Koronakryzys nie odstrasza stewardess. Nie wyobrażają sobie, że mogłyby zmienić zawód

Magdalena jest stewardessą od 14 lat. Gdy usłyszała, że może stracić pracę, zaczęła rozglądać się za innymi liniami – nie innym zajęciem. Z kolei Agata dostała wypowiedzenie, jeszcze zanim weszła pierwszy raz na pokład. Mimo to nie zamierza rezygnować ze swoich planów.

Magda zaczęła pracę w wieku 21 lat
Magda zaczęła pracę w wieku 21 lat
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Klaudia Stabach

08.07.2020 16:40

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Kryzys w branży turystycznej spowodowany wybuchem pandemii jeszcze nie minął. Największe linie lotnicze są zmuszone podejmować radykalne kroki, aby uchronić się przed bankructwem. Przewoźnik British Airways zaplanował zwolnienia większe niż po zamachach z 11 września 2001 roku, Air France zmniejsza liczbę załóg i wysyła stewardessy na przymusowe urlopy, a dobrze znany Polakom Wizzair zdecydował się zwolnić prawie 20 proc. załogi.

Co prawda od kilku tygodni samoloty znów zaczynają kursować, jednak na horyzoncie nie widać poprawy sytuacji, w której znalazło się wiele stewardess. Jeszcze pół roku temu wydawało się, że praca w branży lotniczej jest pewna i stabilna, a zdobycie uprawnień było marzeniem wielu kobiet.

Poświęciła czas i pieniądze

Jedną z nich była Agata Szymajda. Kobieta od dawna wiedziała, że chce zostać stewardessą i zainwestowała w to nie tylko swój czas, ale również oszczędności. – Musiałam nauczyć się dobrze mówić po angielsku oraz pływać. To zajmuje trochę czasu, dlatego dodatkowo łapałam się różnych dorywczych zajęć. Byłam m.in. kasjerką, kelnerką i pracownicą call center – wylicza.

27-latka uparcie dążyła do swojego celu, dlatego nie ukrywa, że jest załamana obrotem spraw, na które nie miała wpływu. – Byłam na finiszu tuż przed wybuchem pandemii. Rozpoczęłam szkolenie, które zostało przerwane po niecałych dwóch tygodniach. Dostaliśmy bezpłatne urlopy do połowy kwietnia, a później wręczono nam wypowiedzenia – wyjaśnia.

Kobieta nie miała wyjścia i postanowiła wrócić do swojej poprzedniej pracy, z której odeszła na rzecz latania. – Jestem w dziale utrzymania klienta i pracuję na tzw. słuchawce. Dzięki możliwości pracy zdalnej pozwolono mi wrócić – mówi i od razu dodaje, że to nie jest miejsce, w którym mogłaby się rozwijać. – Stoję w miejscu. Nie mam żadnej satysfakcji z tego, co robię – podkreśla.

Agata chciałaby w przyszłości ponownie spróbować zostać stewardessą, ale wie, że nie może pozwolić sobie na zbyt długie wyczekiwanie. – Nie wiemy, kiedy sytuacja się poprawi. Dwa lata to dla mnie zdecydowanie za długo. Nie mam już 20 lat i muszę myśleć o swojej przyszłości. Chcę być w pełni niezależna finansowo – tłumaczy.

W związku z tym 27-latka poważnie zastanawia się, co robić dalej. – Jeśli zdecyduję się na rozwój w innej branży, gdzie znów włożę 100 proc. swojego "kapitału", to do lotnictwa raczej nie wrócę. To będzie trudna decyzja, bo latanie jest moim marzeniem i czymś, co mnie uskrzydla. Bardzo żałuję, że nie miałam okazji lecieć chociaż raz jako członek załogi. Bardzo na to czekałam. Teraz czuję pustkę – przyznaje.

Przymusowe wakacje

Agnieszka z Gdańska również jest podłamana sytuacją, w której się znalazła. 28-latka pracowała przez trzy lata w firmie Wizzair i niedawno miała dostać umowę na czas nieokreślony. – Uwielbiałam swoją pracę i nie miałam zamiaru jej zmieniać. Odpowiadał mi styl pracy, nie przeszkadzało mi wstawanie o trzeciej nad ranem czy kończenie pracy o drugiej w nocy. Ponadto postrzegałam firmę jako stabilną. Przecież Wizzair otwierał coraz więcej nowych baz, zatrudniał nowe osoby – wspomina.

Pojawienie się koronawirusa było dla Agnieszki zaskoczeniem, ale początkowo nie przejmowała się sytuacją – firma zapewniała, że pracownicy nie ucierpią. – Mówili, że są tak dobrze zabezpieczeni, że samoloty mogą być uziemione nawet na 3 lata i nie będzie problemu – wspomina. – Teraz wydaje mi się, moim znajomym również, że takie zapewnienia były tylko dlatego, aby poszła plotka o tym, jak dobrze nam się wiedzie. Szefostwo nie chciało upaść zbyt mocno na giełdzie – dodaje.

Obecnie Agnieszka jest bez pracy i bez większych planów. – Telefon od przełożonego trochę mnie dobił. Ciężko jest się z tym pogodzić, ale nie miałam wyjścia. Zrobiłam sobie wakacje i liczę na to, że jesienią znajdę jeszcze pracę w tym zawodzie. Mam wykształcenie w kierunku turystyki, więc pole manewru mam mocno ograniczone. Zresztą i tak nie wyobrażam sobie "zejść na ziemię" i zatrudnić się w zupełnie innej branży – tłumaczy.

Gdańszczanka pracowała w przeszłości jako recepcjonistka w hotelu i teraz widzi, jak bardzo jest to nużące zajęcie. – Nie lubię siedzieć w miejscu. Praca od poniedziałku do piątku by mnie frustrowała.

Zestarzeć się na pokładzie

Agnieszce wtóruje Magdalena Kotowicz, stewardessa z 14-letnim stażem, mama dwójki dzieci, która mówi wprost: to nie jest praca, tylko styl życia, a tego nie zmienia się ot tak.

Kobieta zaczęła swoją przygodę w tym zawodzie jako 21-latka. Choć miało to być chwilowe zajęcie, szybko zmieniła zdanie. – Latanie jest uzależniające i nie męczy mnie mimo tego, że na co dzień mieszkam w Polsce, a pracuję dla norweskich linii lotniczych. Każdy dzień w pracy to tak naprawdę przygoda. Inni pasażerowie, inny skład załogi. Czasem może się zdarzyć, że jednego dnia z kimś pracuję, a później nie widzę go przez pół roku – tłumaczy.

Wybuch pandemii nie odbił się na karierze Magdaleny, ale początkowo bardzo się tego obawiała. – Z dnia na dzień firma, która świetnie prosperowała, ogłosiła, że zwalnia 8 tysięcy osób. Na szczęście kierowali się stażem pracy i cięli listę pracowników od dołu. Zostałam jedną z dwustu osób pracujących na pokładzie – wyjaśnia.

35-latka odetchnęła z ulgą, ponieważ jej partner pracuje w tej samej firmie i perspektywa nagłej utraty pracy przez obojga z nich napawała strachem. Mimo tego nie brała pod uwagę zmiany zawodu.

– Zastanawiałam się jedynie nad tym, do jakiej innej linii lotniczej mogę złożyć papiery. Zawsze powtarzam, że będę latać, dopóki zdrowie mi na to pozwoli. Szczerze mówiąc, to chciałabym zestarzeć się na pokładzie. Wśród naszych pracowników są 65-letnie stewardessy, które pracują wyłącznie z pasji. Doskonale je rozumiem. Ponadto odkąd jestem w tej firmie, to nie słyszałam, żeby ktoś się zwolnił z powodu wypalenia zawodowego – tłumaczy.

Jednocześnie Magdalena podkreśla, że ta branża wcale nie jest tak stabilna, jak mogłoby się to wydawać osobom z zewnątrz, bądź świeżo upieczonym pracownikom. – Nie mamy wpływu na wiele sytuacji. Tak naprawdę z dnia na dzień może pojawić się nie tylko wirus, ale również i inne przeszkody. Doskonale pamiętam, jak kilka lat temu wybuchł wulkan na Islandii i z dnia na dzień niebo nad Europą było zablokowane dla samolotów – wspomina. – Osoby, które chcą zacząć pracę w tym zawodzie, muszą mieć to z tyłu głowy – puentuje.

Źródło artykułu:WP Kobieta
stewardessalinie lotniczeturystyka a kryzys
Komentarze (102)