Konwencja stambulska: co się stanie, gdy jej zabraknie?

Mateusz był regularnie wyrzucany z domu przez żonę. Agata własnym ciałem zasłoniła 2,5-letnią córkę, gdy ojciec chciał ją uderzyć. Takich historii może być coraz więcej, jeśli Polska wypowie konwencję stambulską.

Konwencja stambulska ma m.in. zapobiegać przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Polska chce ją wypowiedzieć
Konwencja stambulska ma m.in. zapobiegać przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Polska chce ją wypowiedzieć
Źródło zdjęć: © 123RF
Aleksandra Kisiel

21.07.2020 17:57

Minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Marlena Maląg w TV Trwam zapowiedziała, że Polska szykuje się do wypowiedzenia konwencji stambulskiej. Cóż takiego zawiera ten dokument, że od momentu powstania w 2011 roku jest solą w oku konserwatystów?

Złoty standard w walce z przemocą

– Konwencja antyprzemocowa mówi zarówno o przeciwdziałaniu przemocy, jak i o pomocy i opiece, jaką należy otoczyć ofiary i konsekwencjach, jakie powinni ponieść sprawcy, a także o systemowych działaniach podejmowanych przez państwo – wyjaśnia w rozmowie z WP Kobieta Joanna Piotrowska, prezeska Fundacji Feminoteka.

– Dokument ten zakłada też, co bardzo ważne, że przemoc domowa nie jest sprawą prywatną. Że państwo ma obowiązek działać. Bardzo zachęcam, zwłaszcza przeciwników tego dokumentu, do jego przeczytania. Jest napisany bardzo przystępnym językiem. I warto wiedzieć, co w nim jest, a nie opierać się tylko na doniesieniach polityków – dodaje Piotrowska.

Wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski jest jednak przekonany, że konwencja powinna być jak najszybciej wypowiedziana. – Formalnie dotyczy ona spraw bardzo ważnych, jak przeciwdziałanie i zwalczanie przemocy domowej, przemocy wobec kobiet, wsparcie dla osób dotkniętych tego rodzaju przemocą. Jest wielkim złem, niesprawiedliwością, czymś wyjątkowo nagannym, że tak ważne tematy są wykorzystywane ideologicznie przez neomarksistów, przez zwolenników ideologii gender, którzy przy tej okazji próbują forsować swoje przekonania ideologiczne. To w naszej ocenie jest powodem, dla którego ta konwencja powinna być wypowiedziana – mówił Romanowski na antenie Radia Maryja.

Znak, że coś się dzieje

Prof. Magdalena Środa uważa próbę wypowiedzenia konwencji za przejaw siły, w jaką urosła jedna z ultrakonserwatywnych organizacji. – Kwestie społeczne i kwestie rodziny przejmuje w Polsce Ordo Iuris. Robi to stopniowo, ale z pewnością ma plan na parę lat – mówi stanowczo dla WP Kobieta.

– Aspiracją Ordo Iuris, jak i wielu ultrakonserwatywnych organizacji na całym świecie, jest powrót do XIX-wiecznego status quo, gdzie kobieta rodzi dzieci, jest podporządkowana mężczyźnie, ma bardzo ograniczone prawa. I temu ma służyć wypowiedzenie konwencji stambulskiej. Chodzi o to, aby kobiety zamknąć w domach, wypchnąć z rynku pracy, zmusić do rodzenia dzieci – co w oczach nacjonalistów jest najwyższą wartością, przez zakaz aborcji i likwidację edukacji seksualnej – wylicza etyczka i dodaje, że fakt, iż nad konwencją pochyliły się jednocześnie ministerstwa sprawiedliwości, spraw zagranicznych oraz pracy, rodziny i polityki społecznej to powód do obaw.

Na oficjalnej stronie Ordo Iuris możemy przeczytać:

"Konwencja wprost uderza w małżeństwo i rodzinę, upatrując w różnicach pomiędzy kobietami i mężczyznami źródeł przemocy. (...) Ponadto czyni z ideologii gender podstawę polityki państwa, pozbawiając znaczenia obiektywne biologiczne pojęcie płci i zastępując je rozumieniem płciowości jako konstruktu społeczno-kulturowego. Nakazuje wdrażanie ideologicznej perspektywy gender na wszystkich szczeblach polityki prowadzonej przez państwo".

