Król Narnii
Najwyższa pora, by poznać twórcę opowieści o dziwnej, bajkowej krainie...
24.01.2006 | aktual.: 20.02.2006 15:37
Najpierw do szafy wchodzi Łucja Pevensie, najmłodsza z czworga rodzeństwa. Przepycha się między futrami, ale zamiast drewnianych pleców szafy natrafia na gałązki świerku, a pod jej nogami skrzypi śnieg. Następnie tajemnicę szafy poznaje jej brat Edmund, zadziorny i łasy na słodycze (nic dziwnego, do 1953 roku były w Anglii dostępne tylko na kartki), potem Piotr i Zuzanna.
Po drugiej stronie szafy rozpościera się Narnia, kraina od kilkuset lat uwięziona pod śniegiem przez zaklęcia Białej Czarownicy. Wedle starej przepowiedni dzieci mogą wyzwolić tę krainę wspólnie z jej władcą Aslanem, potężnym lwem.
Tak zaczyna się historia opisana ponad 50 lat temu przez C. S. Lewisa w pierwszej części „Opowieści z Narnii”, zatytułowana „Lew, czarownica i stara szafa”. Teraz ta czwórka bohaterów walczy o popularność z samym Harrym Potterem, a to za sprawą filmowej superprodukcji wytwórni Disneya. To prezent dla dzieci na Boże Narodzenie 2005. Drogi – dodajmy – bo kosztował 150 milionów dolarów. Reżyserię powierzono Andrew Adamsonowi – twórcy kultowego „Shreka”. Wykorzystano bajeczne plenery Nowej Zelandii sprawdzone we „Władcy pierścieni” i zimowe widoki okolic polskiej Białowieży. *
*Mów mi Jack *Okrągła, rumiana twarz, uśmiech smakosza piwa i duża, nieforemna sylwetka w tweedowej marynarce. I oczywiście nieodłączna fajka w dłoni. *Clive Staples Lewis wyglądał raczej jak prosty robotnik niż subtelny profesor Oksfordu, specjalista od średniowiecza i renesansu. Wolał nawet zamiast poważnych imion Clive Staples o wiele prostsze – Jack. I tak nazywali go przez całe życie jego brat i przyjaciele. Niektórzy z nich nie byli zachwyceni jego twórczością: „Jak to, prawdziwy naukowiec pisze książki dla dzieci?” Jednak nie dało się ukryć, że popularność Lewisa, autora poważnych rozmyślań o chrześcijaństwie, wzrosła niepomiernie po ukazaniu się narnijskiej sagi. „Ależ te książki są wykładem chrześcijaństwa!”, niecierpliwili się inni. Nie był entuzjastą „Narnii” nawet jeden z najbliższych przyjaciół Lewisa – J. R. R. Tolkien. Uważał, że czarownica, Święty Mikołaj, gadające zwierzęta i dzieci to za dużo jak na jedną opowieść. Natomiast same dzieci natychmiast zakochały się w narnijskich
historiach i nie mogły darować Lewisowi, że zakończył cykl po kilku latach. „Lepiej skończyć, kiedy wszyscy są zachwyceni, prawda?”, tłumaczył się w liście jednemu z małych wielbicieli. Dzieci zarzucały go setkami listów, na które zawsze starał się odpowiadać. Nie stracił nigdy kontaktu ze światem dzieciństwa. Choć jego własne nie było wcale sielskie ani czarowne.
Chłopiec z szafy *„Stworzyły mnie niekończące się korytarze, puste pokoje i tajne schowki, które odkrywałem w samotności”, napisał po latach. *Nie byłoby Narnii i szafy, gdyby nie Little Lea, dom rodzinny w Belfaście: duży, pełen zakamarków, z niesłychanym strychem, na którym Jack bawił się razem ze starszym bratem Warnim. Razem wymyślili sobie nawet własne królestwo, pełne zwierząt mówiących ludzkim głosem – zupełnie jak w Narnii. Kiedy tylko Jack nauczył się czytać, uznał, że nie ma to jak zamknąć się w kredensie. Zabierał stos książek, świeczkę i obowiązkowo kanapki z dżemem truskawkowym, i tak potrafił spędzać całe dnie i noce. Szaleństwem czytania zaraziła go jego matka, Flora. Kiedy Jack miał 10 lat, niespodziewanie zmarła na raka. Tak skończyła się szczęśliwa epoka.
Albert Lewis był zawsze porywczy, a po śmierci żony dodatkowo popadł w alkoholizm. Wysłał też zaraz syna do angielskiej szkoły z internatem, w której chłopiec nieraz dostał po rękach trzciną i w której odkrył dla siebie protestantyzm.
„Pod Ptakiem i Pędrakiem” *„Żaden dźwięk nie sprawia mi takiej radości, jak męski śmiech”, mawiał Lewis. Najlepiej czuł się w gronie kolegów. *Biografowie, którzy próbowali przyjrzeć się kobietom w jego życiu, mieli kłopot. Zwłaszcza z pewną nieokreśloną relacją. W czasie pierwszej wojny światowej Jack był na froncie i został ranny. W tym czasie zaprzyjaźnił się z Paddym Moorem i jego matką. Paddy zginął, a Jack zajął jego miejsce u boku pani Moore. Jako kto? Właśnie tego nie wiadomo. Wszystkie listy Lewisa do przyjaciół zostały skrzętnie zniszczone. Jednak tu i ówdzie padały sugestie, że być może byli kochankami, a w każdym razie matka zmarłego przyjaciela silnie nim owładnęła, i to na całe 30 lat.
Bracia Lewis i pani Moore z córką zamieszkali wspólnie pod Oksfordem. Jack jednak więcej czasu spędzał w mieszkaniu uczelnianym lub w pubie „Pod Orłem i Dzieckiem”, zwanym powszechnie „Pod Ptakiem i Pędrakiem”, gdzie przy piwie zbierali się członkowie klubu dyskusyjnego „Inklingowie”. Należał do niego również Tolkien, którego Lewis, początkowo jako katolika, traktował z dużym dystansem. Tam też dyskutowano „Hobbita” Tolkiena i „Cztery miłości” – wcześniejsze dzieło Lewisa. Jack jako pisarz chrześcijański był coraz bardziej popularny, zwłaszcza dzięki swoim audycjom w BBC. Sławę przypieczętowała niewielka książeczka: „Listy starego diabła do młodego”, opowiadająca o tym, jak zwodzić ludzi, by przechodzili na ciemną stronę. Powstała w czasie drugiej wojny światowej. Mniej więcej w tym samym czasie pojawiły się pierwsze myśli o Narnii.
Dwie wojny *Film w reżyserii Adamsona zaczyna się od sceny bombardowania Londynu w 1939 roku. Matka wysyła czwórkę rodzeństwa na wieś do domu starego profesora. *Tłum dzieci z przyczepionymi kartkami z adresem wsiada do pociągu – takie sceny wojenny Londyn oglądał niemal codziennie. Tego początku nie ma w książce Lewisa. Znajdziemy go w jego biografii. W rzeczywistości pisarz użyczył swojego domu – jak ów stary profesor – czwórce dzieci. Jedno z nich, zafascynowane starą szafą, zapytało go, czy istnieje z niej inne wyjście. Od tej chwili szafa na stałe zagościła w wyobraźni Lewisa. W jego powieści dzieci uciekają przez nią od grozy wojny, ale trafiają do krainy, w której wojna, w dodatku z ich udziałem, wisi na włosku. W Narnii mają jednak najwspanialszego sojusznika – lwa Aslana.
Lewis mawiał, że „opowieść dla dzieci, która podoba się tylko dzieciom, jest złą opowieścią dla dzieci”. Włożył więc w tę historię to, o czym pisał w książkach dla dorosłych: ideę miłości i ofiary, zbawienia i zwycięstwa dobra nad złem. Dzieci niekoniecznie to zauważą, ale dorośli czytelnicy natychmiast rozpoznają w lwie, który składa z siebie samego ofiarę za zdrajcę – postać Chrystusa.Książkę kończy zdanie: „Jeśli profesor miał rację, był to dopiero początek narnijskich przygód”. I rzeczywiście, Lewis natychmiast napisał kolejny odcinek wyjaśniający wcześniejsze losy Narnii, czyli „Księcia Kaspiana”. A zaraz po niej kolejnych pięć tomów. Czytelnicy co rok otrzymywali nową część, aż do 1957 roku. Producenci filmu obiecują z kolei, że co roku będzie powstawała kolejna część ekranizacji. Aż do roku 2013.
Cienista dolina *Kiedy Lewis napisał książkę „Zaskoczony radością”, nie spodziewał się, że będzie ona prorocza. Dobiegał już sześćdziesiątki, gdy w jego życie niespodziewanie wkroczyła Amerykanka, Joy (Radość) Davidman. Była jedną z wielbicielek jego twórczości. Przez kilka lat wymieniali listy, potem zaprosił ją do Oksfordu. *Przyjechała z dwoma synami, rozwiodła się z mężem i postanowiła zostać w Anglii. Lewis pomagał jej finansowo, a nawet wziął z nią ślub. Ale prawdziwa miłość wybuchła dopiero, gdy Joy zachorowała na raka kości. Wtedy Lewis uświadomił sobie w pełni, co do niej czuje: „Przed laty, kiedy pisałem o średniowiecznej poezji miłosnej i o dziwnej, na pół złudnej »religii miłości«, byłem na tyle ślepy, by traktować to jako zjawisko czysto literackie. Teraz zmieniłem zdanie”, pisał. Rak wyniszczał Joy, choć zdarzały się chwile poprawy. W czasie jednej z nich wzięli kościelny ślub. Joy zmarła w 1960 roku, a ich związek stał się jednym z wielkich romansów świata literackiego. Powstał o nim
film „Cienista dolina” z Anthonym Hopkinsem w roli głównej.
Zostawcie lwa! *Po śmierci żony Lewis napisał niezwykłą książkę o pokonywaniu rozpaczy – „Smutek”. Sam nie czuł się najlepiej. *Zmarł w swoim domu w 1963 roku, w tym samym dniu, kiedy w Dallas zamordowano prezydenta Kennedy’ego.
Śmierć pisarza odbiła się więc niewielkim echem. Za to później jego sława nieprzerwanie rosła. Każdy chciał go mieć dla siebie – nawet katolicy uznali, że tak ciekawy myśliciel religijny nie może być protestantem i przypisali mu konwersję na katolicyzm. Teraz film Adamsona również prowokuje dyskusje: czy jest katolicki, czy protestancki, a może tylko rozrywkowy? „Zostawcie lwa w spokoju!”, napisał w końcu brytyjski „Guardian”. Ale lew nie ma co liczyć na spokój przez najbliższe parę lat. Na dobre zagości na ekranach kin na całym świecie.
Justyna Sobolewska/ __Przekrój