Blisko ludziKoronawirus. Zofia Malec pracuje w hospicjum domowym: "Działamy trochę po omacku"

Koronawirus. Zofia Malec pracuje w hospicjum domowym: "Działamy trochę po omacku"

Koronawirus. Zofia Malec pracuje w hospicjum domowym: "Działamy trochę po omacku"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Marcin Kołodziej
Klaudia Stabach
06.04.2020 20:05, aktualizacja: 07.04.2020 19:02

Zofia Malec, lekarka pracująca w Hospicjum Domowym im. Cicely Saunders w Warszawie, boi się o przyszłość chorych. Z uwagi na pandemię personel medyczny przestał przyjeżdżać do swoich pacjentów, bo wizyta osoby z zewnątrz mogłaby być większym zagrożeniem niż nowotwory, z którymi zmaga się wielu podopiecznych.

Klaudia Stabach, Wirtualna Polska: Na co dzień pomagacie przewlekle chorym w ich domach. Dojeżdżacie do nich, aby ich zbadać, dopasować leki czy udzielić wsparcia psychologicznego. Jak wygląda teraz wasza praca?

Zofia Malec, Kierownik Medyczny w Hospicjum Domowym im. Cicely Saunders: Teraz musimy pomagać pacjentom głównie zdalnie. Prowadzimy rozmowy telefoniczne, a z niektórymi również przez kamerkę jeśli mają taką możliwość i siły.

Pomaganie przez telefon jest łatwiejsze?
Jest trudniejsze i wiem, że moi koledzy są tym przytłoczeni. Taka praca jest wywróceniem do góry nogami trybu postępowania lekarza, gdzie bezpośredni kontakt z chorym był kluczowy w niesieniu pomocy. Teraz działamy trochę po omacku, a przecież nasi podopieczni, to ludzie ciężko chorzy – z nowotworami czy w zaawansowanym stadium stwardnienia rozsianego. W związku z tym musimy być bardzo uważni. Ostatnio nie raz zdarzyło się, że lekarz w ostatniej chwili zdecydował się jednak pojechać do chorego i dzięki temu uratował go.

Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet

Czyli jedziecie, gdy jest już bardzo źle?
Jeśli na przykład pacjent nie jest w stanie przełknąć tabletek i trzeba podpiąć go pod specjalne urządzenie do podawania leków no to nie ma już wyjścia. Lub gdy nie jesteśmy w stanie rozpoznać, co się z nim dzieje poprzez samą rozmowę. To są trudne decyzje, takie moralne dylematy.

Maseczki i rękawiczki nie są wystarczającą ochroną?
Oczywiście zakładamy je, ale przecież to nie jest w 100 proc. pewne zabezpieczenie, a w przypadku osób obłożnie chorych prawdopodobieństwo śmierci w wyniku zarażenia koronawirusem jest bardzo wysokie.

Grupa lekarzy pracujących w ramach hospicjum jest na tyle duża, aby każdy pacjent mógł dodzwonić się gdy tego potrzebuje?
Staramy się, aby to była pomoc prawie całodobowa, dlatego wyznaczamy między sobą dyżury telefoniczne. Zawsze brakowało rąk do pracy, a w ostatnich miesiącach było jeszcze gorzej, ale staramy się, żeby każdy był "zaopiekowany".

Czyli chorzy są zdani przede wszystkim na siebie?
Ci, którzy nie mają bliskich lub ich bliscy utknęli za granicą i nie mogą obecnie wrócić do Polski, są w naprawdę trudnej sytuacji. Pacjenci mają znacznie mniejsze możliwości, aby wynająć kogoś z zewnątrz do pomocy. Kiedyś takim rozwiązaniem były panie z Ukrainy, które chętnie podejmowały się opieki nad chorymi, dzisiaj spora część wróciła do swojego kraju. Wolontariusze też nie mogą przychodzić.

Ilu jest pacjentów pod waszymi skrzydłami?
Nasz kontrakt z NFZ opiewa na 50 osób, jednak my obejmujemy pomocą znacznie większą liczbę osób. W marcu było ok. 120 pacjentów.

Dlaczego?
Nie chcemy, żeby ciężko chorzy czekali długo w kolejkach, bo w ich przypadku istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że się nie doczekają. Luty był takim miesiącem. Zdarzało się tak, że nowa osoba została do nas zgłoszona i zmarła w tym samym, czy następnym dniu. Jeszcze zanim lekarz zdążył pojechać na pierwszą wizytę.

Teraz jest więcej zgłoszeń?
Mniej, ale nie dlatego, że nagle zmniejszyła się liczba ludzi chorych. Myślę, że powodem jest ograniczony dostęp do lekarza rodzinnego i specjalisty, który może wypisać skierowanie do objęcia przez nas opieką. To niepokojące i może skończyć się źle dla ludzi pozostawionych bez pomocy.

Czego, w obliczu pandemii, najbardziej obawiają się przewlekle chorzy?
Boją się, że trafią do szpitala i tam się zarażą. Ludzie zmagający się np. z nowotworami mają bardzo osłabioną odporność. Ponieważ w szpitalach nie ma odwiedzin, boją się także samotności.

A jak z ich kondycją psychiczną?
Różnie, dlatego staramy się dawać im również możliwość rozmów telefonicznych z psychologiem.

Skąd hospicjum pozyskuje pieniądze skoro NFZ płaci tylko za 50 pacjentów miesięcznie?
Nasze stowarzyszenie zbiera darowizny od prywatnych osób czy firm. Cennym wsparciem są też dla nas pieniądze przekazywanie w ramach 1 proc. podatku. Bardzo do tego zachęcamy, w tym roku wprowadzono np. znaczne ułatwienie w tej kwestii dla emerytów. Nie będę ukrywać - brakuje nam pieniędzy.

Chcemy podziękować wszystkim ludziom, którzy walczą ze skutkami koronawirusa. Ich nazwiska nie są publicznie znane, a twarze mają skryte pod maskami. To m.in. pracownicy służby zdrowia oraz sklepów i aptek, stróże porządku, kurierzy i przewoźnicy. Krótkie, kilkusekundowe nagranie z indywidualnym podziękowaniem zwykłym bohaterom można przesyłać pod adres e-mail: dziekujebohaterom@wp.pl. Mogą to być oklaski, gest, słowo "dziękuję", nagranie kwiatów, laurki lub linki do filmów umieszczonych w serwisie YouTube lub publicznych postów na Facebooku. Materiały umieszczone na FB należy oznaczać hashtagiem #dziekujebohaterom. Wszystkie filmy zostaną wyemitowane na specjalnie uruchomionym kanale w WP Pilot.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (23)
Zobacz także