Co zatem z kwestią gender, która tak straszą konserwatyści? – Znam konwencję na pamięć i słowo gender, czyli płeć kulturowa, pada tam w bardzo jasnym kontekście. Mowa bowiem o tym, żeby wprowadzić równościową edukację, która sprawi, że dziewczynki przestaną być wychowywane do ról ofiar, że przestaną żyć w przekonaniu, że przemoc to coś normalnego – mówi Środa i podkreśla, że płeć biologiczna kobiet jest taka sama. Ale płeć kulturowa na przestrzeni ostatnich 2000 lat zmieniła się bardzo.

– Płeć kulturowa naszych prapraprababek, była taka, że traktowano je jako osoby niezdolne do edukacji, do pracy, do samodzielności. My jesteśmy w nieco innej sytuacji. Mimo to dziewczynki wychowywane są do ról osób podległych – cichych, posłusznych, które się nie biją, nie krzyczą i troszczą się o rodzinę niezależnie od tego, co się dzieje. Ordo Iuris bardzo nie chce, by ten porządek rzeczy się zmienił – konkluduje.

Sprawca zostaje, ofiara ucieka

Jak podkreśla prezeska Fundacji Feminoteka, Polska nadal nie wprowadziła w życie znakomitej większości zapisów konwencji. – W maju udało się stworzyć przepis, który zmusza sprawcę przemocy do opuszczenia wspólnego mieszkania. Gdy wejdzie on w życie, w teorii będzie to oznaczało, że ofiary nie będą musiały uciekać z domu. To sprawca przemocy będzie musiał się martwić o dach nad głową – wyjaśnia Piotrowska.

Jedną z osób, które z powodu przemocy musiały uciekać od oprawcy, był Mateusz. – Byliśmy małżeństwem przez 3 lata. Dobrze nam się powodziło. Jeszcze przed ślubem urodził się nasz syn. Jasne, zdarzały nam się sprzeczki, ale nic poważnego – wspomina.

– Wiesz, czasem w nerwach żona trzasnęła mnie w policzek albo popchnęła czy opluła. Zwalałem to na karb jej wybuchowego temperamentu. Potem zacząłem rozumieć, że to nie temperament, tylko przemoc – Mateusz ścisza głos.

Muszę go zapytać, czy zgłosił sprawę na policję. – Nie. Wstydziłem się. Miałem polecieć na komendę i powiedzieć, że kobieta mnie bije? Przecież ona waży połowę tego, co ja. Kto by mi uwierzył? Te jej uderzenia nie zostawiały nawet śladu, więc nie było mowy o obdukcji – dodaje.

Do fizycznej agresji doszły kolejne przejawy przemocy domowej. – Każda kłótnia kończyła się tym, że pakowała mi walizki. Albo wrzucała moje rzeczy do worków na śmieci i kazała się wynosić. Był taki moment, że znałem każdy hotel w mieście. Do kolegów czy rodziny nie chodziłem spać. Nie chciałem, żeby wiedzieli, co się dzieje – przyznaje.

Mateusz zdecydował się odejść, gdy żona zaczęła wydzielać mu środki na życie. Robić awantury o to, że nie pojechał na drugi koniec miasta po pieluchy w promocji. – Oboje dobrze zarabiamy. Mieliśmy oddzielne konta i jedno wspólne, na prowadzenie domu. Każde z nas przelewało na nie ok. 2000 zł. I często okazywało się, że moja żona, w akcie zemsty, wypłacała z tego konta pieniądze. To miała być kara za wydatki, które uważała za nieuzasadnione – mówi.

Jednym z kluczowych zapisów konwencji antyprzemocowej jest wprowadzenie do porządku prawnego definicji przemocy ekonomicznej. W polskim kodeksie rodzinnym i opiekuńczym nadal jej nie ma. Co nie znaczy, że ofiar przemocy też nie ma. Są i nie mają się jak bronić.

