Koronawirus. Polacy szyją maseczki. Muszą wiedzieć, jak to robić, żeby pomóc, a nie zaszkodzić
Poświęcenie czasu na uszycie maseczki dla szpitali to piękny gest. Jednak aby pomóc, musimy przestrzegać zasad. Inaczej nasza praca pójdzie na marne. – Każdy z nas może przenieść na materiał szereg różnych patogenów – ostrzega Dorota Kalinowska, właścicielka firmy zajmującej się sterylizacją.
27.03.2020 | aktual.: 27.03.2020 10:30
Koronawirus zbiera żniwo, przez co codziennie w internecie pojawiają się wpisy zdesperowanych pracowników służy medycznej, którzy skarżą się na brak wystarczającej liczby środków ochrony osobistej. Brakuje maseczek, gogli, kombinezonów, dlatego priorytetem jest pomoc dla osób, które pracują na tzw. pierwszej linii frontu.
W dobie kryzysu Polacy kolejny raz udowadniają, że potrafią się zjednoczyć i pracować dla wspólnego dobra. O ile wyprodukowanie specjalistycznych kombinezonów czy plastikowych przyłbic wymaga odpowiedniego sprzętu, o tyle bawełnianą maseczkę może uszyć zarówno emerytowana krawcowa na wysłużonej maszynie czy więzień, który dostał wzór i niezbędne materiały.
Każdy, absolutnie każdy, kto z dobrej woli decyduje się zaangażować w produkcję maseczek dla personelu medycznego i chorych pacjentów, zasługuje na wielkie ukłony.
Do tego grona należy m.in. Żaneta Puka, właścicielka salonu sukien ślubnych Decor oraz mieszkańcy Słupska, którzy ochoczo zgłaszają się do pomocy lub dostarczają jej materiały. – Telefony się urywają. Ludzie przychodzą i mówią, że mogą szyć cały dzień. Niektórzy przynoszą własny materiał, np. kilka metrów gumki krawieckiej. Każdy z nich chce pomóc, poczuć się potrzebny – mówi mi ze wzruszeniem.
– Znajoma pielęgniarka przyniosła nam maseczkę, na której się wzorujemy. Do szycia używamy głównie materiału pościelowego. Mamy kontakt z różnymi firmami, które przekazują nam całe stosy pościeli. Tak zrobiła m.in. firma obsługująca rejsy promowe do Szwecji czy jeden z lokalnych hoteli – wylicza właścicielka, która 25 marca zawiozła pierwszą dostawę maseczek do szpitala. – Prawie tysiąc sztuk – doprecyzowuje.
Maseczki szyte zgodnie z zasadami
Dorota Kalinowska, inspektorka BHP, pochwala zapał do pracy każdego Polaka, który chce dzisiaj pomóc, ale zwraca uwagę na ważną i często pomijaną kwestię. – Masek bawełnianych i włókninowych nie da się łatwo odkazić. Z założenia są to maski jednorazowe. Jednak do skażenia produktu może dojść już na samym etapie produkcji, jeśli weźmiemy pod uwagę proces szycia – tłumaczy w rozmowie z WP Kobieta.
Kalinowska prowadzi firmę ObsługaSPA.pl zajmującą się m.in. sterylizacją narzędzi, dlatego dobrze zna zasady, których przestrzeganie jest koniecznością, jeśli chcemy wyprodukować "czysty" produkt. – Szyjąc maski dla osób trzecich, należy zachować szczególną ostrożność, a w miejscu pracy powinno być stanowisko higieny rąk wyposażone m.in. w bieżącą wodę, mydło, płyn do dezynfekcji. Każda szyjąca osoba musi być zdrowa, mieć spięte włosy, krótkie, czyste paznokcie i założony fartuszek, najlepiej jednorazowy – wylicza.
Inspektorka prosi, aby pamiętać również o dezynfekowaniu całego stanowiska pracy, telefonów, klamek itp. Zauważa, że wielu z nas odruchowo dotyka się po twarzy, przeciera po spodniach czy włosach, a to w tych miejscach również mogą być drobnoustroje chorobotwórcze. W związku z tym Kalinowska uczula wszystkich, którzy zajęli się produkcją maseczek, aby szyli je w odpowiednich warunkach i pamiętali o sterylizacji.
