grupa jest tak różna w swoich poglądach na prawie wszystko, że to jest niesamowite, że to się nie rozwaliło przez te lata, kiedy przytrafiały się różne zawieruchy.
Inny wpływowy klub skupiający panie to Loża 28. Jego nazwa wzięła się od czasu trwania przeciętnego cyklu menstruacyjnego, a należą do niego same feministki: m.in. Kazimiera Szczuka, Kinga Dunin, prof. Małgorzata Fuszara i Wanda Nowicka. Podobno Loża miała duży udział w stworzeniu wpływowego Kongresu Kobiet.
- Loża 28 powstała, by zintegrować środowisko feministyczne. Nasze spotkania mają charakter kulinarno-dyskusyjny – mówiła Magdalena Środa w „Rzeczpospolitej”.
- Rozmawiamy o tym, gdzie któraś ostatnio kupiła jakiś ciuch i o tym kto, kogo rzucił. Chociaż to tylko margines. Jest przecież tyle istotnych spraw, o których można dyskutować – to już wypowiedź Henryki Bochniarz dla „Vivy!”. - W sytuacji, kiedy nie ma bezpośredniego zagrożenia politycznego, pojawia się autentyczna, fascynująca rozmowa. Tym bardziej, że z nami można rozmawiać otwarcie, wiedząc, że nic „nie wyjdzie” na zewnątrz. Mężczyznom jest to bardziej potrzebne niż kobietom.
Paulina Lipka/(gabi)/WP Kobieta