Koszmar minionego lata. Kiedy wyczekiwany urlop staje się udręką
Pierwszy dzień urlopu. Hotel przy plaży, piękne widoki. A za ścianą nowożeńcy, którzy głośno uprawiają seks. Albo płaczące dziecko, czy ujadający pies. Właściciele hotelu nie słyszą. Korzystają z uroków all inclusive, a wyrzuty sumienia, jeśli je mają, topią w darmowych drinkach.
15.06.2019 12:50
Nauczeni doświadczeniem sprzed lat, pieczołowicie sprawdzamy oferty biur podróży. Już nie dajemy się nabrać na ekskluzywne hotele położone "kilka minut spacerem" od plaży, które okazują się ruderami na szarym końcu kurortu. Sprawdzamy zakwaterowania, lokalne atrakcje, bezpieczeństwo plaży i jej rodzaj. Ale niektórych rzeczy sprawdzić czy przewidzieć, się nie da. Bo czynnik ludzki jest nieprzewidywalny i potrafi skutecznie uprzykrzyć urlop.
Jak się masz kochanie?
A nawet dwa czynniki ludzkie. Tak było w przypadku urlopu Łucji i Bartka. Wymarzonego, pierwszego romantycznego wyjazdu bez dzieci, odkąd na świat przyszły ich latorośle. Tak naprawdę toskańska przygoda była misją ratunkową dla ich związku. Przez tydzień mieli skupić się na łataniu nadwątlonej relacji, nie gadać o dzieciach i rachunkach, a o sobie, przyszłości, planach, oczekiwaniach. Rozmowy były o tyle trudne, że zagłuszane przez inną parę.
– Mieszkaliśmy w toskańskiej willi bez klimatyzacji. Wielkie okna były otwarte non stop. I dzięki temu ciągle słyszeliśmy, z jakim entuzjazmem nowożeńcy w pokoju obok konsumują swój związek – wspomina Bartek. – Na początku udawaliśmy z Łucją, że nic nie słyszymy. Ale po trzech dniach wysłuchiwania jęków amerykańskiej pary, mieliśmy serdecznie dość – wyznaje.
Jednak ani Łucja, ani jej mąż nie mieli odwagi zagadać do pary, która zakłócała im spokój. Zamiast tego poprosili o zmianę pokoju. – To niewiele dało, bo willa miała zaledwie 4 apartamenty. Ale przy włączonej muzyce dało się jakoś wytłumić odgłosy z zewnątrz. Choć muszę przyznać, że miłość chyba unosiła się w powietrzu. 5 tygodni po powrocie z Włoch moja żona powiedziała, że jest w ciąży. Trzecie dziecko chyba nazwiemy "Oh, baby" na cześć tamtej pary – śmieje się Bartek.
Zobacz także
Pies Baskreville'ów
Wysoko, wysoko na liście wakacyjnych koszmarów są historie z psami i dziećmi w roli głównej. A już najgorzej jest, gdy w jednej opowieści jest i pies, i dziecko. Z nieznanych przyczyn młode matki postrzegają czworonogi jako największe zagrożenie dla ich pociech na nadbałtyckich plażach. Jeśli już pies i mały człowiek mogą legalnie spotkać się na brzegu Bałtyku (bo większość plaż w sezonie jest dla psów zamknięta), istnieje spore ryzyko, że matka małego człowieka będzie kategorycznie domagać się, aby pies nie wchodził do tej samej wody, co jej latorośl.
Argumenty są zawsze takie same: pies na pewno zrobi siku do wody. Mam psa. Mam też małe dziecko. I zakładam, że to mój syn, a nie – pies, kilka razy załatwił potrzeby fizjologiczne, siedząc przy brzegu. Oczywiście ubrany był w pieluchę do pływania, która - nie czarujmy się - ma głównie działanie wizerunkowe. Ale nie znam posiadacza psa, który choć raz w życiu nie usłyszał od wzburzonej mamuśki: "Pan/Pani zabierze stąd tego psa. On wchodzi do tej samej wody, co moje dziecko. Ja sobie nie życzę".
Rozumiem obawy, że duży pies biegnąc za patykiem potrąci malca, czy postanowi zabrać mu zabawki. Ale argument o defekacji jest mocno nietrafiony. Psy, zdecydowanie lepiej niż małe dzieci rozumieją zasadę, że nie załatwia się swoich potrzeb w miejscu zabawy.
Serenada do księżyca
Pieskie wakacje to motyw, który powraca w opowieściach wielu osób. Ewa gorzko wspomina pobyt w górach kilka lat temu. Pensjonat, który wybrali z narzeczonym, był "psolubny", co pierwotnie zupełnie im nie przeszkadzało. Choć sami nie mają czworonoga, bardzo lubią psy. Pod warunkiem, że te nie wyją przez pół nocy, gdy właściciele zostawiają je w pokoju, a sami idą na imprezę.
– Pierwszą noc jakoś przeżyłam. Następnego dnia podeszłam do właścicieli psa. Powiedziałam im, że bardzo przeżywał, że został sam i wył aż do ich powrotu. Nie miałam pretensji, bo może to był ich pierwszy wyjazd z tym pieskiem i po prostu nie wiedzieli, że tak reaguje pod ich nieobecność – tłumaczy Ewa.
- Z drugiej strony od razu spotkałam się z oporem. "Pani nam nie mówi, co mamy z własnym psem robić. Pies to pies, musi szczekać. Przecież nie mogliśmy go zostawić samego w domu na tydzień". Próbowałam tłumaczyć, że może pies się boi, stresuje, że to dla niego trudne. Nie docierało. Przez następny tydzień, ostentacyjnie "psiarze" każdego wieczoru wychodzili, a kundel wył. Atmosfera była bardzo gęsta i właściciele tego psa wytykali nas palcami – opowiada Ewa.
Wyjeżdżając, Ewa zwróciła uwagę właścicielom pensjonatu. Przepraszająco wzruszyli ramionami. – Przy kolejnych wyjazdach z premedytacją szukałam miejsc, które nie przyjmują psów. I małych dzieci - dodaje.
Pyszna wyprawa
O ile można bez problemu znaleźć hotele, które nie przyjmują dzieci przed 13-rokiem życia czy psów, kotów lub innych zwierzaków, o tyle na charakter i przyzwyczajenia innych gości nie ma rady. Oczywiście można wybrać bardzo drogi resort czy pięciogwiazdkowy hotel, licząc, że maniery tamtejszych mieszkańców będą "na poziomie". Ale wydanie większych pieniędzy nie zawsze jest gwarancją sukcesu.
Jagoda w ubiegłym roku wybrała się do Chorwacji. Marzyła o dwóch tygodniach świętego spokoju. Ciepłym morzu, dobrym jedzeniu, przyjaznych ludziach. Z chłopakiem wynajęła apartament w dużym domu na wybrzeżu. – Mieliśmy piękny pokój z balkonem i łazienką. Na parterze domu była świetnie wyposażona kuchnia z jadalnią i tarasem. Śniadania chcieliśmy zjadać w domu – wspomina.
Pierwszego dnia Jagodę i Przemka obudził zapach jajecznicy smażonej na cebuli. – Schodzimy do kuchni. A tam starsze małżeństwo, Polacy, pierwszy raz na zagranicznych wakacjach zabierają się za śniadanie. Byli przemili, ale mieli skłonność do gotowania bardzo aromatycznych potraw. Na śniadanie jajecznica na cebuli, na przekąskę – gotowane jajka. Przysięgam, że czekałam, aż wyciągną słoik bigosu albo zaczną gotować co wieczór kalafiora – podsumowuje Jagoda.
Ale to nie kulinarne preferencje, a towarzyskość starszej pary okazała się największym problemem. – Gdzie się nie obróciłam, tam byli oni. Wybieramy się na przejażdżkę łodzią po zatoce. Wchodzimy na pokład – oni już tam są i trajkoczą. Idziemy wieczorem na spacer obejrzeć zachód słońca, oni razem z nami. Kurczę, gdybym miała ochotę na urlop z rodzicami, zabrałabym własnych – irytuje się Jagoda.
Wakacje all exclusive
Kiedyś wymagania wobec urlopowej miejscówki mieliśmy niewielkie: miało być tanio, wygodnie i z ładną pogodą. Dzisiaj coraz częściej szukamy ciszy, spokoju, ładnego dizajnu i ucieczki od problemów dnia codziennego – płaczących dzieci, głośnej muzyki, miejskiego gwaru. Bardziej niż to, co jest na miejscu, interesuje nas, czego nie ma. Nic dziwnego. Pracujemy coraz więcej i choć dostrzegamy potrzebę wypoczynku, nie zawsze mamy nań czas. Ale jak już mamy, chcemy, żeby urlop był idealny.
Inna sprawa, że w coraz bardziej podzielonym społeczeństwie trudniej jest nam zaakceptować osoby o odmiennym stylu wypoczynku, niż nasz. Ostatecznie wszystko sprowadza się do elementarnych zasad współżycia społecznego. Wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się urlop drugiego.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl