Lekarze obrzydzają pacjentki, a pacjentki siedzą cicho. Dlaczego? Bo myślą, że nic nie mogą zrobić
- Nachylił się, przytulił policzkiem i zaczął szeptać mi do ucha. Weszła pielęgniarka. Szybko się odsunął, przytknął tylko sobie palec do ust, żebym nic nie mówiła – słyszę od jednej z kobiet. Oburzające? Gorsze jest to, że niewiele kobiet o tym mówi głośno.
13.02.2018 | aktual.: 24.05.2018 14:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zaczęło się od potwornego bólu zęba. Agata prosto z pracy pojechała do stomatologa. - Już raz u niego byłam. Wtedy u progu przywitał mnie słowami, że jestem piękną kobietą. Pytał, czym się zajmuje, a jak powiedziałam, że jestem śpiewaczką operową, zagadywał mnie całą wizytę właśnie o to. Dał mi swoją wizytówkę, powiedział, żebym dzwoniła, jeśli będę czegoś potrzebować. Dotykał mnie, choć nie było to uzasadnione – opowiada mi. Jej wizytę u stomatologa opisała przyjaciółka na facebookowej grupie "Dziewuchy Dziewuchom". Historia oburzyła internautki i sprowokowała dyskusję: o jak wielu niestosownych zachowaniach lekarzy nie mówimy głośno.
"Dotykał mojego kolana, mojej dłoni, odgarniał włosy z twarzy"
Agata pracuje w służbie zdrowia, jest terapeutą. Wie, kiedy lekarz zaczyna przekraczać granice. Tak było teraz. – Miałam nadzieję, że już więcej na niego nie trafię. Wydał mi się jakiś "śliski". Rozumie pani, o co mi chodzi? Na koniec wizyty powiedział, żebym przyszła na leczenie za kilka tygodni – wspomina.
Na początku lutego ból zęba nasilił się do tego stopnia, że Agata nie mogła już wytrzymać. – Łzy ciekły mi po policzkach. To było nie do zniesienia. Byłam pół przytomna z bólu. Pojechałam do stomatologa. Ten sam lekarz. Nawet się ucieszyłam przez chwilę, bo znał już problem. Nie musiałam nic tłumaczyć. Wyszedł z gabinetu, podszedł do mnie, gdy siedziałam na korytarzu. Mówi: "słuchaj, byliśmy umówieni, że do mnie przyjdziesz". Przyjął mnie poza kolejnością – mówi.
Agata usiadła w fotelu, a lekarz zaczął jej ścierać łzy z policzków. - Nałożył rękawiczki, zaczął mnie głaskać po twarzy. Pielęgniarka wyszła na moment, a on w tym czasie złapał mnie za szyję, jakby chciał mi masażem ulżyć w bólu. Nachylił się do mnie, przytulił policzkiem i zaczął szeptać do ucha, czy mam świadomość, jak dojrzały mężczyzna jest w stanie docenić piękno kobiety bez makijażu. Pytał, czy mam świadomość, że on jest właśnie takim mężczyzną. Weszła pielęgniarka. Odsunął się. I to mnie obrzydziło najbardziej – przytknął sobie palec do ust, żebym nic nie mówiła – opowiada Agata.
To, co brzmi jak klasyczna historia molestowania, było wizytą lekarską. Agata nie reagowała. Pytam dlaczego, ale jej odpowiedź wydaje się prosta: chciała tylko pozbyć się jak najszybciej bólu i wyjść. – Zwracał się do mnie jak do dziewczynki, mówił, że byłam bardzo dzielna. Mam 42 lata i pierwszy raz ktoś tak mnie potraktował. Mówił, żebym jeszcze wróciła za kilka dni, żebym brała takie i takie leki. Robił to i przy okazji dotykał mojego kolana, mojej dłoni, odgarniał włosy z twarzy. Pielęgniarka traktowała nas jak powietrze. Nie patrzyła nawet, co robi lekarz. Była całkiem nieobecna – wspomina.
Wyszła z gabinetu, zadzwoniła do kolegi i opowiedziała mu o wszystkim, co stało się chwile wcześniej. – Ty mi powiedz, czy mam urojenia, czy to jest naprawdę nieodpowiednie zachowanie? – zapytała. Bo gdy większości czytających to wydaje się, że lekarz powinien za to odpowiedzieć, powinny powstać skargi i petycje, a Agata powinna biec do ordynatora czy Izby Lekarskiej – to nie wszystkie kobiety na to stać. Są przekonane, że są na gorszej pozycji. Słowo przeciwko słowu. Lekarz doświadczony, szanowany, to jak tutaj go oczerniać. I milczą. I robią najgorszą rzecz z możliwych.
Dotykał, ale co zrobisz?
Takie pytanie usłyszałam od jednej ze znajomych. Była u protetyka. Gabinet prywatny. – Okropny facet. Wiem, że musiał dotknąć mojej twarzy, żeby coś tam sprawdzić, przymierzyć i tak dalej. No ale on dotykał mojego ramienia co chwilę, jakby chciał głaskać. Potem położył mi rękę na brzuchu. Tak umyślnie, rozumiesz? Strzepnęłam ją. Powiedziałam, że chyba coś mu się pomyliło. Powiedziałam o tym do tej pory tylko koleżance, bo szukała specjalisty, który by jej pomógł. Przestrzec ją chciałam. I tylko ona wie. Bo co zrobię? To był prywatny gabinet… - słyszę.
I takich historii można by jeszcze wiele wyciągnąć, bo coraz częściej jest tak, że opisywane są w sieci przez pacjentki. Tyle że na każdą historię opowiedzianą głośno przypada kilka, które kończą się: "nie powiedziałam nikomu. Co niby zrobię?". Otóż zrobię i to dużo. Każda taka historia – szczególnie jeśli chodzi o przekroczenie granic cielesności – powinna trafić, jeśli nie do Izby Lekarskiej, to do bezpośrednich przełożonych danego lekarza. Kobiety, to kilka zdań rozpisane na papierze czy w mailu, którymi bronicie nie tylko siebie, ale i każdą inną pacjentkę, która trafi na lekarza, który was potraktował w niewłaściwy sposób, a nawet molestował.
Mówimy o czasach #metoo, o tym, że w Polsce i tak niewiele się dzieje. Chwalimy te wszystkie Amerykanki, które głośno mówią o nadużyciach, które zbierają miliony na odszkodowania i pomoc ofiarom przemocy seksualnej, bijemy brawo znanym aktorkom, które po latach odważyły się powiedzieć prawdę. A to, co przechodzimy za drzwiami gabinetu, zostawiamy dla siebie.
Dla nieprzekonanych Agata wyjaśnia: - Jestem terapeutą foniatrycznym. Moja praca polega na tym, że siadam z pacjentem i muszę go dotykać. Po szyi, po barkach, uciskam dół brzucha. Ale zanim cokolwiek zrobię, to pytam pacjenta, czy będzie się z tym dobrze czuł, czy nie będzie to dla niego problem. Chodzi o zaufanie, o bycie profesjonalnym. Dla mnie pacjent jest bezpłciowy. Nie ma znaczenia, czy to kobieta, czy mężczyzna. Są różne rodzaje „dotyku”. Ten był zupełnie nieuzasadniony. Mógł dotknąć mojej żuchwy, mógł przechylić moją głowę, żeby coś lepiej widzieć. Ale żeby przytulać się do mnie policzkiem? Dotykać za ramię?
- Absolutnie tego nie zostawię – mówi mi. - Chcę tylko dokończyć leczenie, wyzdrowieć, zabrać dokumentację medyczną od tego lekarza. Zamierzam oskarżyć go nie tylko o to, jak się zachował, ale też że podjął się przeprowadzenia zabiegu, choć nie miał do tego kwalifikacji. Przygotowuję pismo do jego pracodawcy. Jeśli nie ustosunkują się w przeciągu miesiąca, mają mnie z nim skonfrontować przy świadkach. Opowiem, co się wydarzyło jego przełożonym. Nie mam z tym problemu - dodaje Agata.
- Gdyby mnie tak nie bolało, gdybym nie była w tamtym momencie zdana na niego, wstałabym i wyszła. Ale też byłam obolała i średnio trzeźwo oceniałam sytuację. Ale zrozumiałam, że to wszystko było złe. Wie pani, tam na ten fotel siadają przecież też nastolatki, które nie wchodzą z mamą do gabinetu. Jeśli pielęgniarka nie reaguje – a przecież jest po to, by lekarz nie był sam z pacjentem – to jest już poważny problem - przyznaje.
Im więcej zgłoszeń, tym być może mniej w przyszłości będziemy mieć podobnych patologii. Same sobie w końcu tworzymy kulturę, która pozwalać będzie na takie zachowanie. – Wie pani, ja jestem po roku terapii. Dziś reaguję, ale gdybym była Agatą sprzed roku, po różnych życiowych przejściach, skuliłabym ogon i nie zrobiłabym nic. Jak większość kobiet. Pewnie nawet nie miałabym świadomości, jak bardzo było to niestosowne. Bo tu najważniejsze są schematy, jakie mamy wdrukowane, gdzie mamy granicę zachowań, na które pozwalamy. Mimo to potrzebowałam kogoś z boku, który powiedział mi: "dziewczyno, ocknij się. Dla mnie jako faceta jest to nie do przełknięcia". Dziś mogę powiedzieć to samo innym kobietom – mówi Agata.