Joanna Piotrowska podkreśla, że wiele ofiar przemocy myśli tak, jak Mateusz. – Nie mówią o tym, co je spotkało, w obawie, że zostaną posądzone o kłamstwo – komentuje. Takich przypadków znamy sporo. W tym te z pierwszych stron gazet. Gdy Weronika Rosati opowiedziała o swoich doświadczeniach, połowa opinii publicznej nie wierzyła w jej opowieść. Próbowałam skontaktować się z aktorką, jednak ze względów prawnych odmówiła komentarza w sprawie.

Policja chroni (samych siebie przed papierkową robotą)

Córka Agaty miała 2,5 roku, gdy tata chciał ją uderzyć. – Nie chciała założyć butów. Ojciec zamachnął się. Zasłoniłam ją własnym ciałem. Uderzył mnie tak mocno, że zatrzymałam się na umywalce w łazience. Potem zaczął mnie dusić na oczach dziecka. Dopiero gdy zaczęłam krzyczeć, otrząsnął się – wspomina Agata, która postanowiła dać mężowi drugą szansę. – Głupia byłam i zastraszona. Powinnam już wtedy wezwać policję, zamiast słuchać, że go sprowokowałam, bo on ma prawo wychowywać dziecko po swojemu.

Po sześciu latach Agata wyprowadziła się z córką. Na szczęście nie trafiła do schroniska czy domu samotnej matki, jak większość uciekających kobiet. Ale gdy mąż po raz kolejny, na oczach córki, zaczął ją dusić, znów nie mogła liczyć na pomoc. – Na spotkaniu z córką, na środku placu zabaw, zaczął mnie dusić i bić. Nikt nie zareagował. Gdy zaczęłam krzyczeć i błagać o pomoc, przestał. Znów oskarżył mnie, że go prowokuje. Powiedział, że mogę iść na policję. On się nie bał.

Agata poszła na komendę, ale dopiero po pewnym czasie. Usłyszała, że nie ma sensu składać zawiadomienia, bo nie ma żadnych dowodów. – To byłoby słowo przeciwko słowu. Nie miałam obdukcji, a nagrania z monitoringu z placu zabaw są kasowane po 30 dniach. Niebieskiej karty nie założono, bo nie mieszkaliśmy już razem – wylicza.

– Teraz jesteśmy w trakcie rozwodu. Mąż widuje się z córką co drugi weekend. Strasznie się boję, że zrobi jej krzywdę. Wobec mnie jest bardzo agresywny. Dlatego gdy mąż odbiera lub odwozi córkę do domu, nigdy nie jestem sama. Za radą policjantki, na tych spotkaniach towarzyszy mi "anioł stróż". To osoba, która z oddali nas obserwuje. I w razie czego może być świadkiem w sądzie – mówi.

Jej córka, która widziała agresję ojca, nie została otoczona żadną specjalną opieką, choć konwencja stambulska jej to gwarantuje. Agata jak może, stara się chronić dziewczynkę, ale mała i tak pyta, dlaczego tata bił mamę, skoro nawet w przedszkolu mówią, że tak nie wolno. – Boję się, że to odciśnie na niej piętno – dodaje.

Temat zastępczy czy temat na lata?

Zdaniem Joanny Piotrowskiej obecna sytuacja ma podłoże polityczne. – Ilekroć powraca temat wypowiedzenia konwencji stambulskiej wiem, że rząd szykuje jakąś niespodziankę. Wyciąga kwestię przemocy, żeby poruszyć opinię publiczną i stworzyć zasłonę dymną. Pozostaje nam tylko czekać, aż rząd odsłoni karty i wtedy zobaczymy to, co teraz jest ukrywane – podsumowuje prezeska fundacji Feminoteka.

Prof. Magdalena Środa widzi realne zagrożenie. – Nie bagatelizuję słów ministry Maląg. Widzę, jak krok po kroku Ordo Iuris przejmuje kwestie polityki społecznej. I boję się wizji świata, jaką chce wprowadzić – ostrzega etyczka.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (98)