Koronawesele to ściema? Są osoby, które tak myślą i mają na to dowody
- Teraz to my, młodzi, jesteśmy największym złem. Strasznie mi jest przykro, w ogóle nie umiem się cieszyć z tego, że za chwilę zostanę żoną. O ile faktycznie tak będzie, bo przecież nic nie wiadomo - żali się Klaudia. Znowu wybuchła wrzawa wokół wesel, choć według inspektora sanitarnego tylko ok. 2 proc. wszystkich chorych zaraża się właśnie na tych spotkaniach.
04.09.2020 | aktual.: 04.09.2020 20:14
Wielkie kontrowersje wśród przyszłych nowożeńców wzbudziła wczorajsza wypowiedź Jarosława Pinkasa w programie "Newsroom WP". - Wesela są istotnym zagrożeniem. Cały świat się zastanawia, co zrobić z weselami. Nie ukrywam, że zastanawiamy się nad tym. Dziś pan premier wydał nam dyspozycję, żebyśmy wspólnie z Ministerstwem Infrastruktury i Ministerstwem Spraw Wewnętrznych przedstawili raport, jakie działanie powinniśmy podjąć, żeby wesela i eventy nie stanowiły zagrożenia. Nad takimi rozwiązaniami pracujemy. Może dojść do sytuacji jak w Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy przedwczoraj drastycznie ograniczyli liczbę gości na weselach do 30 osób - mówił główny inspektor sanitarny Jarosław Pinkas.
Jednocześnie zaznaczył także, że do tej pory ok. 900 chorych w Polsce to uczestnicy wesel. Biorąc pod uwagę, że łączna liczba zarażonych to prawie 70 000 osób, jedynie ok. 2 proc. wszystkich zarażeń w naszym kraju jest efektem "koronawesel”. Mimo to Polacy się boją, a pary szykujące się na swój wielki dzień, ich rodziny i bliscy są coraz bardziej zdenerwowani. Mają dość niepewności i nagonki na wesela. Twierdzą, że skala zarażeń nie jest duża, a popsucie najpiękniejszego dnia w życiu pozostawia traumę na długie lata.
Jesteśmy wściekli! A to nasz wyjątkowy dzień
W każdej chwili rząd może ogłosić przecież kolejny lockdown lub nowe czerwone strefy. Goście rezygnują z pojawienia się na ślubie, bo boją się zarażenia. Albo muszą odmówić ze względu na pracodawcę, który kategorycznie zabrania udziału w weselach. Tak jak Monika, szefowa w dość dużej korporacji. Gdy niania jej dziecka powiedziała, że wybiera się na wesele, kobieta kategorycznie zażądała, by opiekunka nie narażała jej rodziny i małego dziecka. Niania nie chcąc stracić pracy, uległa namowom szefowej, choć jej rodzina była z tego powodu bardzo niezadowolona.
To z kolei jest ogromnym ciosem dla nowożeńców, gdy coraz więcej osób ze strachu odmawia pojawienia się na uroczystości.
- Planowaliśmy wesele od zeszłego roku. Chciałam, żeby było jak należy, nie mogłam się doczekać – dla WP Kobieta komentuje Klaudia. – A jest po prostu strasznie! Moje koleżanki przed ślubem stresowały się samą ceremonią albo pierwszym tańcem. A ja się boję, czy wesele w ogóle się odbędzie. Mam suknię i welon, rozdałam zaproszenia i ustaliłam, jak ma wyglądać sala. Wszystko gotowe. I co z tego? Dzisiaj, jutro albo za tydzień ktoś w rządzie stwierdzi, że wesela są be i już nie można ich robić. Tylko że ci sami ministrowie jeżdżą sobie na wakacje, leżą na plażach i jakoś się nie boją zarażenia. Teraz to my, młodzi, jesteśmy największym złem. Strasznie mi jest przykro, w ogóle nie umiem się cieszyć z tego, że za chwilę zostanę żoną. O ile faktycznie tak będzie, bo przecież nic nie wiadomo.
Czerwona strefa? To jedźmy gdzieś indziej!
Kiedy na początku sierpnia minister zdrowia wprowadził w Polsce czerwone i żółte strefy, na listę tych pierwszych trafił Nowy Sącz. Dokładnie cztery dni przed ślubem Justyny i Kamila. Na dodatek już raz przekładanym, bo pierwotna data przepadła w wyniku lockdownu. Ze 150 zaproszonych gości na ostatnią chwilę trzeba by było zrobić 50. A Nowosądecczyzna to region przywiązany do tradycji. Tutaj nadal żyją jeszcze duże, wielopokoleniowe rodziny.
- Moja mama ma cztery siostry i brata – mówi Justyna w rozmowie z WP Kobieta. – Tylko jedna z nich nie założyła rodziny. Pozostała czwórka ma już dzieci i wnuki. Podobnie jest zresztą w rodzinie Kamila. Kogo mielibyśmy wykreślić z listy? Moją babcię, która od zawsze czekała na to, żeby zobaczyć mnie w białej sukni? A może chłopaka mojej kuzynki, bo nie jest rodziną? Jak można stawiać człowieka w takiej sytuacji? I to jeszcze na ostatnią chwilę!
Justyna od razu przeszła do działania. Jak sama przyznaje, była tak wściekła na sytuację, że ruszyła jak taran, żeby tylko dopiąć swego.
- Od razu zaczęłam obdzwaniać sąsiednie powiaty, które dalej były "zielone” – relacjonuje. – Nasze wesele miało się odbyć w środę, więc wcale nie było tak trudno. Gdyby chodziło o weekend nie miałabym szans. Ale w tygodniu sale weselne wcale nie mają wielkiego obłożenia. Po trzech telefonach znalazłam miejsce, które przyjmie mnie i moich gości. Orkiestrę i catering wystarczyło tylko poinformować o zmianie lokalizacji imprezy. Rodzinę i bliskich też. Tylko kilka osób stwierdziło, że boi się przyjść. Reszta dopisała. Co prawda w kościele byliśmy tylko z rodzicami, chrzestnymi i dziadkami, ale wesele było już huczne.
I jak to się skończyło?
- Jak większość wesel w naszych okolicach – silnym bólem głowy o poranku – śmieje się. – Covida nie stwierdzono.
Zobacz także
Od czerwca byłem na ośmiu weselach. I nic
Krzysiek jest fotografem ślubnym od kilkunastu lat. To jego główne źródło dochodu. W sezonie nie zdarza mu się wolny weekend. W tym roku, od czerwca, znów pracuje. W piątki, soboty, czasem nawet w dni robocze.
- Wesela wylęgarnią wirusa? Nie powiedziałbym – komentuje dla WP Kobieta. – Od czerwca byłem na ośmiu i żyję. Goście, w tym babcie i dziadkowie też. Nikt nie zachorował, nikt nie trafił na kwarantannę. A to są często ludzie z całej Polski. Jedyna różnica jest taka, że dawniej przychodzili ludzie z katarem, a teraz nikt nie kicha i nie kaszle. Poza tym wszystko jest po staremu.
Przestrzegają rygoru sanitarnego?
- Tak… Przez pierwsze dwie godziny. Nie całują się przy składaniu życzeń, druhny psikają płynem do dezynfekcji, a potem atmosfera się rozluźnia. Nie ma możliwości, żeby w trakcie zabawy rodzina trzymała się na dystans, nie tańczyła, nie siedziała ramię w ramię. Na wesele przychodzą goście, którzy się nie boją. Ci naprawdę przejęci sytuacją zostają w domach. I są później obgadywani przez resztę rodziny. Tak to dzisiaj wygląda.
Krzysiek zauważa jednak zmniejszenie liczby gości. Imprezy są mniej huczne niż w czasach przed pandemią. Młodzi starają się przynajmniej częściowo ograniczyć liczbę osób zaproszonych.
Podobnie widzi sytuację Kornelia, wokalistka w zespole weselnym z województwa świętokrzyskiego.
- Byłam już na pięciu weselach, we wrześniu i październiku mam kolejne – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – I mam takie same obserwacje jak Krzysiek. Nikt nie rzuca się już do całowania przy składaniu życzeń, obsługa nosi maski… Mija kilka godzin i wszystko wraca do normy. Tańce, buziaki, radosna atmosfera. Nikt się nie przejmuje.
Kornelia ma astmę, podobnie jak jej 9-letni syn. Naprawdę się nie boi?
- Nie bardziej niż robienia zakupów w markecie czy generalnie pojawiania się w większych skupiskach ludzi. – mówi – Wesela w niczym się od nich nie różnią, a hasło "wylęgarnia wirusa” jest wyssane z palca. Do tej pory nie zdarzyło mi się, żeby było choćby podejrzenie covidu. Moim zdaniem wprowadzanie kolejnych obostrzeń nie ma sensu.
Niebawem ogłoszone zostaną nowe decyzje rządu dotyczące wesel w Polsce. Jest niemal pewne, że przepisy zostaną zaostrzone. Pytanie tylko, jak bardzo.
Przypomnijmy: obecnie na weselu może pojawić się do 150 osób. Inaczej ma się sprawa ze strefami żółtymi i czerwonymi. Tam dopuszczalne jest zaproszenie, odpowiednio, 100 oraz 50 gości. W zielonej strefie w trakcie imprezy można nie zakrywać ust i nosa. Na temat wesel dla "Newsroom WP” w lipcu wypowiadał się były minister zdrowia, Łukasz Szumowski: - Pamiętajmy, że można się bawić na weselu, ale bez przesadnego przytulania. Twierdził też, że skupienie się na weselach nie zmniejszyłoby w radykalny sposób liczby zakażonych.
Zdania wśród ekspertów są więc podzielone. Młodzi zdenerwowani, a wesela i tak nadal się odbywają i tak. Bo ludzie chcą złożyć sobie przysięgę na dobre i na złe, nawet w czasach pandemii.