Jednak wiadomo, że nie każdy ma taką możliwość, ponieważ szycie maseczek przez Polaków to spontaniczna inicjatywa osób, które w zdecydowanej większości przypadków nigdy wcześniej się tym nie zajmowały. W związku z tym pytam wirusologa prof. Krzysztofa Pyrcia o ewentualne konsekwencje. – Jeśli chodzi o ryzyko przeniesienia koronawirusa na maseczkę, to jest ono niewielkie. Owszem, koronawirus jest w stanie przeżyć nawet tydzień, ale w warunkach laboratoryjnych. W przypadku procesu produkcji maseczek zakładam, że zanim zostanie ona uszyta i dotrze do rąk osoby, która ją założy, to tego wirusa już na niej nie będzie – twierdzi w rozmowie z WP Kobieta.
Profesor przypomina, że maseczka nie służy do ochrony osoby zdrowej. – W obecnej sytuacji nie da się już normalnie funkcjonować bez choćby minimalnego ryzyka zakażenia. Musimy się z tym pogodzić i przede wszystkim starać się zabezpieczać osoby zakażone i tym samym zmniejszać częstotliwość zakażeń. Jeśli nagle zachoruje duża liczba osób, to wtedy maleją szanse, że każdy otrzyma odpowiednią pomoc – mówi.
Ale czy bawełniana maseczka uszyta z prześcieradła można stanowić wystarczającą ochronę przed rozsiewaniem wirusa? – Ryzyko zarażenia nadal istnieje, ale z pewnością jest mniejsze – odpowiada prof. Pyrć. – Zakładajmy maseczkę, gdy np. dostarczamy zakupy osobie starszej lub gdy mamy katar i jesteśmy zmuszeni wyjść z domu, a w szpitalach niech używają ich chorzy pacjenci czy personel, który jest przeziębiony lub podejrzewa u siebie zakażenie – doprecyzowuje.
Zobacz także
Dorota Kalinowska, inspektorka BHP również jest tego świadoma, ale podkreśla, że każdy z nas może przenieść na materiał szereg różnych patogenów. – Dla przykładu: gronkowiec złocisty, który od lat występuje u pacjentów w wielu szpitalach, potrafi przetrwać na powierzchniach przedmiotów nawet kilkanaście dni. Z kolei w kurzu unoszą się np. jaja owsików, które ludzie nieświadomie rozsiewają – tłumaczy. – Zbagatelizowanie tego może doprowadzić u chorych osób do pojawienia się chorób towarzyszących, które mogą przyczynić się do pogorszenia stanu zdrowia, a nawet śmierci – dodaje.
Właścicielka salonu sukien ślubnych ze Słupska mówi mi, że każda uszyta u nich maseczka jest prasowana żelazkiem z funkcją pary. – Myślę, że w ten sposób chociaż trochę odkażamy materiał. Zresztą tylko tyle jesteśmy w stanie sami zrobić. Na szczęście szpital, do którego dostarczyliśmy nasze maseczki, stwierdził, że może wziąć na siebie proces sterylizacji – zapewnia.
Ministerstwo Zdrowia nie widzi przeciwwskazań do przyjmowania uszytych oddolnie przez Polaków maseczek i pozostawia to w gestii dyrekcji każdego ze szpitali. "Najistotniejsze jest, by środki ochrony osobistej zapewniały bezpieczeństwo personelowi medycznemu. Decyzję o wartościowości tego sprzętu oraz jego bezpieczeństwie podejmuje kierownictwo placówki, które również na co dzień jest odpowiedzialne za zakup sprzętu" – czytamy w przesłanym nam oświadczeniu.
Aby odciążyć placówki medyczne z obowiązku sterylizowania maseczek i przekazywać im produkt w pełni gotowy do użycia, Dorota Kalinowska podsuwa pewien pomysł. – Moja firma jest jedną z niewielu w kraju, które zajmują się sterylizacją sprzętu na szeroką skalę, jednak jest mnóstwo firm, które po odpowiednim szkoleniu mogłyby wspomóc osoby szyjące maseczki – mówi.
Część kosmetyczek, podologów i prawdopodobnie wszyscy stomatolodzy mają w swoich gabinetach autoklawy. – Mogę przygotować dokumentacje i procedury zgodne z potrzebami procesu sterylizacji masek. Z chęcią wesprzemy każdą spontaniczną grupę szyjącą maseczki, opowiemy o typowych punktach zakażeń oraz wskażemy dobre nawyki higieniczne. Możemy udostępnić je każdemu, kto się tego podejmie – zapewnia właścicielka ObsługaSPA.pl – Pomagajmy, ale w świadomy i właściwy sposób – puentuje.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl