Lęk przed orgazmem bywa problemem par. Oto jak go uniknąć
Musimy wreszcie opanować tę prawdę: każdy seks, którego chcą wszystkie strony, może być źródłem satysfakcji. Nie musi być głośny ani wyuzdany. Oto kilka sposobów, by pozbyć się lęku przed orgazmem.
Lęk przed orgazmem, którego nie należy mylić z depresją po stosunku, to przypadłość, która często powstrzymuje nas przed osiągnięciem pełnej satysfakcji seksualnej. Tak, to zdarza się częściej, niż nam się wydaje i dlatego coraz częściej seksuologowie i psychologowie mówią o orgasm anxiety – lęku przed szczytowaniem.
Rzadko kiedy, choć i to się zdarza, boimy się osiągnięcia orgazmu (to zdarza się pewnie częściej mężczyznom), niż jego nieosiągnięcia (to częściej kobiety), jednak tak naprawdę wszystkie warianty są możliwe.
Nie musisz mieć orgazmu. Serio
Do znudzenia wałkujemy ostatnimi laty ten trudny temat: nasze oczekiwania i wyobrażenia dotyczące seksu kształtowane są w coraz większym stopniu przez pornografię. Ta już bardziej dostępna być nie może – o ile czterdziestolatkowie pamiętają z czasów szkolnych ekscytację oglądaniem świerszczyków przez szybę kiosku, o tyle dzisiejsza młodzież (i dorośli) ma na wyciągnięcie ręki darmowe i zapewniające anonimowość źródła wideo z dźwiękiem i w wysokiej rozdzielczości.
A że seks jest w życiu codzienny tabu – uczymy się od nich. Dlatego uważamy za normalne, że każdy seks kończy się intensywnym, mocnym, głośnym i ekspresyjnym orgazmem, najlepiej obu stron jednocześnie. Tymczasem orgazm nie jest pozycją obowiązkową i ani warunkiem koniecznym udanego pójścia do łóżka. Pierwszy krok, to nauczyć się o tym myśleć w ten sposób.
Rozmawiaj z partnerem
Niezależnie od tego, czy nasze fantazje seksualne kształtowane są przez porno, wzorce wyniesione z domu, czy sztukę malarzy holenderskich XVII wieku, nasz partner czy partnerka nie będzie o nich wiedzieć, dopóki mu lub jej nie powiemy.
O ile wielu kochanków może się z powodzeniem domyślić lub nauczyć co nas kręci, co nas podnieca, to warto pamiętać, że szczęściu można pomóc w najprostszy (no, nie zawsze...) z możliwych sposobów: rozmową. Taka wymiana opinii i informacji o marzeniach może być nie tylko dobrą podstawą udanego seksu, lecz także pewnym rodzajem aktu seksualnego samego w sobie. Zwłaszcza, że można jej spróbować np. w samochodzie podczas podróży na wakacje (jeśli tylko dzieci na tylnym siedzeniu śpią).
Nie staraj się spełnić oczekiwań
W łóżku każdy jest trochę egoistą i tak powinno być. Oczywiście coś – kodeks rycerski mężczyznom, instynkt opiekunki kobietom – każe skupiać się na zaspokajaniu potrzeb drugiej strony, a w przypadku seksu jest w tym element nie tylko honoru, lecz także ambicji. Trzeba jednak pamiętać, że dobry kochanek, dający satysfakcjonujące doznania, to także taki, który sam potrafi się o siebie zatroszczyć. Zwłaszcza że taka samodzielność może być dodatkowym bodźcem stymulującym doznania partnera lub partnerki.
Ostre słowa nie zawsze są najlepsze
Osobom obawiającym się o jakość swoich doznań najczęściej w dawaniu (i przyjmowaniu) satysfakcji przeszkadza stres. Ten zaś wynika z obawy, że nie dajemy z siebie dostatecznie dużo. Jeśli w tej sytuacji słyszymy dodatkowo "proszę, głębiej!" lub tym podobne zachęty do intensyfikacji wysiłku, mogą one zadziałać na nas jak płachta na byka. Czyli, w tym wypadku, stresująco.
Lepiej więc czasem – w zależności od wyczucia – nie upominać partnera, by dał z siebie jeszcze więcej. Całkiem niezłą odmianą dirty talk może się okazać "zrób co zechcesz" albo nawet "możemy już skończyć, jeśli masz ochotę".
Skup się na swoim ciele
Stres blokujący możliwość seksualnej satysfakcji wynika z nadmiernego rozmyślania o okolicznościach zewnętrznych – nie tylko, choć często, doznań seksualnych partnera, lecz także innych wydarzeniach w życiu, a także, co częste, np. poczuciem śmieszności (rozmyślanie o tym, jakie miny robimy, kiedy odczuwamy intensywną przyjemność).
W tej sytuacji pieszczoty mogą być rodzajem... medytacji, rozumianej w ten sposób, że skupiamy się na naszym ciele i doznaniach, które wysyła. Nie tylko z łatwością możemy się dzięki temu przekonać, że jest nam lepiej niż sądziliśmy, lecz także, kto wie, być może odkryjemy jakieś nieznane sobie wcześniej źródła rozkoszy?
Przytulaj. To nie olimpiada
Często wydaje nam się, że aby przynajmniej utrzymać poziom satysfakcji z seksu, potrzebujemy zwiększać intensywność bodźców, a to z kolei kojarzymy z coraz bardziej wyuzdanymi czy wręcz brutalnymi zachowaniami. Ale seks dwojga kochających się ludzi jest przecież po to, żeby "ćwiczyć" bliskość dwóch osób.
Dobrze czasem po prostu wcielić tę bliskość w życie zwyczajnie przytulając się i całując, bez wieloznacznych, piętrowych, wyuzdanych podtekstów.