Kobiety skazane za ludobójstwo. "Wybaczyłam przyjaciółce, ale nie zapomnę straty dzieci"
Rwanda jest malutkim krajem o powierzchni niewiele większej od województwa lubelskiego. Dziś mówi się o niej, że jest bijącym sercem Afryki. Jednak kraj legendarnych tysiąca wzgórz zaledwie 26 lat temu utonął na trzy miesiące w chaosie systematycznych mordów, w wyniku których, życie straciło co najmniej 800 tys. Tutsi.
Gdy Rwandyjczycy wracają wspomnieniami do tych tragicznych stu dni i rozmawiają o zbrodniarzach skazanych za ludobójstwo, mają przed oczami z reguły mężczyzn. W tradycyjnej, patriarchalnej Rwandzie kobiety postrzegano jako uosobienie dobra i pokoju. To one były strażniczkami ogniska domowego, matkami i żonami.
Jednak w 1994 roku zbrodniarzami byli nie tylko mężczyźni. Kobiety Hutu - przesiąknięte na równi ze swoimi mężami i braćmi rządową propagandą - podżegały ich do chwycenia maczet przeciwko swoim sąsiadom. Gotowały im posiłki, pomagały grabić mienie zamordowanych, przynosiły im narzędzia zbrodni, wskazywały kryjówki. Były wśród niż też takie, które nie zawahały się podnieść ręki na własne dzieci. A nieliczne, które należały do wąskiego grona liderów rządowych, uczestniczyły w planowaniu i nadzorowaniu eksterminacji Tutsi.
Z dwóch milionów procesów przeciwko oskarżonym o udział w ludobójstwie co najmniej 96 tys. dotyczyło kobiet. Ok. 2500 kobiet wciąż odbywa swoje wyroki za zbrodnię ludobójstwa.
Czy miały odwagę przyznać się do winy? Czy możliwe jest pojednanie z krewnymi pomordowanych? Jaką mają wizję swojej przyszłości po wyjściu na wolność? Czy ich rodziny wyczekują ich powrotu? Czy były w stanie im wybaczyć tak straszliwą zbrodnię?
W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania, Natalia Ojewska, polska reporterka związana z "The Wall Street Journal", spędziła dwa miesiące w rwandyjskich więzieniach przeprowadzając wywiady z kobietami skazanymi za ludobójstwo, ich najbliższymi rodzinami i krewnymi ofiar.
Poniżej przedstawiamy fragment książki "Zabiłam. Historie matek skazanych za zbrodnię ludobójstwa".
MARIE: Nie myśl, że skoro czasem płaczę, to jej nie wybaczyłam. Ja jej naprawdę wybaczyłam. Ale nigdy nie zapomnę, że straciłam dzieci. Ta rana na zawsze pozostanie otwarta.
Floride była moją najlepszą przyjaciółką. Razem chodziłyśmy do kościoła, śpiewałyśmy wspólnie w chórze, modliłyśmy się razem. Odwiedzałam ją bardzo często i czułam się u niej jak w domu. Jej mama była w wiosce uzdrowicielką. Jeżeli jakieś dziecko było chore, ona potrafiła je wyleczyć. Z czasem właściwie stałam się członkiem jej rodziny, którą pokochałam jak własną.
Nigdy nie myślałam o sobie w kontekście mojego pochodzenia. Zrozumiałam, że jestem Tutsi, dopiero kiedy zaczęło się ludobójstwo i Hutu ruszyli przeciwko nam z maczetami. Mój mąż był bardzo pewny siebie i nie chciał uciekać. Postanowiliśmy więc, że dla bezpieczeństwa ukryjemy się w jednym miejscu, a jego siostra zabierze chłopców do matki Floride. Postanowiłam ukryć swoich synów w jej domu, ponieważ jej rodzina należała do Hutu i byłam przekonana, że będą tam bezpieczni.
Razem z mężem i jego siostrą znaleźliśmy schronienie w domu brata Floride. Wpuściła nas jego żona. Nagle na podwórze wtargnęli bojówkarze, w tym jego sąsiad Munyaneza, i zabili mojego męża oraz jego siostrę. Żona gospodarza kazała mi uciekać.
Ból po śmierci męża był przeszywający. Pomyślałam, że nie mam już po co żyć. Przestałam się ukrywać. Spójrz na ten plac za moim sklepem z wodą. W 1994 roku stała tu blokada drogowa, a plac zamienił się w centrum dowodzenia Interahamwe. Było już po zmierzchu, kiedy spotkałam wodza i zapytałam go, czy mogłabym przenocować u niego w domu. A on przyprowadził mnie tutaj, na plac zapełniony Interahamwe, i zwrócił się do nich: "Znam tę kobietę. Ona nie jest Tutsi. Uczyłem ją w szkole i dorastała pod moim okiem. Ukryjcie ją i nie ważcie się jej dotknąć".
Czy bałam się, że mnie wyda? Nie. Nie bałam się śmierci. Mój mąż został zamordowany. W rzeczywistości pomyślałam: "Jest już późno. Czemu oni mnie po prostu nie zabiją?".
Byłam w zaawansowanej ciąży, a oni wydawali się niezadowoleni z rozkazu wodza. Zaczęli się między sobą kłócić, który z nich powinien się mną zająć. Miałam dość i spytałam: "Czy mogę pójść? Sama znajdę sobie miejsce na nocleg".
Zdecydowałam, że pójdę do domu Munyanezy, mężczyzny, który zamordował mojego męża. Pamiętam, że gdy mi otworzył, zapytał, co tu robię. Odpowiedziałam mu, że przyszłam, aby zabił i mnie. Odparł, że nie chce mieć mojej krwi na rękach. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że byłam w ciąży?
Następnego dnia matka Floride odesłała mi synów. Jednak dwa dni później przyszedł do mnie zaprzyjaźniony katecheta Kayumba i ostrzegł, że Interahamwe wydało rozkaz zabicia wszystkich dzieci Tutsi. Szukali też moich. Musiałam znaleźć im nowe schronienie. Udało mi się dotrzeć do domu Floride i poprosić, aby poszła do mojej kryjówki po chłopców i zabrała ich ponownie do siebie. Ja nie mogłam ich sama przyprowadzić. Byłam Tutsi. Wszyscy byśmy zginęli.
Floride wróciła sama. Powiedziała mi, że gdy dotarła na miejsce, dzieci już nie było. Uwierzyłam jej. Pomyślałam, że w takim razie Interahamwe musiało zabrać chłopców wcześniej. Wyszłam z ich domu. Straciłam wszystko, co miałam. Moje trzecie dziecko urodziłam w buszu. Nie miałam nic, w co mogłabym ubrać syna.
CZY TO TY JESTEŚ TĄ, KTÓRA WYDAŁA MOJE DZIECI?
MARIE: Instynkt podpowiadał mi, że Floride coś ukrywa. To ja ją wysłałam po moje dzieci. To ja byłam u niej w domu i czekałam na jej powrót z moimi chłopcami. Wielokrotnie zadawałam jej te same pytania: "Proszę, powiedz mi prawdę. Co się stało z moimi synami? Czy to ty jesteś tą, która wydała moje dzieci?".
Ale ona zawsze twierdziła, że gdy przyszła do mojej kryjówki, dzieci już nie było. Szukałam świadków, którzy powiedzieliby, co się wydarzyło. Żona bojownika Interahamwe, który zabił mojego męża i w którego gospodarstwie przez jakiś czas się ukrywałam, powtarzała mi, że widziała, jak Floride przyszła do jej domu i zabrała chłopców, ale nie chciała dobrowolnie zeznawać przed sądem. Jej mąż był mordercą. Po prostu się bała, że może ściągnąć na rodzinę dodatkowe konsekwencje.
Nie miałam wyjścia i powołałam ją na świadka. Musiała przyjść. Jej zeznania były kluczowe w procesie. Udało mi się też dotrzeć do drugiej sąsiadki, która potwierdziła, że widziała Floride z chłopcami w okolicach rzeźni. Floride cały czas zaprzeczała, ale sąd uznał ją za winną wydania moich synów na śmierć.
Do dziś nie mogę odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego osoba, z którą się wspólnie modliłam i która była moją dobrą sąsiadką, zamieniła się w zbrodniarkę. Nie wiem, jak to się stało, że rzeźnia do uboju bydła została zamieniona w miejsce mordowania ludzi. Mamy w Rwandzie Komisję Jedności Narodowej i Pojednania, w którą mocno wierzę, ale wciąż nie wiem, jak i dlaczego moi sąsiedzi stali się ludobójcami.
Spójrz na Munyanezę, zabójcę mojego męża, szwagierki i tylu innych osób w wiosce. Skończył odbywać karę i znów tu mieszka. Chodzimy na te same zebrania, mijamy się na ulicach. Nigdy nie przyszedł ani do mnie, ani do krewnych żadnej ze swoich ofiar, aby poprosić o wybaczenie. Jak mogłabym się czuć obok niego bezpiecznie? Nie potrafię. Oczywiście wiem, że nie może zrobić mi krzywdy, ponieważ mamy w Rwandzie pokój. Ale nie jestem w stanie wymazać z pamięci tego, że zamordował mojego męża, bo tylko spokój w sercu może dać poczucie bezpieczeństwa.
Nie wiem, jak odbierają go inni, ale widzę, jak się zachowuje. Nie jest zbyt rozmowny. Zawsze dużo pracuje. Nigdy się nie zatrzyma, żeby uciąć z kimś pogawędkę. Co najwyżej przywita rzuconym szybko: "Dzień dobry" i pośpiesznie się oddala. Nawet kiedy kupuje butelkę piwa, nigdy nie wypija jej na miejscu. Zawsze zabiera ją do domu. Munyaneza – podobnie jak kilku innych sprawców skazanych za ludobójstwo, którzy już wyszli na wolność – izoluje się od sąsiadów. Jest nieobecny. Nie wiem, co czuje w sercu, ale jego zachowanie wskazuje na to, że jest mu wstyd.
Kilka lat temu Floride napisała do mnie list z prośbą o przebaczenie. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Przywiózł go pracownik więziennej komisji pojednania. Przedstawił się i poprosił, abym powiedziała mu wszystko, co wiem o Floride, po czym przeczytał mi jej list. Nie uwierzyłam w ani jedno słowo. Przez tyle lat prosiłam ją, aby wyznała mi prawdę, a ona konsekwentnie mnie okłamywała. Co takiego mogło się stać, że nagle zmieniła zdanie? Dlaczego nie miała odwagi spojrzeć mi w twarz, tylko chowała się za kartkami? Zaczęłam nawet przypuszczać, że to nie ona jest autorką listu, że może to strategia rządu, aby zamieść problemy pod dywan.
Na prośbę pracownika więziennego zgodziłam się wziąć udział w pięciodniowym szkoleniu, które miało mi pomóc w zrozumieniu, jak wybaczyć taką zbrodnię jak ludobójstwo. Jednak droga do przebaczenia jest bardzo długa, kręta i wyczerpująca. Dopiero gdy zdałam sobie sprawę, że ja sama przetrwałam niemożliwe, poczułam w sobie gotowość do przebaczenia.
Pomyśl: kiedy zaczęły się mordy, byłam w dziewiątym miesiącu ciąży. Ile zginęło silnych kobiet, które mogły szybko biec, i silnych mężczyzn, którzy mogli się bronić? Ja wydawałam się najsłabsza z nich, powinnam była zostać zabita przed wszystkimi innymi, ale przeżyłam. Skoro Bóg im wybaczył, to kim ja jestem, aby odmówić im wybaczenia? To bardzo trudne i bolesne, ale ktokolwiek poprosi mnie o wybaczenie, otrzyma je.
PIĘTNO
FRÉDÉRIC: Gdy Floride publicznie przyznała się do winy, poczułem ulgę, a moje serce wypełnił spokój. Prosiła mnie o przebaczenie, patrząc mi prosto w oczy. Starałem się postawić w jej sytuacji – ja również chciałbym otrzymać drugą szansę.
Jej odwaga dała mi siłę, aby spojrzeć Marie w oczy. Była bardzo spokojna i wysłuchała mnie w skupieniu. Widziałem w niej zrozumienie. Wybaczyła z głębi serca. W dowód wdzięczności ofiarowałem jej koszyczek.
W końcu mogłem też porozmawiać z naszą córką Madeline: "Znam już całą prawdę. Twoja matka jest winna zbrodni, za którą została skazana".
Gdy Floride wyjdzie na wolność w czerwcu 2022 roku, wróci do nas. Będziemy starali się odzyskać to, co straciliśmy przez te wszystkie lata. Nie wiem, czy zapomnę o tym, jak bardzo byłem samotny. Moi sąsiedzi nigdy nie powiedzieli niczego złego, ale spójrz na mnie – to ja noszę brzemię jej zbrodni. Co udało mi się w życiu osiągnąć? Wszyscy mają piękne murowane domy z cegły. A mój? Czy mój dom jest otynkowany? To właśnie skutek jej nieobecności w naszym życiu. Musiałem wyznaczać priorytety, ponieważ to ja ponosiłem za wszystko odpowiedzialność.
Rodzina się ode mnie odwróciła. Wszyscy byli świadomi tego, z czym się zmagam i jak ciężka jest moja sytuacja. Mogli zrobić ten drobny krok. Po prostu przyjść, zapytać… Mieszkamy blisko siebie. Ale nikt nigdy nie podał mi pomocnej dłoni. Jej pobyt w więzieniu jest dla mnie jak piętno. Czuję wdzięczność wobec Boga, że udało mi się przetrwać.
ZROZUMIAŁAM
FLORIDE: Świadomość popełnienia zbrodni zawsze mnie prześladowała. Kiedy tylko ktoś wspominał o ludobójstwie, moje serce zaczynało bić jak szalone ze strachu. Byłam tak przerażona, że chciałam uciec z kraju, ale dowiedziałam się, że jestem w ciąży, więc postanowiłam zostać i milczeć.
Dlaczego sama nigdy nie oddałam się w ręce wymiaru sprawiedliwości? Ponieważ chciałam jej za wszelką cenę uniknąć. Nikomu nie powiedziałam, co zrobiłam. Nawet najbliższej rodzinie. Nikomu nie mogłam w tej kwestii zaufać. Byłam lubiana i szanowana w wiosce. Zostałam nawet wybrana na sędzinę w gacaca. Nikt nie wiedział, co zrobiłam. Tylko matka zabitych chłopców nie dopuściła do mojej nominacji. Ona zawsze była podejrzliwa wobec mnie.
Przez cały swój proces powtarzałam, że jestem niewinna. Zrozumiałam, jak niewyobrażalną zbrodnię popełniłam dopiero, gdy trafiłam do więzienia i doświadczyłam bólu rozłąki z dziećmi. Zastanawiałam się, co one teraz robią, jak sobie radzą beze mnie. Separacja z nimi jest najgorszą karą, jaka mogła mnie spotkać.
Za każdym razem, gdy martwiłam się o dzieci, zaczynałam myśleć o tych dwóch chłopcach, którzy przeze mnie zostali zabici, oraz o ich matce. Zdałam sobie sprawę, że cierpienie matki, która już nigdy nie zobaczy swoich dzieci, jest nieporównywalne z moją tęsknotą.
Zrozumiałam, że muszę powiedzieć prawdę, aby pomóc zagoić się jej ranom.
Wierzę w szczerość jej przebaczenia. Chcę również poprosić o wybaczenie jej syna. Zabrałam mu rodzeństwo. Każdego dnia czuję się winna.
Gdy wyjdę na wolność, zwrócę się z prośbą do Komisji Jedności Narodowej i Pojednania o pomoc w odbudowaniu relacji z sąsiadami. Mam nadzieję, że dadzą mi drugą szansę. Co zrobię, jeżeli okaże się, że mój mąż ponownie się ożenił? Przyjmę życie takie, jakie będzie. Zacznę od nowa. Nie wyobrażam sobie, abym miała się z nim kłócić czy go obwiniać. On sam wychował nasze dzieci. Czego jeszcze mogłabym chcieć?